Szpiedzy, którzy wstrząsnęli światem, Manfred Reitz

Bellona, 2011

Liczba stron: 279

Lubię książki o szpiegach i jako nastolatka zaczytywałam się McLeanem. Oglądałam filmy z Bondem, czytałam książkę o Kuklińskim, fascynują mnie sposoby przekazywania i pozyskiwania informacji oraz niebezpieczeństwa związane z wykonywaniem zadań. Książka „Szpiedzy, którzy wstrząsnęli światem” uchyla zaledwie rąbka tajemnicy. Nic dziwnego, akta szpiegów są pilnie strzeżonymi dokumentami, które niejednokrotnie pozostają w utajnieniu przez długie wieki. Poza tym, im mniej dokumentów pisanych na temat działalności szpiegowskiej, tym lepiej i bezpieczniej dla wykonywanej misji i zaangażowanych w nią ludzi.

Autor, Manfred Reitz, zabiera czytelnika na wędrówkę przez wieki historii. Tym samym zapewnia czytelnikowi powtórkę z historii powszechnej – od czasów faraonów do pierwszej wojny światowej. Działalność szpiegowska zawsze powiązana była z wydarzeniami historycznymi. Niejednokrotnie rozpoznanie terenu, nastrojów oraz planów bojowych wpływało na rezultaty bitew oraz wojen. I choć szpiegostwo uprawiane było od zarania dziejów, największy rozkwit przeżyło w czasach napoleońskich i późniejszych.

Książka ułożona jest w formie rozdziałów, z których każdy poświęcony jest danemu okresowi bądź wydarzeniu historycznemu. Autor krótko, ale klarownie omawia sytuację polityczną kraju w danym okresie, pokazuje główne działania na arenie międzynarodowej oraz działania, w które zaangażowani byli szpiedzy – czasem znani z imienia i nazwiska, czasem anonimowi. Pokazane są sposoby ich pracy, przesyłania i kodowania informacji, fortele jakimi się posługiwali podczas swoich tajnych misji oraz rezultat, który często miał swoje reperkusje na arenie działań wojennych.

To książka dla każdego, może stać się szybką powtórką z historii powszechnej, może być czytana od początku do końca, można przeczytać wybrane rozdziały, bo nie trzeba mieć żadnej wiedzy specjalistycznej, by czerpać z niej przyjemność. Mnie zabrakło spektakularnych opisów działań szpiegowskich. Nawet jeśli takie w książce się zdarzyły, to niestety język autora i dystans do tego, o czym pisze, sprowadziły sensację do poziomu suchych faktów. W każdym razie nie żałuję czasu poświęconego na lekturę tej książki i polecam wszystkim, których interesuje historia, strategia i szpiegostwo.

Nowe lektury nadobowiązkowe, Wisława Szymborska

Wydawnictwo Literackie, 2002

Liczba stron: 150

Ilekroć wchodzę do mieszkania, w którym nigdy wcześniej nie byłam, ukradkiem albo otwarcie zerkam na półki z książkami. Nawyk ten wykształciłam w sobie już we wczesnym dzieciństwie, kiedy to podczas spotkań, w których brali udział moi rodzice, najlepszą dla mnie i dla nich  opcją, było zostawienie mnie w pokoju z regałami. Takie działanie miało zalety i dla mnie, ponieważ czas upływał mi szybko na wertowaniu kolejnych tomów, i dla nich, ponieważ nie marudziłam, że się nudzę.

W dobie internetu i blogów literackich bardzo łatwo jest podejrzeć to, co czytają inni, zapoznać się z wrażeniami z lektury, a nawet podyskutować o książce. Ja ponadto nie przepuszczam okazji na to, by poczytać o książkach w formie drukowanej. Stąd też nie mogłam ominąć wzrokiem „Nowych lektur nadobowiązkowych” Wisławy Szymborskiej. Felietony w niej zawarte drukowane były w latach od 1997 do 2002 roku na łamach Gazety Wyborczej.

