Historie jednej sprawy, Kate Atkinson

Kate Atkinson głęboko zapadła w moją pamięć wiele lat temu. Ze względu na intrygujący tytuł, przyniosłam wtedy z biblioteki British Council książkę „Behind the Scenes at the Museum” . Nie wiedziałam wówczas, że powieść została przetłumaczona na polski i nosi tytuł „Za obrazami w muzeum”. Powieść przykuła mnie do siebie na wiele wieczorów, do tej pory pamiętam zarys akcji, a przede wszystkim niesamowitą atmosferę, jaką udało się stworzyć autorce. Zapragnęłam aby książkę poznały inne bliskie mi osoby i wkrótce zakupiłam polską wersję powieści. Niestety, nikt nie podzielił mojego zachwytu… Potem czytałam kolejną powieść autorki, ale ta mnie zupełnie nie wciągnęła – do tego stopnia, że wróciła do biblioteki niedoczytana.

„Historie jednej sprawy” to powieść o ojcach i córkach. To także powieść o braciach i siostrach. Przy okazji jest również powieścią detektywistyczną. Trzy odległe od siebie w czasie historie splatają się za sprawą detektywa Jacksona Brodie. Brodie w niewielkich odstępach czasu otrzymuje zlecenia odszukania sprawców zaginięcia trzyletniej dziewczynki, które miało miejsce w latach siedemdziesiątych, mordercy nastolatki, która zginęła ponad dwadzieścia lat później oraz śladów dziewczyny, której matka trafiła do więzienia za zamordowanie swojego męża.

Nie jest to typowa powieść detektywistyczna, bardziej psychologiczne studium relacji międzyludzkich i stosunków panujących w rodzinach. Każda sportretowana rodzina ma swoje koszmary, nie jest od nich wolny również sam Jackson Brodie. Niebanalna treść oraz umiejętność tworzenia niezwykłej atmosfery przez autorkę to ogromne atuty powieści. Smaczku nadają jej również dowcipne, ironiczne, zabawne i uszczypliwe dialogi oraz puenty. To wciągająca powieść, w której dużo się dzieje, także w głowach bohaterów.

Katedra w Barcelonie, Ildefonso Falcones

 Chyba żadnej innej książki nie czytałam tak długo. I nie chodzi tu o liczbę stron, ale o to, że nie potrafiłam wciągnąć się w akcję, a jeśli już mi się to udawało, to i tak po chwili zrezygnowana odkładałam powieść. Dlaczego? Nie znam żadnej książki z równie przewidywalną fabułą. W końcu na własne potrzeby nazwałam „Katedrę w Barcelonie” średniowieczną powieścią historyczną w rytmie hip hopu i o ambicjach telenoweli.

I rzeczywiście akcja książki przypomina telenowelę – przynajmniej ja tak sobie wyobrażam seriale TV, bo  telewizji w ogóle nie oglądam, a już nigdy nie obajrzałabym żadnego serialu. Tak już mam.

Powieść opisuje losy Arnau’a syna chłopa, który wraz z ojcem w tragicznych okolicznościach musi zbiec do Barcelony, by tam po roku stać się człowiekiem wolnym. Gdy umiera jego ojciec, nastoletni Arnau  jest zmuszony sam zarabiać na utrzymanie. Przy tym wspomaga swojego przyjaciela Joana, którego traktuje jak brata. Mimo bardzo młodego wieku i słabości ciała zostaje przyjęty do zgromadzenia bastaixos i w pocie czoła pracuje jako tragarz portowy oraz tragarz kamieni potrzebnych do wzniesienia katedry. Poślubia kobietę, której nie pożąda i zdradza ją z inną, która z początku jest spełnieniem jego młodzieńczych marzeń, a potem staje się jego największą zgryzotą.

To tak pokrótce, bo akcja zapętla się jeszcze wielokrotnie obejmując wojny, bitwy, zdrady, namiętności, przyjaźnie, nienawiści itp. Nie twierdzę, że książka jest nudna, bo wciąż dzieje się coś nowego. Ja twierdzę, że akcja jest monotonna, bo losy Arnaua zmieniają się z dobrych w złe z regularnością sinusoidy. Jak jest dobrze, to na pewno w kolejnym rozdziale będzie źle… Mimo tej irytującej powtarzalności czytałam dalej wmawiając sobie, że Falcones autorem bestsellera jest i że miliony czytelników nie mogły się mylić.

Wiele razy narzucało mi się porównanie z „Filarami Ziemi” Folletta, przede wszystkim w czterech aspektach: losy Arnaua, budowa katedry, przedstawienie postaci według schematu jak biedny to dobry, jak bogaty to szuja oraz podbudowa historyczna powieści. Z tym, że Follettowi udało się tchnąć ducha w postacie oraz w tło historyczne. Falcones tło historyczne traktuje poważnie, ale raczej w formie mini wykładów wplecionych tu i ówdzie, bohaterów nazwałabym aktorzynami z telenoweli – moją sympatię wzbudził tylko Maur Guillem.

