Całkiem inna historia, Hakan Nesser

Czarna Owca, 2011

Liczba stron: 526

Mimo tego, że trochę narzekałam na pierwszą powieść z cyklu o Barbarottim, to szybko sięgnęłam po drugą część. To był bardzo dobry pomysł, bo wciąż doskonale pamiętałam wszystkich głównych bohaterów. Niepocieszonym, którzy przez „Człowieka bez psa” nie zdołali przebrnąć ze względu na powolny rozwój akcji, zdradzę, że w tej powieści trup ściele się gęsto i już od samego początku książki.

Barbarotti wyjeżdża na urlop, ma spędzić dwa tygodnie na szwedzkiej wyspie w towarzystwie ukochanej Marianne. Wychodząc z walizką z domu zabiera najświeższą pocztę. Okazuje się, że wśród rachunków znalazł się anonimowy list, w którym ktoś informuje go o planowanym morderstwie. Inspektor nie może tego zignorować – powiadamia kolegów i próbuje zapomnieć o sprawie. Nie na długo – wskazany w liście mężczyzna zostaje naprawdę zamordowany i rusza machina śledcza. A list był dopiero pierwszym z kilku zwiastunów morderstwa. Nie ma rady – inspektor musi przerwać wakacje i wspomóc kolegów w niezwykle skomplikowanym śledztwie.

Nesser napisał kryminał z klasą, w którym nic nie jest takie jak nam się wydaje, a rozwiązanie zagadki nadchodzi ze strony osoby, po której nikt by się nie spodziewał logicznego rozumowania. Połączenie śledztwa z zapiskami domniemanego mordercy, dotyczącymi dramatycznych wydarzeń z wakacji w Bretanii sprawia, że powieść nie jest nużąca. Chociaż książka jest gruba i trudno ją czytać w łóżku ;-), to czyta się ją bardzo szybko. Dostarczyła mi mnóstwo przyjemności, emocji i pozwoliła wypocząć przy lekturze w dniach, kiedy czasu na wypoczynek miałam bardzo mało.

Ucieszyła mnie informacja, że książka otrzymała (zasłużoną) Nagrodę Celnego Strzału przyznawaną przez członków forum Kryminały i Sensacje.

Cytat

Cytat z Oscara Wilde’a

Ostatnio twórczość Oscara Wilde sama rzuca mi się w ręce. Nie narzekam, bo autora bardzo cenię, lubię i czytam z przyjemnością. Przy okazji wyłapuję różne „bon moty,” takie jak poniższy:

„Człowiek przemawiający we własnym imieniu najmniej jest sobą. Daj mu maskę, a powie ci prawdę.”

Esej „Krytyk jako artysta”

Czy zna pan Maronne?, Daniel Boulanger

Książka i Wiedza, 1986

Liczba stron: 80

Zaintrygował mnie opis na okładce, zachęciła niewielka objętość. Wybór lektury zdeterminowany był również zupełnym brakiem czasu – wówczas najlepiej sprawdzają się takie niewielkie formy, ponieważ można je przeczytać przy jednym podejściu. Z dłuższą książką jest problem, bo między jedną wolną chwilą a następną, upływa zbyt wiele czasu i jestem wybita z rytmu powieści.

W małej nadmorskiej miejscowości – Maronne zamordowano młodą dziewczynę. Jedyny świadek zbrodni jest również jedynym podejrzanym. Znalazł się w Maronne, jak twierdzi, zupełnie przypadkowo, szukając ucieczki od codzienności. Pomógł dziewczynie uwikłanej w trudny związek z hotelarzem i jego synem. Opowiadanie jest zapisem przesłuchania prowadzonego przez komisarza, przy udziale protokolantki. Obraz miasteczka będącego rajem na ziemi oraz dziewczyny, z wyglądu niewinnej, z zachowania rozwiązłej porusza w komisarzu struny melancholii i zrozumienia dla przesłuchiwanego.

To ciekawe opowiadanie psychologiczne, które pokazuje ukryte ludzkie pragnienia oraz skomplikowaną grę pozorów zmierzającą do ujęcia sprawcy zbrodni. Osoby dramatu stopniowo odkrywają swoje prawdziwe ja i zaskakują w finale. Z drugiej strony jest to taka spokojna, trochę melancholijna lektura, która wypełni nam czas przejazdu z jednego końca miasta na drugi, nie wnosząc sobą większych zmian w nasze postrzeganie świata. Mimo wszystko więcej jednak przemawia za niż przeciw tej książce, zatem serdecznie ją polecam.

Życie po mężczyźnie, Hanna Samson

Znak, 2012

Liczba stron: 174

„Pamiętnik z czasu znikania. Literatura postmenstruacyjna. Adresowana do kobiet 55+, do których mało co na świecie jest adresowane poza kursami dla bezrobotnych i reklamą kleju do protez. Osoby poza targetem pism dla kobiet. Bezpłciowe, wykluczone, niewidzialne prządki codzienności, do których i ja coraz bardziej się zaliczam, co przyjmuję ze smutkiem i ulgą.”

