Biblioteka utraconych książek, Alexander Pechmann

Świat Książki, 2009

Liczba stron: 183

Pechmann z pewnością poświęcił dużo czasu i nakładu pracy, by wyszukać w dostępnych drukach informacje na temat zaginionych, nienapisanych, zniszczonych książkach, wierszach, opowiadaniach. W „Bibliotece utraconych książek” wielokrotnie pojawiają się anegdoty i fakty na temat znanych literatów i ich niefrasobliwości w przechowywaniu rękopisów. Hemingway stracił literacki dorobek kilku lat podczas kradzieży walizki na dworcu, Kafka miał tak osobisty stosunek do swoich manuskryptów, iż wolał palić nimi w piecu, niż dopuścić do ich publikacji i upowszechnienia. Niezliczone książki zaginęły u wydawców – zapomniane, rozproszone, strawione ogniem, nigdy nie doczekały się druku.

Autor wspomina także liczne, tragiczne w skutkach pożary bibliotek: począwszy od starożytnej Biblioteki Aleksandryjskiej, a skończywszy na bibliotece uniwersyteckiej w Sarajewie, która padła ofiarą wojny w Jugosławii. Pechmann rozlicza się także z nazistowską praktyką palenia książek oraz losami utraconych powieści w czasie drugiej wojny światowej.

Książka podzielona jest na wiele niedługich rozdziałów poświęconych, albo konkretnemu autorowi, albo zjawisku. Narratorem autor uczynił fikcyjnego podpodbibliotekarza biblioteki utraconych książek, który oprowadza czytelnika po kolejnych salach tej wymyślonej rozległej instytucji. I właśnie ten narrator był dla mnie zupełnie nietrafiony. Przede wszystkim jego bezpośrednie zwroty do czytelnika i brak luzu okazały się ciężkostrawne. O wiele lepiej czytałoby się bez natrętnego, wszystkowiedzącego bibliofila krążącego między regałami.

GONE. Zniknęli. Faza pierwsza: niepokój, Michael Grant

Wydawnictwo Jaguar, 2009

Liczba stron: 527

To kiedy będzie druga część? Trudno mi się oderwać od powieści i od razu chciałabym poznać dalsze losy dzieciaków w ETAPie, mimo tego, że już dawno powinnam wyrosnąć z książek dla nastolatków.

Nagle znikają wszyscy dorośli i młodzież powyżej piętnastego roku życia. W jednej chwili są, w następnej już ich nie ma. Ci, którzy pozostali, muszą radzić sobie w nowej sytuacji. Pomoc nie nadchodzi z zewnątrz, ponieważ miejscowość otoczona zostaje nieprzejrzystą, niemożliwą do przekroczenia barierą. Najmłodsi mieszkańcy Perdido Beach zaczynają nazywać tę strefę ETAPem. Odcięci od świata zdani są na własne siły, umiejętności, pomysłowość i organizację.

Naturalnie i to społeczeństwo potrzebuje liderów – na nieszczęście do władzy dochodzą samozwańczo najbardziej nieodpowiedni ludzie. Są to uczniowie szkoły z internatem dla trudnej młodzieży – Coates Academy. Przywódcą zostaje Caine ze swoją świtą złożoną z sadystycznego psychopaty, socjopatki, geniusza komputerowego i kilku osiłków. Ich metody zarządzania miastem sprowadzają się do przemocy i zastraszania. Nie obywa się bez ofiar.

Naturalnie wyłonionym liderem stojącym po stronie dobra staje się Sam – odważny chłopak, który dzięki rozwadze i dojrzałości potrafi kierować innymi i sobą. Sam nie jest jednak zadowolony z popularności. Wszystko nieuchronnie zmierza do konfrontacji dwóch przywódców – Sama i Caina. Wcześniej jednak obaj niemal piętnastoletni chłopcy muszą dowiedzieć, co się stanie z tymi, którzy kończą 15 lat. Czy również znikną? Jeśli tak, to dokąd trafią?

