Prószyński i S-ka, 2011
Liczba stron: 384
Miałam bardzo duże oczekiwania względem tej książki. W zasadzie niczym nie były uzasadnione. Podobała mi się okładka oraz zwięzły tytuł. Opis wydawcy sugerował poszukiwania seryjnego mordercy – możliwe, że właśnie to wprawiło mnie w stan ekscytacji. Spodziewałam się super pościgu i śledztwa pełnego pułapek i punktów zwrotnych. Bardzo się myliłam i częściowo stąd moje rozczarowanie.
Edward Dunford jest dziennikarzem. Po kilku latach pracy na południu, wraca do rodzinnego Yorkshire, gdzie obejmuje wymarzone stanowisko dziennikarza śledczego w ogólnokrajowej gazecie. Nie musi czekać długo na pierwszy temat – w drodze ze szkoły do domu ginie dziesięcioletnia dziewczynka. Gdy po kilku dniach znalezione zostają jej zwłoki, aż trudno uwierzyć w okrucieństwo, z jakim dziecko zostało zamordowane. W międzyczasie podejrzaną śmiercią ginie kolega Edwarda, badający interesy prominentnych lokalnych biznesmenów. Tuż przed śmiercią zadbał jednak, by jego materiały trafiły do Edwarda. Ten stara się znaleźć rozwiązania obu zagadek, ale im głębiej bada, tym częściej jest odsuwany przez szefa od tych spraw. Ponadto ktoś go prześladuje, istnieje podejrzenie, że próbuje Edwarda wrobić w jakieś świństwo.
To, co napisałam powyżej brzmi zupełnie nieźle, prawda? Jednak są to fakty wyjęte spośród wielu kolejnych wątków, dziesiątek scen przemocy, poniewierania ludźmi, głównie Edwardem, steku przekleństw, brutalnych scen erotycznych i ogólnego chaosu. Wszystkiego w tej książce jest za dużo – bohaterów o tych samych, bądź podobnych imionach i nazwiskach, wątków, skorumpowanych ludzi, wewnętrznych zagrywek w redakcji, układów i układzików. Okazuje się, że gdyby tak trzeba było wskazać jakąś pozytywną postać, to musiałby to być Edward. A on też jest niezłym skurczysynem. I choć książka mnie wciągnęła to przeczytałam ją z obrzydzeniem, szczególnie rozczarowując się zakończeniem.