W wilczej skórze, Fred Vargas

Przeczytałam kolejną książkę Vargas, by wyrobić sobie zdanie o jej umiejętnościach pisania powieści kryminalnych. „W wilczej skórze” opowiada o serii brutalnych ataków na owce na południu Francji. Pasterze i farmerzy podejrzewają, że ataków dopuścił się ogromny wilk samotnik. Społeczność lokalna postanawia wziąć odwet i odnaleźć mordercze zwierzę. Sprawę komplikuje śmierć farmerki Zuzanny, która jak się wszystkim zdaje, także padła ofiarą wilka.

Po okolicy rozchodzi się jednak pogłoska, że za serią ataków stoi wilkołak, a podejrzenie pada na człowieka żyjącego na uboczu wsi. Mieszkańcy nabierają pewności w swoich podejrzeniach wówczas, gdy człowiek ten przepada bez wieści, zabierając ze sobą psa, gotówkę i sprzęt do wspinaczki.

Sol, przybrany syn zamordowanej kobiety, Strażnik, wierny stary pasterz jej owiec oraz Kamila, osoba, która uważa się za przyjaciółkę zmarłej, wyruszają w pościg za wilkołakiem. Poruszają się starą ciężarówką do przewozu owiec. Lawrence – Kanadyjczyk, kochanek Kamili, badacz wilków zwany traperem, wspiera ich działania poprzez stały kontakt telefoniczny. Jednak, gdy pojawia się więcej ofiar, przedziwna trójka tropicieli musi albo się wycofać, albo zdobyć sprzymierzeńca z policji. W ten sposób pojawia się Adamsberg, którego łączy z Kamilą wspólna burzliwa przeszłość.

To nietypowy kryminał, ponieważ sprawę badają starzec, porywczy młody mężczyzna oraz młoda kobieta, która jest dla tej grupki kierowcą. Kryminał napisany jest sprawnie, akcja rozwija się bez zbędnych postojów. Nastrój powieści przesycony jest atmosferą małych wiosek na południu Francji oraz ciepłym humorem. Trochę przed końcem domyśliłam się, kto zabijał, ale nie odebrało mi to ochoty na dokończenie powieści.

Na półce mam jeszcze jedną książkę Vargas, ale o niej napiszę dopiero za jakiś czas.

This Night’s Foul Work, Fred Vargas

To pierwsze moje spotkanie z twórczością pani Fred Vargas. Książka, którą przeczytałam nie doczekała się tłumaczenia na polski. Czułam się zobowiązana, by książkę przeczytać, bo dostałam ją w prezencie i nie chciałam zawieść osoby obdarowującej mnie. Trochę jednak bałam się, że to gniot, bo w Polsce Fred Vargas ma dość niskie notowania i mało pochlebne recenzje. Jednak powieść urzekła mnie i akcją, i swoistym francuskim humorem.

Do oddziału Adamsberga dołącza nowy rekrut, który zmaga się z traumą z dzieciństwa, i który raz po raz wchodzi w drogę swojemu szefowi. Trafia na trudny czas, ponieważ Adamsberg i jego oddział policji kryminalnej badają bardzo zagmatwaną sprawę. Poruszają się w dużym stopniu po omacku. Bo trudno rzeczywiście znaleźć powiązania pomiędzy dziwnymi wydarzeniami, które miały miejsce w Paryżu oraz w normandzkich wsiach.

Dwóch rzezimieszków zostaje zamordowanych na ulicach Paryża, mniej więcej w tym samym czasie ktoś plądruje grób zmarłej niedawno kobiety, ponadto, na wsi w Normandii zostaje zabity jeleń, a jego serce wycięte z piersi. W różnych miejscach widziana jest tajemnicza postać, którą świadkowie porównują do ducha.

