Sekret hiszpańskiej pensjonarki, Eduardo Mendoza

Wydawnictwo Znak, 2009

Liczba stron: 156

W tej powieści przenosimy się trochę w przeszłość – pensjonariusz szpitala dla psychicznie chorych, który z wcześniejszej części znany jest czytelnikom jako fryzjer damski, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. W zamian za pomoc w śledztwie otrzyma szansę na zwolnienie ze szpitala. Z propozycją zwraca się do niego komisarz Flores oraz siostra zakonna. Sprawa dotyczy zniknięcia pensjonarki z internatu prowadzonego przez siostry zakonne.

Fryzjer, bo tak go będę nazywała, jako że jego imię jest nieznane, podchodzi do zadania bardzo rzetelnie i wpada w poważne problemy, którymi jednakże nie przejmuje się zbytnio. Przeciwnie, prze do przodu ze świadomością, iż jest to wyjątkowa szansa na pobycie na wolności, a może i otrzymanie zwolnienia warunkowego ze szpitala.

Podobnie jak w poprzedniej części, sprawa, którą rozwiązuje fryzjer jest skomplikowana i wariacka. Mniej tutaj satyry na społeczeństwo, a więcej brawurowych akcji i zagadek. Trochę zawiodłam się zakończeniem i rozwiązaniem zagadki, które według mnie nastąpiło zbyt pośpiesznie i zbyt wcześnie. Mimo to zaręczam, że wyśmienita zabawa jest gwarantowana. A ja tak przywiązałam się do przygód szalonego „lumpa”, że najchętniej od razu przeczytałabym „Oliwkowy labirynt”. Z tym muszę jednak poczekać, bo został w domu.

Przygoda fryzjera damskiego, Eduardo Mendoza

Wydawnictwo Znak, 2009

Liczba stron: 285

Dotychczas znałam Eduardo Mendozę w poważniejszym wydaniu – dawno temu czytałam „Sprawę Savolty” i niedawno „Mauricio, czyli wybory”.  Komediowa „Przygoda fryzjera damskiego” utwierdziła mnie w przekonaniu, że Mendoza ma wszechstronny talent.

Tytułowy fryzjer damski to eks-pensjonariusz szpitala dla psychicznie chorych, do którego dostał się po wielu wyrokach skazujących za drobne przestępstwa. Po wyjściu ze szpitala, dostaje pracę u swojego szwagra – zostaje pomocnikiem w odrażającym zakładzie fryzjerskim dla klientów najniższej kategorii. Nieregularne i skromne dochody pozwalają mu wieść życie na poziomie, do którego przywykł – od pospolitego menela różni go chyba tylko to, że sumiennie podchodzi do swoich obowiązków zawodowych, trzyma się z daleka od niejasnych interesów i ma dach nad głową.

Ta pozorna harmonia zostaje zachwiana gdy wbrew swojej woli zostaje wplątany w bardzo skomplikowaną sprawę, która początkowo wydaje się fryzjerowi bardzo łatwa. Ma wykraść z biura nieznanej sobie firmy teczkę. Wszystko jest przygotowane do skoku i cała akcja przebiega gładko. Życie fryzjera komplikuje się następnego dnia, gdy z gazety dowiaduje się o nagłej śmierci właściciela firmy, którą okradł. Aby uniknąć skazania za czyn, którego nie popełnił musi znaleźć prawdziwego mordercę.

Brawurowo napisana powieść, podczas której nie raz miałam wrażenie, że siedzę na widowni w teatrze i oglądam świetną komedię pomyłek. Niektóre sceny książki można bez większych zmian przenieść prosto na scenę. W warstwie języka powieść również zaskakuje – tytułowy fryzjer ma gadane – mimo tego, że jest prostym człowiekiem, by nie powiedzieć prostakiem jego wywody na każdy temat przyprawiały mnie jeśli nie o głośny śmiech, to co najmniej o szeroki uśmiech na twarzy. Zagmatwana akcja i postacie malowane grubą kreską to kolejne zalety powieści.

Co jednak najbardziej uderza podczas lektury to fakt, że autor dokonuje satyry na współczesną Hiszpanię – wyśmiewa polityków, pokazuje bezsens kampanii wyborczych, dokonuje miażdżącej krytyki przekupnej i głupawej policji, nie zostawia w spokoju świata biznesu. Fryzjer damski wychowany przez ulicę, niezbyt czysty, niezbyt lubiany, a jednak przenikliwy, dowcipny i prostolinijny przewyższa swoim intelektem i uczciwością wszystkie prominentne postaci powieści. To trzeba przeczytać!

Brukselska misja, Tobiasz W. Lipny

Wydawnictwo W.A.B., 2008

Liczba stron: 185

Po dobrym „Barocco” i bardzo dobrym „Kurlandzkim tropie” spodziewałam się wyśmienitej „Brukselskiej misji”. Czy moje nadzieje na dobrą lekturę łączącą sztukę z aferą kryminalną i zaprawioną domieszką erotycznej pikanterii zostały spełnione? O tym za chwilę.

Karol …ski, bohater trylogii, dostaje smutną wiadomość. Jego wuj Antoni umarł na skutek zawału serca. Po ceremonii pogrzebowej Karol dowiaduje się, że dziedziczy po wuju kamienicę w Brukseli oraz konie. Ponadto wreszcie poznaje profesję swojego krewnego – wuj Antoni był członkiem służb wywiadowczych, ekspertem od światowego terroryzmu.