Książka ma także wiele innych wątków, z których najistotniejszy wydaje się być ten związany z faktem, iż ETAP wyzwala w niektórych nastolatkach nadprzyrodzone umiejętności – używanie ich w nieodpowiedzialny sposób może przynieść tragiczne skutki. Magia łączy się z rzeczywistością, nowoczesność z mocami nadprzyrodzonymi. I chociaż nie jestem zwolenniczką fantastyki, to w tym przypadku tylko na początku trudno mi było przełknąć elementy fantastyczne, które pojawiają się w książce. Gdy już zaakceptowałam barierę oraz nadprzyrodzone umiejętności Sama, poszło z górki i przestałam się dziwić. W gruncie rzeczy, takie elementy nadają książce sporo uroku.

Podobał mi się sposób, w jaki autor pokazuje mechanizmy wyłaniające się w tym nieletnim społeczeństwie – przede wszystkim kult władzy oraz wykorzystywanie jej przeciw innym, a nie dla ich korzyści. Pojawia się również motyw pracy jako wartości nadrzędnej dla przetrwania społeczeństwa. Ciekawi mnie swoisty podział obowiązków wśród starszej młodzieży – prowadzenie przedszkola, restauracji, szpitala. A najbardziej ciekawi mnie, co będzie dalej, bo w ciągu tych paru dni przywiązałam się do bohaterów powieści Granta. Ale uważam, że moje dziesięcioletnie dziecko jest jeszcze za małe na tak drastyczną momentami książkę. Dostanie ją za kilka lat. Już teraz polecam ją starszym nastolatkom i ich rodzicom.

Sztuka bycia Elą, Johanna Nilsson

Replika, 2008

Liczba stron: 285

Ela Sander ma dwadzieścia sześć lat. Jest singielką, pracuje dorywczo, rzuciła studia, kontestuje świat. Jej rodzice rozwiedli się pięć lat wcześniej i obecnie każde z nich jest w nowym związku. Rozwód rodziców zachwiał całym światem Eli, od tego momentu nic nie jest już takie samo w życiu – jak sama mówi, rodzice podcięli jej skrzydła zanim zdążyła wystartować z gniazda.

Ela walczy, Ela protestuje, Ela odczuwa wszystko mocniej, Ela rani, szuka miłości, boi się miłości, miota się, myśli o samobójstwie. Wydarzenia, których motorem jest Ela, pędzą w zawrotnym tempie, przyprawiając samą bohaterkę o coraz większą panikę. Jej samotność zostaje zakłócona przez pojawienie się małej Klary, sześcioletniej przez nikogo nie kochanej dziewczynki. W tym samym czasie Ela zaczyna czuć nić porozumienia z poważnie chorym starszym sąsiadem, którego psem opiekuje się w czasie choroby właściciela. A potem nagle w małym mieszkanku Eli robi się tłoczno. Pojawia się dziecko, pies, kot i sama Ela zdeterminowana, by nic nie zmieniać w tym układzie. Nagle też pojawia się miłość.

Matko, jak mnie ta Ela wkurzała! Co za niezdecydowane dziewczynisko. Sama trzy dni przeżywa jak ktoś na nią krzywo spojrzy, choć sama na jednym tchu złośliwie obrzuca błotem swoich bliskich. Robi jedną głupotę za drugą. Nie liczy się z konsekwencjami. No i wciąż przesadza. I jakoś nie mogę uwierzyć, że osoba startująca w dorosłe życie może przez pięć lat przeżywać rozstanie rodziców, które jak się wydaje przebiegło bez wzajemnych pretensji i wojny domowej. Z drugiej strony rozumiem, że można balansować na skraju depresji w tak ostrym i nieprzychylnym klimacie jaki panuje w Szwecji. Wydarzenia opisane w powieści dotyczą zimy, kiedy temperatura spada znacznie poniżej zera, wciąż pada, wciąż jest ponuro, a śnieg trzeszczy pod stopami. Brrr…

Lektura mnie porwała, czytałam do późnej nocy, bo nie chciałam odkładać niedoczytanego tomu na niepewne jutro. To taka krzepiąca opowieść, że każda potwora…, że nie ma tego złego…, że raz na wozie…, że gdzie diabeł nie może, tam Elę pośle. Podobało mi się mimo tego, że częściej niż empatię czułam zniecierpliwienie i złość w stosunku do Eli.