Adamsberg, którego umysł działa w sposób niedający się scharakteryzować w żadnych kategoriach, bada wszystkie te ślady przy czynnej asyście swoich zaufanych współpracowników i nowego. Wszyscy oni są charakterystyczni, mają swoje wady, ale i mnóstwo zalet. Chwilami towarzystwo wydawało mi się tak absurdalne, że wybuchałam śmiechem znad książki. Szczytem absurdu był pościg po Paryżu (helikopterem, na motorach i w samochodach policyjnych) za kotem tropiącym.

Ubawiłam się po uszy. I tylko o ból głowy przyprawiała mnie maleńka czcionka w moim paperbacku.

Słownik imion własnych, Amelie Nothomb

Plectrude ma nie tylko wyjątkowe imię, cała jest wyjątkowa. Jej matka będąc w ósmym miesiącu ciąży, zastrzeliła swojego męża i wkrótce po narodzinach córeczki popełniła samobójstwo. Dziewczynkę wychowuje rodzina siostry matki, jako najmłodszą z trójki rodzeństwa.

Od pierwszych dni życia Clemence (przybrana matka) podkreśla wyjątkowość Plectrude, wielbi ją zupełnie nieracjonalnym uczuciem, podkreślając w dziewczynce wszystkie indywidualne cechy. Plectrude ma kłopoty z nauką, za to przepięknie tańczy. Zostaje przyjęta do paryskiej szkoły baletowej, w której całkowicie się zmienia, poddając się rygorowi niejedzenia. Tam też nadchodzi przełom w jej życiu w sensie dosłownym, bo wszystko, co dotychczas stanowiło oparcie dla Plectrude rozsypuje się w proch.

Co autorka miała na myśli opisując losy Plectrude? Może chciała pokazać jakie szkody może przynieść zaborcza, bezkrytyczna miłość zaślepionej matki? Może zapragnęła zmierzyć się z tematem wpływu przeznaczenia i własnej woli na życie bohaterki? Może tylko miała ochotę zapewnić trochę rozrywki czytelnikowi? Nie wiem, wiem natomiast, że znacznie bardziej polubiłam tę książkę od uprzednio czytanej przeze mnie „Higieny mordercy”.

Kafka nad morzem, Haruki Murakami

Zanim uciekł z domu zmienił imię. Od tej pory nazywany jest Kafką. Ma piętnaście lat i ucieka przed swoim przeznaczeniem. Jest głęboko zraniony przez matkę, która zabierając starszą siostrę, opuściła go, gdy Kafka miał zaledwie cztery lata. Nie cierpi swojego ojca, który jest dla niego obcym i okrutnym człowiekiem. Chłopca ściga przepowiednia – klątwa rzucona przez ojca. To przed nią próbuje uciec.

Udaje mu się bez problemu dotrzeć na inną wyspę. Na swojej drodze spotyka niezwykłych ludzi: trochę starszą od siebie dziewczynę, Sakurę, oraz pana Oshimę i panią Saeki, którzy udzielają mu schronienia w prywatnej bibliotece. Są dla chłopca także drogowskazami w poszukiwaniu siebie oraz jedynymi powiernikami tajemnic.

Równolegle śledzimy wędrówkę pana Nakaty – od dziecka upośledzonego staruszka, który posiada niezwykłą umiejętność rozmawiania z kotami, i który jest zupełnie bezradny w zderzeniu z nieznanym. Pan Nakata nie potrafi czytać, nie rozróżnia kierunków, nie ma zbyt wielu informacji o świecie, ale jest człowiekiem szczęśliwym, pogodzonym ze sobą, pogodnym.

Pewnego dnia pan Nakata zderza się ze swoim przeznaczeniem i traci kontrolę nad swoim życiem. Opuszcza znaną sobie dzielnicę Tokio po raz pierwszy od wielu lat i kierowany nieznaną siłą, rusza w drogę, której celu i końca nie zna. Towarzyszy mu młody kierowca ciężarówki, miłośnik koszul hawajskich – pan Hoshino. Pan Hoshino również kieruje się niezrozumiałą potrzebą, by towarzyszyć temu starszemu dziwnemu człowiekowi.