Po przyjeździe do Brukseli Karol poznaje gorącą Chantal, z którą nawiązuje namiętny romans. Ponadto zostaje wplątany w międzynarodowe rozgrywki wywiadowcze, których celu i sensu nie pojmuje, a które narażają go na śmiertelne niebezpieczeństwo.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby akcja rozwijała się równie szybko jak w moim streszczeniu – tak naprawdę przez ponad połowę książki mamy rozterki sercowe Karola porzuconego przez aktualną kochankę, opisy zagospodarowania urbanistycznego Brukseli, wyciąg z katalogu muzealnego i generalnie pokaz erudycji autora. Nawet seksu jakby mniej niż w poprzednich częściach. Akcja zaczyna się zapętlać i rozwijać dopiero gdzieś po setnej stronie, a mimo to pozostawia niedosyt. Miłośnik sztuki nie znajdzie tego, co dostał hojnie od autora w poprzednich częściach – połączenia sztuki z powieścią sensacyjno-detektywistyczną. Są tu jakieś ogólnoświatowe rozgrywki polityczne, ale ich natura nie jest dla nikogo jasna, nawet „ou ou sewen” Karol nie za bardzo wie o co w tym wszystkim chodzi.

Ja się zawiodłam na tej części, po dwóch poprzednich powieściach liczyłam na coś więcej niż dostałam w „Brukselskiej misji”. Pozostaje mieć nadzieję, że autor pracuje nad następną powieścią trzymającą poziom „Kurlandzkiego tropu”.

Biały Tygrys, Aravind Adiga

Prószyński i S-ka, 2008

Liczba stron: 254

Wreszcie zostałam zmobilizowana do przeczytania „Białego Tygrysa”. Nie zdążyłam w Kolorowym Wyzwaniu, lecz teraz nadeszła pora na poznanie Indii bez cenzury. Indii, o których nie napisał Jarosław Kret, Indii pogrążonych w Ciemności.

Aravind Adiga czyni swoim bohaterem Balrama, chłopca pochodzącego z biednej zaniedbanej wsi, rządzonej przez braci, którzy dorobili się fortuny prowadząc interesy związane z przemysłem węglowym. Dzięki niezwykłej ambicji Balrama, popartej sprytem i zdroworozsądkowym myśleniem, udaje mu się zdobyć pozycję szofera u zamożnych panów. Swoją edukację zawdzięcza podsłuchanym rozmowom oraz zaobserwowanym prawidłowościom podczas służby u Ashoka, przedsiębiorcy węglowego.

Balram, zwany Białym Tygrysem ze względu na swoją wyjątkowość, pokazuje mechanizmy rządzące Indiami – państwem niewolników i służących. Indie to kraj, w którym stykają się dwa światy – świat wielkich międzynarodowych korporacji oraz świat biedoty mieszkającej pod mostami i utrzymującej się z żebrania. Światy te w powieści koegzystują bez większych zgrzytów – bo rzadko zdarza się Indus obdarzony taką ambicją, by chcieć wyrwać się ze świata biednych.

Świat bogatych tez nie jest prosty, choć pozwala na wiele więcej. Kształcony w Ameryce Ashok długo nie może pogodzić się z tym, że w Indiach wszystko można załatwić poprzez zapłacenie łapówek wyższym urzędnikom państwowym. Ciekawym wątkiem dla mnie były wybory, podczas których sprzedawane są głosy całej wsi i nikt z mieszkańców nie ma prawa oddać głosu, a domaganie się demokracji najczęściej kończy się tragicznie.

Historia Białego Tygrysa, na wskroś niemoralna, jest głosem prawdy o tym wielomilionowym kraju niewolników na usługach wielkich korporacji i rodzimych milionerów-gangsterów. I choć Balram osiągnął niezwykle dużo i stał się „prawie” wolnym człowiekiem, zapłacił za to wysoką cenę, splamił swoje sumienie, spłamił swoje dłonie. Mimo to wydaje się być postacią tragiczną, postawioną w sytuacji bez wyboru, zdemoralizowaną przez niemoralne państwo, a jednak na swój sposób uczciwą.

Tooth & Nail, Ian Rankin

Orion, 2005

Liczba stron: 277

To trzecia część z Johnem Rebusem, inspektorem edynburskiej policji. Niestety, w Polsce nie została wydana, podobnie jak kilka innych kryminałów z serii.

Tym razem Rebus zostaje wezwany do pomocy w Londynie jako ekspert od seryjnych morderców. Pełen rezerwy, także w stosunku do siebie, Rebus przyjmuje „eksperta” z przymrużeniem oka, ale swoje obowiązki w Londynie traktuje jak najbardziej poważnie. Zostaje partnerem George’a Flighta, policjanta z dużym doświadczeniem, lecz bardziej zachowawczego niż impulsywny Rebus.

Seryjny morderca grasujący po Londynie otrzymuje przydomek Wolfman. Jego ofiarami są kobiety w różnym wieku, zadaje im rany nożem i porzuca w rzadko uczęszczanych miejscach. Sprawa jest wyjątkowo paskudna, tym bardziej, że dużo wskazuje na to, że Wolfman dobrze orientuje się w metodach pracy policji. Rebus mimo obietnicy złożonej przełożonym kilkakrotnie naraża na szwank opinię szkockiego wydziału zabójstw, ale udaje mu się doprowadzić do przełomu w śledztwie i w ostateczności do ujęcia sprawcy.

Wyjątkowo dynamiczna książka Rankina, wciąż coś się dzieje. Nie spotykamy w niej innych, znanych z pozostałych części, policjantów z Edynburga. Rebus wyjęty ze swojego środowiska i importowany na niechętny mu grunt angielski jest jeszcze bardziej szkocki, jeszcze bardziej … rebusowaty. Zamiast chodzić do swoich ulubionych barów przez większość czasu zajmuje się śledztwem, znajdując mimo to czas na nowy romans. Książka świetnie napisana, Rankin ma prawdziwy talent do kreowania postaci oraz intrygi kryminalnej.