Echo winy, Charlotte Link

Wydawnictwo Sonia Draga, 2008

Liczba stron: 463

W pobliżu domku letniskowego Virginii i Fryderyka Quentinów dochodzi do tragicznego wypadku na morzu, podczas którego niemieccy turyści, Nathan i Livia Moore tracą jacht będący całym ich dobytkiem. Kierowana współczuciem Virginia proponuje nieznajomym gościnę w letnim domku do czasu rozwiązania sprawy. Fryderyk jest przeciwnikiem udzielania gościny praktycznie nieznajomym ludziom, obawia się przykrych konsekwencji tej propozycji. Przede wszystkim przestrzega żonę przed tym, iż trudno będzie im pozbyć się gości. Momentalnie także odczuwa niechęć do Nathana.

Nie trzeba długo czekać, by spełniły się przewidywania Fryderyka. Kilka tygodni po powrocie Quentinów z wakacji, Nathan przyjeżdża do ich domu. Zauroczona nim Virginia decyduje się przyjąć go pod dach wykorzystując fakt, iż w ciągu tygodnia jej mąż pracuje w oddalonym o wiele kilometrów Londynie. Mniej więcej w tym samym czasie w mieście zaczyna dziać się coś bardzo złego. Ktoś uprowadza, gwałci i morduje małe dziewczynki. Virginia, podobnie jak inne matki, niepokoi się o bezpieczeństwo swojej siedmioletniej córki. Nie powstrzymuje jej to jednak przed zaangażowaniem się w romans i podjęciem wielu decyzji, które niebezpiecznie skomplikują jej życie.

Ten dość nietypowo napisany thriller pokazuje wydarzenia od strony osób w nie zaangażowanych. Policja pełni w powieści rolę drugoplanową. Tempo jest szybkie, przerywane z rzadka retrospekcją wydarzeń, które pozostawiły w Virginii tytułowe echo winy. Autorka mocno koncentruje się na analizie psychologicznej tej głównej bohaterki. Przedstawia ją w neutralnym świetle poświęcając sporo uwagi problemowi ponoszenia konsekwencji swoich czynów, wyrzutom sumienia i odpowiedzialności za innych.

Postać Virginii strasznie mnie drażniła. Im dalej czytałam, tym bardziej jej nie lubiłam, cała jej wrażliwość, rozmemłanie, naiwność granicząca z głupotą, czyniły z bohaterki łatwą ofiarę. Jednocześnie jej egoizm, brak umiejętności przewidywania konsekwencji zdarzeń, raniły wszystkich dookoła. Podejrzewam, że autorka celowo wybrała tak irytującą bohaterkę, ponieważ to działa – im bardziej Virginia mnie wkurzała, tym szybciej i bardziej niecierpliwie czytałam, by w końcu dowiedzieć się, co z nią dalej będzie i czy wreszcie się doigra. Ciekawa jestem czy inni czytelnicy odczuwali podobną niechęć do tej bohaterki.

Tajemnica mumii, Martin Widmark & Helena Willis

 Czarna rozpacz mnie ogarnia. W ogóle nie mam czasu na czytanie i normalne życie. Praca mnie wykańcza, pogoda dobija i nawet jak już wezmę książkę do ręki to zmęczenie wygrywa i zasypiam. Cała jestem skołowana i wyglądam mniej więcej tak jak ludzik na załączonym obrazku.

A tymczasem… aby sobie poprawić samopoczucie i zrobić wreszcie coś dla siebie, przeczytałam podebrany dziecku szwedzki kryminał dla dzieci pt: „Tajemnica mumii”. Jest to kolejna część przygód detektywistycznych Lassego i Mai. Żadnej poprzedniej ani następnej części nie czytałam, ale szwedzki kryminał działa na mnie jak lep na muchy.

W lokalnym muzeum ginie cenny obraz. Nocny stróż twierdzi, że obraz ukradła mumia, która wyszła z sarkofagu. Młodym detektywom, Lassemu i Mai, ta wersja zdarzeń wydaje się dość nieprawdopodobna. Postanawiają przeprowadzić własne śledztwo. Natura im sprzyja, bo właśnie rozpoczęły się wakacje.

Spodziewałam się trochę więcej treści. Jak na mój gust dzieciaki mogłyby trochę bardziej się wysilić podczas szukania sprawcy. Książka jest ilustrowana, rysunki są dość niezdarne, czarno białe. Ciekawe co mój syn powie o tej książce i jak wypadnie ona w porównaniu do aktualnie uwielbianego Pana Samochodzika?

Wydawnictwo Zakamarki, 2009

Liczba stron: 83