Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej), Pavol Rankov

Słowackie Klimaty, 2013

Liczba stron: 464

Zastanawiam się mocno i wychodzi mi, że dotychczas nie miałam okazji przeczytać żadnej książki napisanej przez Słowaka. Niby jesteśmy tak blisko w sensie geograficznym, a tak daleko jeśli chodzi o literaturę…

Lata 30 XX wieku. Petr, Gabriel i Jan (Węgier, Żyd i Czech) urządzają zawody pływackie na basenie w Leviacach. Zwycięzca będzie mógł jako pierwszy spróbować zdobyć serce Marii, dziewczyny w której kochają się wszyscy trzej przyjaciele. Wyścig niemal kończy się tragicznie, w związku z czym zawody zostają przełożone na równo za rok – czyli 1 września 1939 roku. Historia jednak plącze plany przyjaciół, którzy kolejne lata, lata wojennej zawieruchy spędzą walcząc o życie.

Autor opisuje losy czwórki przyjaciół na przestrzeni około trzydziestu lat, za każdym razem pokazując, co się u nich dzieje pierwszego września (albo kiedy indziej) i sprawdzając który z nich zdobędzie serce i rękę Marii. Po zachłannym pochłonięciu książki (tak, bardzo mi się podobała), nasunęło mi się kilka rzeczy, wartych zanotowania.

Po pierwsze, jakoś nigdy wcześniej nie myślałam o tym, że na życie prywatne mieszkańców Europy Wschodniej od czasów wojny tak mocno wpływała polityka. To, że w czasie wojny dochodziło do rodzinnych tragedii jest sprawą oczywistą, ale powojenne lata stalinizmu i komunizmu miały również wpływ na losy jednostki. Procesy polityczne i skazywanie niewinnych ofiar, podobnie jak w książce, stygmatyzowały nie tylko ofiarę, ale także całą jego rodzinę, a nawet przyjaciół i znajomych. Brak możliwości wyjazdów za granicę, czy wręcz odwrotnie przymusowy wyjazd w ważną dla systemu delegację niejednokrotnie musiały namieszać szyki wielu rodzinom.

Po drugie zachwyciłam się przyjaźnią Jana, Gabriela i Petra – mimo tego, że tylko jeden z nich mógł wygrać wyścig do serca Marii, nigdy nie stanęła między nimi zazdrość i zawiść. Przyjaciele, choć mocno się różnili, pochodzeniem, wyznawanymi poglądami, narodowością i zamożnością, trwali przy sobie w biedzie i w krótkich chwilach, gdy wszystko dobrze się układało.

Po trzecie, z wielką uwagą przeczytałam o historii najnowszej Czechosłowacji i Węgier, która aż tak bardzo nie różni się od naszej, ale została świetnie wykorzystana do kreowania wydarzeń w powieści. Epizodycznie pojawiające się autentyczne postaci historyczne wprowadzają elementy humorystyczne i stanowią miły przerywnik od dramatów przeżywanych przez czwórkę głównych bohaterów.

Po czwarte, zastanawiałam się nad tym jaka naprawdę była Maria. Autor dopuszcza ją do głosu dopiero w ostatnim rozdziale, wcześniej pozwalając na to, by opisywali ją inni. I choć pozornie tak wiele o niej wiemy, to naprawdę pozostaje zagadką.

Nie miałam czasu na czytanie tej książki, chciałam tylko ją zacząć, żeby zobaczyć czy mi się spodoba. W rezultacie rzuciłam w kąt wszystkie obowiązki i dałam się ponieść opowiadanej historii. Wierzę, że i Wam się spodoba. Nie zwlekajcie z lekturą do pierwszego września, zacznijcie czytać kiedy indziej, na przykład już pierwszego czerwca.

Trociny, Krzysztof Varga (audiobook)

Wydawnictwo Czarne, 2012

Czas nagrania: 12 godz. 3 min. Czyta Arkadiusz Jakubik

Liczba stron: 368

Słuchałam i słuchałam, miałam wrażenie, że nagranie rozciąga się jak guma, z jednej strony cieszyłam się, że tak jest, z drugiej chciałam już posłuchać czegoś bardziej optymistycznego (i sięgnęłam po audiobook „Pod Mocnym Aniołem”…). Podczas słuchania chwilami wpadałam w zachwyt nad trafnością spostrzeżeń, po to by po kilkudziesięciu minutach mieć dość zgorzknienia głównego bohatera.

A jest nim komiwojażer w średnim wieku – pracownik korporacji, który podróżuje po Polsce sprzedając usługi. Piotr (chyba tak ma na imię) jest rozwodnikiem, nie ma dzieci, nie ma dobrego kontaktu ze swoimi rodzicami, z nikim nie ma dobrego kontaktu, ponieważ jego jedyną rozrywką jest słuchanie muzyki poważnej, a ludzie go drażnią. Piotr spisuje swoje uwagi do świata podczas przymusowego postoju pociągu relacji Poznań – Wrocław. Jest nadmiernie krytyczny w stosunku do innych, zauważa w ludziach przede wszystkim wady i przywary. Tak samo mocno krytykuje różne zjawiska, mody, przyzwyczajenia. Nie da się go lubić, ale tak naprawdę nie chodzi tu o lubienie kogo lub czegokolwiek. To książka o nielubieniu.

„Trociny” to pamflet na polską rzeczywistość. Autor na nikim nie zostawił suchej nitki – obsmarował i wyszydził działkowiczów, pracowników korporacji, biegaczy, telewidzów, związki damsko-męskie, koleje państwowe, Warszawę, Poznań i Wrocław. Jako osoba dość wredna setki razy mu przyklasnęłam, chociaż, tak jak wspomniałam na wstępie, chwilami miałam dość nagromadzenia złych emocji. Trzeba być naprawdę odpornym, żeby „przyjąć na klatę” tak wiele krytycznych uwag do świata, nawet jeśli człowiek się z nimi zgadza. Skondensowanie zgorzknienia sprawiało, że dawkowałam sobie rozdziały i słuchałam „Trocin” chyba miesiąc.

To odważny głos o polskości i współczesnym świecie. Cieszy mnie, że został zauważony i nominowany do Nagrody Nike za 2012 rok.

O audiobooku:

Ładny głos. Dobrze dopasowany do treści.

Terminal, Marek Bieńczyk

Wielka Litera, 2012

Liczba stron: 224

„Terminal” jest pierwszą powieścią autora z 1994 roku. Szczęśliwie została wznowiona po tym jak Marek Bieńczyk zdobył Literacką Nagrodę Nike w 2012 roku. Gdybym nie znała innych książek autora, z pewnością nie chciałabym czytać tej historii. Unikam wszelakich opowieści o miłości, czy to spełnionej, czy nieszczęśliwej. A wydawca nie pozostawia wątpliwości – książka opowiada o romansie… A jednak przeczytałam i to z niekłamaną przyjemnością. Dlaczego?

Dwoje stypendystów we Francji spotyka się na jednym z wyjazdów integracyjnych. Ich uczucie rodzi się powoli, rozwija się z czasem, gdy bohaterowie lepiej się się poznają. Dopiero po pewnym czasie przeradza się w trwały związek. Poznajemy historię z punktu widzenia Marka, który opowiada o doświadczeniu i skupia się na charakterystyce swojej wybranki oraz punktach przełomowych ich znajomości. I chociaż nie poznajemy jej imienia, potrafimy sobie wyobrazić jaką była kobietą. Narrator najbardziej koncentruje się na wydarzeniach związanych z początkiem i końcem romansu, nie rozwodząc się zanadto nad wspólnym życiem.

Czym ta książka wyróżnia się spośród innych powieści o miłości? Stylem pisania. Bieńczyk pisze w sposób, którego nie da się podrobić. Koncentruje się na szczegółach, pomijając lub jedynie wspominając o rzeczach, które wydają się istotniejsze. Jeden gest potrafi opisywać przez kilka stron, a przy tym jest to opis niezwykle wciągający i błyskotliwy. Zdania są dopieszczone w każdym szczególe, erudycja autora aż bije po oczach.

Sama historia jest banalna, nawet nudnawa momentami. Jedynie zakończenie odbiega nieco od schematów. Po przeczytaniu powieści zaczęłam zastanawiać się dlaczego od samego początku nie lubiłam głównej bohaterki. Czy zostałam sprytnie zmanipulowana przez narratora, czy może moja niechęć do niej zrodziła się w inny sposób? Chyba wrócę do książki za jakiś czas aby znaleźć w niej ewentualne dowody na manipulowanie uczuciami czytelnika…

Wakacje Fryderyka, Walter R. Brooks

Jaguar, 2013

Liczba stron: 207

Jedni zalegają przed telewizorem i bezmyślnie przełączają programy, inni strzelają do wirtualnych wrogów, jeszcze inni korzystają z czasoumilaczy z procentami – wszystko po to, by się odprężyć, odpocząć, zrelaksować. Kiedy ja jestem zmęczona (potwornie zmęczona), sięgam po bajkę dla dzieci w formie książkowej. Najlepiej taką, w której występuje dużo sympatycznych zwierzątek (stąd moja miłość do Puchatka i jego kumpli). I stąd moje ostatnie zauroczenie zwierzętami z farmy pana Beana, które zaludniają kartki tej książki.