Od pewnego momentu wiadomo, że losy tych ludzi są ze sobą jakoś powiązane, ale nie widać jeszcze powiązań przyczynowo-skutkowych. Na wyjaśnienie trzeba cierpliwie czekać aż do końca książki. A im dalej tym trudniej – dzieje się coraz więcej niezwykłych rzeczy, przy których gadające koty to najmniejszy problem. Jak dla mnie trochę to wszystko za bardzo było skomplikowane i niejasne, bo ja po prostu nie rozumiem fantasy i science fiction, nie fascynuje mnie magia i siły nadprzyrodzone.

Książka jest mieszanką tego wszystkiego oraz jeszcze nawiązuje do mitologii, filozofii, literatury i muzyki poważnej. Erudycja i wiedza autora jest ogromna, chociaż chwilami nie widziałam uzasadnienia w podawaniu faktów, na przykład, z życia Beethovena. Z drugiej strony, interesujące było odkrywanie Japonii – potrawy i miejsca dla mnie egzotyczne nabierały innego wymiaru. Przede wszystkim, jednak, ta książka jest o szukaniu siebie w sobie oraz o trudnej sztuce samoakceptacji i akceptacji swojego przeznaczenia.

Jestem zaintrygowana pisarstwem Murakamiego i chętnie przeczytam inne książki tego autora.

Jestem nudziarą, Monika Szwaja

Nie jestem zwolenniczką kobiecej lekkiej literatury nawet w wakacje. Tę pozycję chciałam przeczytać ze względu na zawód głównej bohaterki. Agata jest nauczycielką w liceum, a ja chciałam zobaczyć jak literatura traktuje nauczycielki i w jaki sposób przedstawia je rzeszy czytelniczek.

I to ja jestem nudziarą, bo nie dałam się porwać akcji powieści. Agata jest postacią, która upleciona została z cech znanych mi z innych książek autorki – Szwaja większość bohaterek obdarza podobnymi rysami charakteru. Zauważyłyście? Agata jest zatem chaotyczna, ma niewyparzony język, jest kochliwa jak nastolatka, naiwna, ma napady głupawki, a co najgorsze jest płytka – przy tym ocenia ludzi przez pryzmat numerologii i innych bzdur. Więc niedouczona chyba też skoro wierzy cyferkom. Przy tym ma dwie zupełnie nieprawdopodobnie stuknięte przyjaciółki.

Realia polskiej szkoły to mój drugi zarzut pod adresem pisarki – Agata drugiego września sprawdza sobie w dzienniku dane uczniów swojej wychowawczej klasy. Taaaa, ja się pytam, kto jej te dane wprowadził. Sama powinna… Poza tym jako zupełnie początkujący nauczyciel jest nieomylna, błyskawicznie zdobywa zaufanie uczniów, oplata ich wręcz wokół palca. Już w październiku ma ich wszystkich w garści. Aha. Po prostu super. Rozśmieszała mnie a jednocześnie irytowała przeraźliwa naiwność bohaterki.

A akcja książki? Niewarta wzmianki. Agata na raz poznaje dwóch facetów – którego kocha, którego wybierze, jak im się ułoży to dalsza część książki. Wątek szkolny to głównie pasmo powodzeń. Trochę mieszają przyjaciółki, trochę zatwardziali w swoich konserwatywnych poglądach nauczyciele (Agata wygląda na najinteligentniejszą z grona pedagogicznego – jak licea zaczną wyglądać tak, jak w wizji autorki, to czym prędzej zabierajcie swoje dzieci ze szkół).

Ja się nie zrelaksowałam. Nie lubię głupich książek. Nie lubię cukierkowych losów. Nie lubię naiwnych bohaterek. Nie lubię języka Szwai. Dość!