Zerknięcie na półkę Noblistki to nie lada przeżycie, pewnie niejeden z nas byłby w tym momencie bardzo onieśmielony. Poetka odkrywa śmiało przed czytelnikami zawartość swoich półek i treść lektur. I nie są to zazwyczaj takie książki, jakich ja bym się spodziewała. Przyznam, że przez lekturą oceniałam autorkę stereotypowo i dość niesprawiedliwie. Bo czy mogłabym się domyślić, że Wisława Szymborska przeczytała „Wzory wypracowań” albo poradnik jak leczyć choroby przy zastosowaniu minerałów i kamieni szlachetnych?

„Lektury nadobowiązkowe” pełne są takich niespodzianek. Ponadto, w zakres zainteresowań poetki wchodzą biografie ludzi kina i innych artystów, książki historyczne, etnograficzne, naukowe, choć głównie takie, które skierowane są odbiorcy nie będącego naukowcem. Najbardziej zaskoczył mnie brak felietonów dotyczących literatury beletrystycznej, powieści oraz poezji.

Raczej nie pokuszę się o czytanie większości książek omówionych przez autorkę felietonów, ale od czytania o tych książkach nie mogłam się oderwać. Szymborska pisze z lekkością i swadą, a każdy z jej felietonów staje się dla czytelnika tym najlepszym i najciekawszym. Nie umiałabym wybrać kilku artykułów, które najbardziej zapadły mi w pamięć, ponieważ każdy ma w sobie iskrę – pomysł, i fajerwerki – wykonanie. Na pewno w najbliższym czasie przeszukam biblioteki pod kątem wcześniejszych publikacji „Lektur nadobowiązkowych”.

Ludwig, David Albahari

WAB, 2010

Liczba stron: 183

David Albahari dotychczas był dla mnie nieznanym autorem. Książka jednak wpadła mi w oko już na etapie zapowiedzi, ponieważ dotyczy pisarzy oraz książek. Lekturę zaczęłam wieczorem i odkładając książkę przed snem, po przeczytaniu około pięćdziesięciu stron, podjęłam postanowienie nie wracania już do niej. Nie wciągnęła mnie, brak światła na stronie i monotonny monolog pełnego pretensji podstarzałego pisarza znużyły mnie. Rano jednak zapomniałam o postanowieniu, bo w okolicach łóżka miałam tylko tę książkę. Gdy już po nią sięgnęłam doczytałam pozostałe sto trzydzieści kilka stron, łapiąc lepszy kontakt z narratorem oraz rozumiejąc więcej niż wieczorem.

Książka jest monologiem, bez podziału na akapity, w którym pisarz, nazywany jedną literą S, opowiada o swoim życiu poprzez pryzmat przyjaźni z Ludwigiem. Obaj panowie są pisarzami, Ludwig jest młodszy, ale w chwili poznania S to on opublikował więcej książek. S w swoim uwielbieniu dla Ludwiga staje się nie tylko jego sekretarzem, redaktorem, ale także zajmuje się sprzątaniem i zakupami, przez wiele lat zaniedbując swoją żonę i przedkładając przyjaźń z Ludwigiem ponad małżeństwo. To dobrowolne podporządkowanie się Ludwigowi i występowanie w roli podrzędnej do niego, obu panom pasuje przez długie lata.

To, co S nazywa przyjaźnią, dla Ludwiga znaczy co innego. S inspiruje go, poprawia jego opowiadania i artykuły, a także zdradza mu pomysł na nowatorską powieść. Tak często i dokładnie omawia swoją koncepcję powieści, że Ludwig bez skrupułów wykorzystuje idee S i w tajemnicy przed nim pisze i publikuje dzieło, które przysparza mu sławy nie tylko w Belgradzie, ale także na świecie. S nie jest w stanie udowodnić kradzieży, ale oddala się od swojego mentora i popada w prawdziwą obsesję na punkcie książki i Ludwiga.

„(…) a więc gdy ja to wszystko robiłem, on w wolnych chwilach przez cały czas starannie zapisywał to, co mówiłem, i z wolna, bez żadnego pośpiechu, nadał wszystkiemu kształt książki, dokładnie takiej, jaką sobie wyobraziłem. Kiedy ją ujrzałem straciłem przytomność. Ludwig trzymał w rękach mój sen, sen, który zmienił w jawę, należącą wyłącznie do niego.”

