Moja Japonia, Anna Golisz

Petrus, 2010

Liczba stron: 269

Nie jestem jakoś szczególnie zafascynowana kulturą Japonii, jednak fakt, iż niniejsza książka zawiera bardzo dużo barwnych fotografii zachęcił mnie do zabrania jej z bibliotecznej półki. Anna Golisz spędziła trzy lata w Japonii, a w tym albumie dzieli się spostrzeżeniami dotyczącymi codziennego życia mieszkańców tego kraju oraz fotografiami i krótkimi opisami miejsc, których nie można przegapić.

I chociaż w założeniu miałam pooglądać album, skoncentrowałam się na czytaniu, i oczywiście skończyło się na przeczytaniu całej pozycji od deski do deski. Tekstu nie ma dużo i napisany jest przystępnie (japońskie słowa przetłumaczone są na polski), a każdy z rozdziałów jest bogato ilustrowany. Bardzo podoba mi się idea numerowania zdjęć i podawania tych numerów w tekście jako odnośników do obrazów ilustrujących dany fragment. Możemy się dowiedzieć o kilku nietypowych dla europejczyka rzeczach – zasadach podróżowania autobusami czy szybkim pociągiem osiągającym prędkość do 300 km/h, tradycyjnych hotelach ze spa, rodzajach kimon, tradycjach związanych z zaślubinami i pogrzebami, typowymi potrawami oraz religiami koegzystującymi ze sobą na japońskich wyspach.

Co do ilustracji to do niektórych mam spore zastrzeżenia – część fotografii jest dość ciemna i nie oddaje kontrastów. Rozumiem fakt, iż autorka nie miała czasu czekać na zmianę niekorzystnej pogody lub oświetlenia, ale redaktor wydania powinien zwrócić uwagę na ten fakt. Większość jest jednak do przyjęcia i wydaje mi się, że w sposób wierny oddaje krajobrazy i kolory Japonii. Szczególnie podobają mi się te zdjęcia, na których widać ludzi ubranych w tradycyjne stroje. Fotografie kobiet i dzieci ubranych w kimona studiowałam z dużą uwagą i przyznam, że kolorystyka oraz misterne wzory przysporzyły mi dużo pozytywnych wrażeń estetycznych.

„Moja Japonia” to książka bardzo osobista, dlatego też nie pokazuje całego spektrum różnorodności Japonii – brak tu opisów i zdjęć dzielnic biznesowych czy zakupowych, brak zdjęć przemęczonych Japończyków w drodze do i z pracy. „Moja Japonia” koncentruje się na pozytywnych stronach tego kraju, co wcale nie jest jej wadą, ponieważ polski turysta także poszukiwał będzie w Japonii egzotyki, rozrywki i pięknych krajobrazów.

Ale kosmos!, Mary Roach

Znak, 2011

Liczba stron: 323

To moje pierwsze literackie spotkanie z Mary Roach. I choć treść książki o kosmosie i astronautach wzbogaciła mnie o dziesiątki mniej lub bardziej smacznych anegdot, to najbardziej zafascynowała mnie postać samej autorki… Mary Roach jest osobą nad wyraz dociekliwą, pewnie niektórzy z jej rozmówcą określają ją znacznie dosadniej. Zadaje dziesiątki pytań o rzeczy, o których rozmówcy nie chcieliby być pytani. Nie ma dla niej tematów tabu. Nie ma przeszkód, których nie mogłaby pokonać, miejsc, w które nie mogłaby wejść. Sama na własnej skórze testuje rozmaite urządzenia, pomysły oraz … stan nieważkości.

Wraz z przedstawicielami NASA udaje jej się dostać na lot paraboliczny samolotem, który potocznie zwany jest Vomit Comet, ze względu na to, co dzieje się z ludzkim organizmem podczas gwałtownych lotów w górę i równie gwałtownego nurkowania, powtarzanego wiele razy w celu uzyskania stanu nieważkości. Wyjeżdża do Kanady na wyspę, której ukształtowanie i krajobraz zbliżone są do tego na księżycu. Tam, w spartańskich warunkach, obserwuje testy sprzętu oraz sprawności manualnej i ruchowej astronautów zamkniętych w niewygodnych skafandrach. Dociera do byłych astronautów i naciąga ich na wspomnienia, których treść jest zbyt osobista, by mogła być firmowana przez NASA. Wyjeżdża do Japonii, by przyjrzeć się testom, jakim poddawani są kandydaci na astronautów. W Rosji zwiedza muzeum podboju kosmosu i spotyka byłych uczestników misji pozaziemskich, z którymi osusza niejeden kieliszek.