Tak o swojej książce mówi bohaterka. Zaszywa się w swoim domu na wsi aby spisać istotne fakty swojego życia, uporządkować pewne sprawy osobiste, przemyśleć to, co przed nią i to, co za nią. Pamiętnik nie jest typowym pamiętnikiem, ponieważ autorka wielokrotnie zwraca się do czytelnika. Fikcja literacka i fakty z życia Hanny Samson zlewają się, mieszają, czego rezultatem jest postać głównej bohaterki.

Kobieta pod pięćdziesiątkę w Polsce kojarzy się bardzo stereotypowo – kościółek w niedzielę i dzień powszedni, seriale, włóczkowy beret, wąskie zainteresowania nie sięgające poza obręb dzielnicy. Bohaterka tej książki jest inna – zamiast kościoła cieszy się wolnością, którą daje jej dom na wsi, mały lasek, przybiegające na podwórko dzikie zwierzęta oraz zabawy z psem. W chwilach zadumy planuje zbrodnię doskonałą. Zemstę za odebrane jej nadzieje na godną starość.

Bohaterka dokonuje podsumowania swojego dzieciństwa, w którym zdominowana była przez matkę oraz dwóch małżeństw, z których żadne nie skończyło się szczęśliwie. Żałuje tego, że nigdy nie zdecydowała się na dziecko, ponieważ chciałaby mieć komu przekazać zasady według których żyje.

I chociaż tematyka wydaje się być poważna, to książkę czyta się wyśmienicie. Napisana jest potocznym językiem i pełnym emocji stylem. Kolejne obrazy życia bohaterki następują po sobie w szybkim tempie, zabierając czytelnika w podróż od dzieciństwa do dorosłości oraz zaawansowanej dojrzałości, którą bohaterka wita ze smutkiem, że kończy się pewien etap jej życia, a nieuchronnie zbliża jego koniec. Odczuwa mimo to ulgę, bo do pewnych spraw nie musi już wracać, może darować sobie element rozgrywek damsko-męskich, nie napinać się zawodowo, nie udowadniać nikomu własnej wartości. Jest, tym czym była dotychczas i to się już nie zmieni.

Mała książka a tyle emocji, tyle przemyśleń, tyle radości z czytania. Polecam!

Człowiek bez psa, Hakan Nesser

Czarna Owca, 2011

Liczba stron: 456

Moje pierwsze spotkanie literackie z kolejnym szwedzkim pisarzem można (mimo wszystko) zaliczyć do udanych. Mimo wszystko, ponieważ przez 150 stron bardzo się niecierpliwiłam, że nie ma trupa. Co to za kryminał bez trupa? Nawet rozważałam pożegnanie się z książką, ale z podłogowego stosu szczerzyła się do mnie druga część tej serii. Szczerzyła się i mówiła, że muszę wytrwać, bo nie będę mogła po nią sięgnąć. Wytrwałam więc i mniej więcej po 170 stronie zaczęło się dziać. Co się zaczęło, to tajemnica znana tylko tym, którzy dotrwali i nie mogę o niej pisać, bo zabiorę Wam przyjemność odkrywania. Napiszę trochę o tym, co mamy przed trupem.

Mamy typową (chyba) rodzinę. W każdym razie wszyscy oni chcieliby być tak postrzegani. Dziadkowie, emerytowani nauczyciele, trójka rodzeństwa i troje wnuków, z czego jeden się nie liczy, bo nie ma jeszcze dwóch lat. Wszyscy spotykają się tuż przed świętami w grudniu, aby uczcić przypadające w tym samym dniu 40 urodziny najstarszej z rodzeństwa i 65 urodziny seniora rodu. Podczas pierwszego wieczoru panuje pełna napięcia atmosfera spowodowana skandalem, do którego dopuścił 35 letni syn nauczycieli występując w bijącym rekordy popularności programie telewizyjnym. Okazuje się, że to nie jest jedyny problem rozbijający tę rodzinę. Jeszcze przed nadejściem świąt problemów zrobi się więcej, a rodzina znajdzie się na skraju totalnego rozpadu.

Ta dogłębna analiza rodziny prawie mnie dobiła – chciałam kryminału, denatów, śledztwa, a tu przez 1/3 książki analiza psychologiczna związków między członkami rodziny. Na szczęście w chwili wejścia na scenę inspektora Gunnara Barbarottiego akcja potoczyła się już wartko i nawet pojawiły się jakieś trupy. Szczerze mówiąc, od ok. 200 strony nie mogłam się oderwać od książki i czytałam aż przeczytałam (z krótką przerwą na sen).

Wątek kryminalny naprawdę ciekawy i w dużym stopniu nieprzewidywalny. Pod koniec robi się bardziej przewidywalnie, ale mimo to napięcie wciąż rośnie (niesamowite!). Samego Barbarttiego bardzo polubiłam i wkrótce pojawi się tu recenzja kolejnej części serii. Nesser ma lekkie pióro i nie powinien marnować go na przydługie wstępy 😉

Powiedzcie, czy tylko mnie drażniło to rozwlekłe preludium, czy może zmieniłam się w zombie, któremu podoba się tylko to, co szybko miga, mruga i zmienia się jak w kalejdoskopie?