Narrator często odwołuje się do specyfiki miasta, w którym dzieje się akcja powieści. Belgrad jest miastem pozornie dużym i z ambicjami, ale w pojęciu bohatera książki jest miastem prowincjonalnym. S mnoży przykłady na prowincjonalność Belgradu, opisując stosunek jego mieszkańców do odmienności seksualnych czy skandali obyczajowych. W pewnym sensie miastu przypisuje winę za swój upadek.

Albahari stawia przed czytelnikiem problem natury etycznej. Do kogo bardziej przynależy dzieło, czy do tego, kto wpadł na pomysł, a zabrakło mu werwy a może i talentu na przekucie idei w książkę? Czy może do tego, kto wykorzystał pomysł i uwagi pomysłodawcy i na ich podstawie stworzył książkę, pomysły scalając swoim talentem i poświęcając jej czas? Ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Tym bardziej, że nie polubiłam żadnego z bohaterów książki: S sprzedał swoją duszę Ludwigowi za chwile uwagi, jakie tamten mu poświęcał, Ludwig natomiast bez skrupułów wykorzystywał S traktując go jak swoją własność. W rezultacie jednak zadowolona jestem z lektury, bo nie pozostawiła mnie ona w obojętności, tylko zmusiła do myślenia.

Cytat

Przeglądając notes, w którym czasem zdarza mi się wynotować z książki jakąś trafną myśl, natknęłam się na słowa, którmi chciałabym się podzielić. Bo, kto jak kto, ale czytelnicy właśnie, będą mieli najwięcej do powiedzenia w tej sprawie. Cytat pochodzi z książki „Znów ta miłość” Doris Lessing.

„Niby przypadkiem bierzesz do ręki książkę, otwierasz na chybił trafił, i czytasz komentarz do własnych myśli.”

Czy Wam też tak się zdarza?

A niech to czykolada!, Paweł Beręsewicz

Stentor, 2011

Liczba stron: 104

Skąd bierze się magia? Autor w arcyciekawy sposób przedstawia dwa równoległe światy, które mają ze sobą styczność tylko w jednym punkcie, który dla świata nam znanego jest mało istotny z globalnego punktu widzenia. Dla świata magicznego moment zetknięcia ze światem rzeczywistym jest zawsze wielkim wydarzeniem, które gromadzi tysiące ludzi i jest początkiem dwudniowej fety, podczas której ludzie nie ustają w zabawie i tańcu.

Świat równoległy do naszego obserwujemy z punktu widzenia Olego – najpierw chłopca marzącego o sławie, później młodego mężczyzny, który dokonuje ogromnych zmian w życiu mieszkańców. Jego pomysł na sławę, przynosi miastu nieogarnione korzyści materialne, ale sprawia też, że ich kultura i tradycje stają się uboższe. Czas w świecie Olego płynie w inny sposób, a kolejne jego odcinki wyznaczane są pojawianiem się i znikaniem w ogromnej dłoni przynoszącej mieszkańcom drogocenny dar, który pozostaje w centrum miasta do momentu kolejnego pojawienia się dłoni, która po dwóch dniach zabiera tzw. Rzecz.

Książka ta choć kierowana dla młodszej młodzieży może zainteresować także dorosłych. Wyobraźnia autora oraz umiejętne manewrowanie słowem i obrazami, sprawiają, że czytelnik dobrze czuje się w obu światach i ciekawy jest sposobu, w jaki autor połączy oba wątki. Dziecko zadowoli się samą opowieścią, dorosły będzie miał pożywkę do rozważań nad zagadnieniem przyczyny i skutku.

Paweł Beręsewicz napisał książkę, którą przyjemnie będzie przeczytać razem z dzieckiem. Nic więc dziwnego, że „A niech to czykolada” otrzymała III miejsce w kategorii książek dla młodzieży w wieku 10–14 lat w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren zorganizowanym przez Fundację ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom.