1Q84, T. 1, Haruki Murakami

Muza SA, 2010

Liczba stron: 477

Nie jestem specjalistką od Murakamiego, ale to co dotychczas przeczytałam pozwalało mi spodziewać się po „1Q84” porządnej dawki emocji i czytelniczych ekscytacji. Przyjemność czytania specjalnie odkładałam w czasie, tak cyzelując, by skończyć tom pierwszy mniej więcej w okolicach wydania tomu drugiego, zatem książka przeleżała ponad miesiąc na półce. Teraz jestem już po lekturze tej najnowszej na naszym rynku powieści Murakamiego i wciąż znajduję się w dziwnie baśniowo-realistycznej atmosferze książki.

Autor prowadzi równolegle dwie historie, które w pewnym momencie zaczynają się delikatnie zazębiać, choć niewiele jeszcze wynika z tej wzajemnej relacji. Dwoje głównych bohaterów, którym poświęcone są naprzemiennie rozdziały to Aomame – trenerka w klubie fitness, potajemnie zajmująca się eliminowaniem brutalnych mężczyzn zagrażających kobietom oraz Tengo – wykładowca matematyki, pisarz, który wciąż nie stworzył powieści wartej opublikowania. Bohaterowie mają niespełna trzydzieści lat, mieszkają w Tokyo, nie pozostają w stałych związkach, oboje mieli nieciekawe dzieciństwo i dopiero wyzwoliwszy się spod władzy rodziców zaczęli normalnie żyć.

Kiedy Tengo dostaje od redaktora, z którym od lat współpracuje, propozycję poprawienia tekstu powieści przesłanej na konkurs przez siedemnastoletnią Fukaeri, następuje pewnego rodzaju przełom w jego uporządkowanym życiu. Po pierwsze, takie poprawki  są nieetyczne i nielegalne, po drugie dziewczyna, mimo niekonwencjonalnego zachowania, zdaje się obdarzać go zaufaniem, a on ją przyjaźnią.

Aomame natomiast ma wrażenie, że z jakiegoś nieznanego powodu „przegapiła” ważne wydarzenia z życia kraju, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich 2-3 lat. Nie ma logicznego wytłumaczenia tej sytuacji, zatem Aomame stara się żyć normalnie, jednocześnie zapoznając się w bibliotece z wiadomościami z tego okresu.

Żeby za dużo nie zdradzić z fabuły ograniczę się do tego krótkiego streszczenia licząc na to, że kto jeszcze nie przeczytał nie zostanie przeze mnie zniechęcony do lektury, ani zaatakowany przeze mnie nadmierną ilością spoilerów. Dodam jednak, iż obie historie są równie ciekawe, mają wspólne punkty, które pozwalają się domyślać, iż bohaterowie w końcu się spotkają. Elementy fantastyczne stapiają się z realistycznymi, podsycają ciekawość, a napięcie stopniowo wzrasta wraz z atmosferą zagrożenia – z tym, że nie wiadomo czy zagrożenie stanowią ludzie czy też istoty nieludzkie.

W trakcie lektury kilka razy tak mnie wciągnęła historia jednego z bohaterów (raz był to Tengo, innym razem Aomame), że miałam ochotę czytać dalej o tej postaci, omijając rozdział poświęcony drugiemu bohaterowi. Warto dodać, iż Murakami pisze prosto, klarownie, nie wygładza tekstu, nie udziwnia. Jego siła leży właśnie w tym prostym, minimalistycznym stylu oraz nieogarnionej wyobraźni, którą przekłada na historie pełne ekspresji.

Och, jakże bym chciała przejść płynnie do kolejnej części…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.