Co wchodzi w zakres rozmów Mary Roach z astronautami i pracownikami NASA? Tematyka rozmów jest bardzo szeroka, nie dotyczy jednak stricte ich pracy, a warunków, w jakich przebywają. Okazuje się, że lista problemów z jakimi zmaga się Agencja Kosmiczna wcale nie obejmuje tylko bezpieczeństwa lotu. Należy rozwiązać wiele bardziej przyziemnych problemów – mycie czy oddawanie moczu jest zadaniem bardziej skomplikowanym dla kosmonautów niż obsługa panelu sterowniczego. Jak dać sobie radę z kąpielą skoro woda zmienia się w dryfujące w przestrzeni amebopodobne kulki? Jak żywić astronautów aby byli zadowoleni z jakości pożywienia, pamiętając jednak o koniecznej miniaturyzacji porcji? Jak zapobiegać chorobom na jakie narażone jest ciało ludzkie w sytuacji długotrwałego nieużywania mięśni i kości nóg? Jak zapobiec urazom w sytuacji przeciążeń rzędu 10G, podczas wlatywania w atmosferę ziemską?

Umiejętność stawania właściwych pytań, dociekliwość oraz otwartość autorki gwarantują dobrą lekturę. Jednak tematyka koncentrująca się w niektórych rozdziałach przede wszystkim na odrzutach przemiany materii człowieka, może okazać się nieco obrzydliwa dla osób wrażliwych na naturalistyczne opisy. Nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu poczucie humoru autorki, choć ja przez większość książki dobrze się bawiłam. Ponadto zaimponowała mi szeroka wiedza oraz zakres zainteresowań Mary Roach – w swoich dociekaniach nie koncentruje się tylko i wyłącznie na kosmosie, ale ze swoboda przytacza przykłady z innych dziedzin – zwyczaje godowe delfinów, problemy z higieną wśród badaczy polarnych, kłopoty ze wzrokiem wśród pływajacych na łodziach podwodnych, to tylko niektóre przykłady, które przytaczane są w książce.

Powiedzenie „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” w stu procentach sprawdza się w przypadku Mary Roach. Warto jednak zauważyć, że ta przysłowiowa baba potrafi swoją wiedzę świetnie sprzedać spragnionemu wiedzy i sensacji czytelnikowi.

Podróż zimowa, Amelie Nothomb

Muza SA, 2011

Liczba stron: 94

Newsy na temat katastrof lotniczych zawsze przyciągają naszą uwagę. Szokują liczbą ofiar, okrucieństwem terrorystów, bezradnością uwięzionych w kabinie pilotów i przerażeniem pasażerów, którzy szybko zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że ich los jest już przesądzony. Często zastanawiam się nad motywacjami terrorystów – wszystko jest jasne, choć budzi obrzydzenie i bunt, jeśli za porywaczem stoi jakaś organizacja próbująca przeforsować swoje racje. Ale czy jesteśmy w stanie zrozumieć czym kieruje się porywacz działający w pojedynkę? Co takiego musi zajść w jego życiu, by popchnąć go do równie desperackiego czynu?

Główny bohater mini-powieści Nothomb – Zoil postanawia spowodować katastrofę lotniczą. Przybywa na lotnisko z dużym wyprzedzeniem i tam wspomina wydarzenia, które doprowadziły go do podjęcia tak drastycznej i tragicznej w skutkach decyzji. Obowiązki zawodowe zawiodły go któregoś zimowego dnia do mieszkania zajmowanego przez niepełnosprawną umysłowo pisarkę oraz jej opiekunkę – Astrolab. Pierwsze oraz kolejne spotkania z Astrolab rozbudzają w Zoilu pokłady namiętności i miłości. Jednakże uczucia jego nie mogą znaleźć ujścia ze względu na lojalność Astrolab w stosunku do swojej podopiecznej i przyjaciółki.