Teraz już wiem, że miliony czytelników mogą się mylić.

Pod Przechytrzonym Lisem, Martha Grimes

No, ja już wiem kto zabił. Bez obaw, nie zdradzę rozwiązania zagadki.

Tym razem Richard Jury zostaje wysłany przez swojego aroganckiego zwierzchnika na daleką północ – Rackmoor. Tam w mroźy wieczór styczniowy zostaje zamordowana kobieta. Jest to Gemma Temple, która podaje się za zaginioną kilkanaście lat wcześniej przybraną córkę okolicznych milionerów Crealów. Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że na miejscu zjawia się również Melrose Plant znajomy barona Creala. Wspólnie z Plantem i wiecznie zakatrzonym Wigginsem zagłębiają się w skomplikowane relacje łączące współczesną zbrodnię z mroczną przeszłością. Na ich drodze staje cała plejada różnych postaci, mieszkańców Rackmoor, wśród których największą sympatię wzbudza Bertie, zaradny dwunastolatek ze swoim psim przyjacielem.

Jak zwykle u Grimes mamy mnóstwo cierpkiej ironii, dobrze skonstruowany wątek kryminalny i przesympatycznych detektywów: Jury’ego, Wigginsa i amatora Planta. Rozrywka na najwyższym poziomie gwarantowana. Na mnie czekają już kolejne części: The Anodyne Necklace, Jerusalem Inn i The Dirty Duck. Przyznam, że bardzo cieszy mnie perspektywa obcowania z tą zacną trójką dżentelmenów.

Kamieniczka, Edyta Szałek

 „Kamieniczka” jest niewielkim zbiorem opowiadań, które połączone są ze sobą i bohaterami, i miejscem akcji, czyli kamieniczką oraz miastem, w którym mają miejsce wydarzenia.

Wspomniane opowiadania to okruchy z życia zwykłych ludzi pokazujące ich pragnienia, tęsknoty, ból, osamotnienie. Występują tu także optymistyczne wątki ukazujące miłość i zauroczenie odkrywane w najmniej spodziewanych momentach. Tytułowe opowiadanie jest zdecydowanie najlepsze, drugie w tomiku również trzyma poziom, jednak im dalej, tym bardziej monotonnie i mniej ciekawie, bardziej przyziemnie. Cios między oczy dostałam pod koniec książki po przeczytaniu zdania „Choć do łóżka”. I ten brak korekty tak mnie rozzłościł, że na pewno odbiło się to na całościowym postrzeganiu wartości książki.

Nie twierdzę, że nie warto czytać tego tomiku opowiadań, ale na pewno nie powinniście spodziewać się po nich niczego odkrywczego i zmieniającego przez was postrzeganie świata. Ot, taka miła lektura na krótki wieczór.

Z kamerą i strzelbą przez Mato Grosso, Antonio Halik

Niewątpliwie przyjemnie spędziłam czas podczas lektury tej książki. Z początku jednak nie zapowiadało się dobrze, pierwsze rozdziały męczyłam kilka dni, bo nie mogłam wejść w rytm opowieści. Być może to ja byłam zbyt zmęczona, żeby zanurzyć się w brazylijskiej selwie razem z Halikiem i jego żoną Pierrette.

Książka to zapis podróży małą indiańską łódką przez dżunglę oraz pieszo i konno przez suche równiny Brazylii. Istotną rolę podczas wyprawy odgrywają dwa przedmioty wymienione w tytule. Strzelba pomaga zdobyć pożywienie oraz zaskarbić sobie przyjaźń Indian, a kamera rejestruje świat tak odległy od naszych wyobrażeń.

Halik koncentruje się na dwóch wątkach: faunie i florze oraz życiu Indian licznych plemion zamieszkujących ten teren. Podczas podróży (niestety nie wiadomo jak długo trwała ta wprawa) małżeństwo Halików mieszka w dwóch Indiańskich wioskach, bierze udział w życiu plemiennym, dzieli z tubylcami radości, smutki i trudy życia na skraju dżungli i niejednokrotnie naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo.

Opisy przyrody odbiegały stylem od pozostałych fragmentów, są trochę nieporadne, trochę pompatyczne, chociaż jak najbardziej szczere. Rozumiem, że przełożenie na słowa zachwytów i wzruszeń, jakich dostarcza natura bez zahaczania o śmieszność jest niezwykle trudne, dlatego wielkodusznie się nie czepiam. Opisy życia plemiennego, historii plemion, ich potyczek i uprzedzeń (słusznych) w stosunku do białego człowieka są znacznie lepsze, tętnią życiem, są malownicze i autentyczne.

Książka jest ilustrowana fotografiami z wyprawy, na których są zarówno ludzie oraz przyroda. Szkoda tylko, że zdjęcia nie są podpisane.