Ta krótka książka to zapis szaleństwa, które Zoil tłumaczy miłością. Z tym, że miłość, nawet ta niespełniona, nigdy nie przemieni się w nieogarnioną nienawiść do świata. Zoil natomiast próbuje swoje frustracje odreagować tak, by ucierpieli niewinni ludzie. Zoil to człowiek słaby, nieudacznik życiowy, który zamiast zajmować się literaturą, która była jego fascynacją i kierunkiem studiów, wylądował w dziale socjalnym paryskiego przedsiębiorstwa grzewczego. To człowiek, który przez większość życia tłumi emocje. Jedyną znaną mu formą ekspresji jest stan odurzenia narkotykowego, kiedy wszystko odczuwa silniej i pełniej. Nieprzygotowanie życiowe i niedojrzałość emocjonalna w połączeniu z mocno posuniętym egocentryzmem składają się na przyczyny tragicznych w skutkach decyzji.

Mimo spoilerów, które chcąc nie chcąc zawarłam w moim opisie (opis z okładki odsłania tak samo dużo), myślę, że warto poświęcić tej powieści odrobinę czasu. Może wam, drodzy czytelnicy, uda się zrozumieć motywy postępowania głównego bohatera? Może zapałacie chęcią zapoznania się z książkami Nothomb? Może odkryjecie zamiłowanie do literatury belgijskiej? Przekonajcie się sami.

Cytat

Ponownie sięgam do zasobów zdjęciowych pochodzących z happeningu pod poznańską operą, o którym pisałam TUTAJ. Na jednej z zainstalowanych tam chmurek ktoś sparafrazował znane słowa księdza Twardowskiego, co moim zdaniem, wyszło dość zabawnie i bardzo życiowo.

Jako przykład sztuki ulicznej:

Kochajmy kobiety! Tak szybko odchodzą…

Y. Ostatni z mężczyzn, Brian K. Vaughan & Pia Guerra & Jose Marzan

 

Wydawnictwo Manzoku, 2008

Liczba stron: 128

Ogromnie ucieszyłam się, gdy na bibliotecznej półce ujrzałam kilka nieznanych mi komiksów. Zanim jednak wypożyczyłam tę książkę, przeczytałam w sieci jakąś krótką recenzję, by zobaczyć czy warto. Pisano o tym komiksie, że jest niezły, więc przy następnej wizycie w bibliotece zabrałam książkę do domu.

Z nieznanego powodu dochodzi na ziemi do epidemii, w wyniku której śmiercią gwałtowną i nieprzyjemną umierają wszyscy mężczyźni oraz zwierzęta płci męskiej. Kobiety, którym nic nie dolega, przyjmują tę stratę na wiele sposobów – niektóre opłakują utraconych mężczyzn, inne triumfują i jako współczesne amazonki próbują wprowadzić na ziemii swoje nietolerancyjne zasady, jeszcze inne, walczą o władzę w Białym Domu. Te najbardziej postępowe i zapobiegliwe martwią się tym, jak zapewnić przetrwanie gatunków w świecie bez mężczyzn.

Okazuje się, że nie wszyscy mężczyźni umarli – przynajmniej jeden z nich – Yoryk Brown- przeżył tę apokalipsę chromosomu Y. Wraz z nim, zagładę przeżyła małpa, również płci męskiej. W nowym ponurym świecie Yoryk musi ukrywać swoją twarz, by nie zginąć z rąk amazonek lub w inny sposób nie zostać wykorzystany. Przy współpracy matki, która po zagładzie obejmuje jedną z kluczowych ról w Białym Domu wyrusza na poszukiwania swojej siostry oraz dziewczyny, która jeszcze przed katastrofą przebywała na terenie Australii.

Komiks porusza wiele wątków – przede wszystkim Yoryk próbuje odpowiedzieć na pytanie dlaczego właśnie on przetrwał zagładę, ponadto toczą się walki o władzę, wmieszana w to jest tajna siatka szpiegowsaka Culper Ring oraz żeńskie oddziały sił izrelskich. W międzyczasie pojawia się jakiś tajemniczy medalion oraz pani naukowiec zajmująca się w swojej pracy klonowaniem, która obwinia się za spowodowanie zarazy.

Opowieść o zarazie bardzo mnie wciągnęła, tak bardzo, że zła jestem na siebie o to, że nie sprawdziłam, że komiks składa się z kilku tomów, z czego tylko pierwszy jest dostępny w bibliotece. Zapewne nie poznam dalszych losów Yoryka, a jeśli tak, to na pewno w odległej przyszłości, a do tego czasu zdążę zapomnieć bohaterów tej pierwszej części. Dlaczego nie dba się w bibliotekach o to by kontynuować zakupy rozpoczętych cykli?