Koń Hank, krowa Wanda, kogut i jego żona kura, dwie kaczki, pies, kot, para pająków (brrr…) i myszki wyruszają w długą podróż na Florydę. Pomysł z migracją do łagodniejszego klimatu zrodził się w głowie koguta, znudzonego codzienną harówką o świcie. Inne zwierzęta podchwyciły temat – żadne z nich nie lubi zimy, śniegu, chłodu i nudy. Zanim jednak opuściły farmę pana Beana upewniły się, że ich obecność nie jest konieczna dla właściwego prosperowania gospodarstwa. Żadne z nich nie kierowało się bowiem niechęcią do właściciela, który choć biedny jak mysz kościelna, dba o swoje zwierzęta najlepiej jak umie.

Podróż na południe jest długa i pełna zabawnych i niebezpiecznych przygód. Podczas jej trwania poznajemy charaktery zwierząt – dowiadujemy się jak niewiele trzeba, żeby krowa wybuchnęła serdecznym śmiechem, kot Jinx odkrywa przed nami swoją prawdziwą naturę chwalipięty, a kaczki Alicja i Emma udowadniają jakie są uprzejme i dobrze wychowane. Kawalkada zwierząt wzbudza dużą sensację i prowokuje ludzi do różnych zachowań – niektórzy okazują swoją sympatię, inni liczą na łatwy zysk i chcą je pojmać.

Tytułowy prosiaczek Fryderyk nie jest wcale postacią pierwszoplanową, choć wykazuje się dużym rozsądkiem. Moją sympatię wzbudziła nawet para pająków, bo dzięki odwadze pana Weba zwierzęta uratowały uwięzionych towarzyszy. Ogromnie się cieszę, że wydawca pomyślał o tych, którzy od razu zapałają uczuciem do prosiaczka i jego przyjaciół i od razu wydał dwie części cyklu. Aktualnie czytam drugą z nich i wciąż jestem zachwycona bajką. Na pewno zadowoli też dzieci. Pamiętajcie, że wkrótce dzień dziecka.

Odmieniec, Philippa Gregory

Egmont, 2013

Liczba stron: 288

Nie czytałam żadnej powieści Philippy Gregory adresowanej dla dorosłego czytelnika. Zniechęca mnie ich objętość – nie umiem porzucić raz rozpoczętej książki i zawsze obawiam się, że w razie gdyby mi się nie spodobało, będę się męczyć przez 600-700 stron. Na początek znajomości z autorką wybrałam więc coś cieńszego i skierowanego do młodszego czytelnika.

Jest XV wiek. Nastoletni Luca – nowicjusz – zostaje wybrany przez samego papieża Mikołaja V do przeprowadzenia ważnych misji w terenie. Chłopak wyrusza w towarzystwie skryby oraz służącego i wiernego przyjaciela. Nie zna celu swojej podróży i o jej kolejnych etapach dowiaduje się z listów od swoich przełożonych.

Równolegle śledzimy dramat jego rówieśnicy – Izoldy. Dziewczyna jest córką bogatego rycerza i księcia, przez ojca traktowana jest na równi ze swoim bratem – ojciec daje jej dużo wolności. Niestety, śmierć ojca kładzie kres tej sielance. Zgodnie z  jego ostatnią wolą dziewczyna trafia do klasztoru i zostaje ksienią. Brat Izoldy przejmuje wszystkie rodzinne dobra.

Od momentu wstąpienia Izoldy do klasztoru, zaczynają się tam dziać różne niesamowite rzeczy. Siostry lunatykują, w amoku próbują ucieczki, na ich dłoniach pojawiają się stygmaty. Siostry podejrzewają, że niepokojące wydarzenia związane są z niedoświadczeniem młodej ksieni oraz faktem, że wstąpiła do klasztoru nie mając powołania. Luca i jego towarzysze przybywają na miejsce, żeby zbadać sprawę i oddzielić czyny ludzkie od czarnej magii i interwencji szatana.

Nie jest to jedyna sprawa „kryminalna”, którą w tej powieści (podobno pierwszej z dłuższego cyklu) rozwiązuje młody bohater-inkwizytor. Zaliczyłabym ją do czytadeł, bo czyta się to wszystko dobrze, lekko, przyjemnie i z dużym zainteresowaniem. To typowa książka przygodowa, nie jest to ani paranormal, ani urban fantasy. Brak w niej wampirów (hura!), a wszystkie zagadki udaje się wyjaśnić w sposób logiczny. Akcja powieści toczy się w XV wieku, ale historii w książce mamy tyle co nic, więc jeśli ktoś nastawia się na to, że P. Gregory napisała powieść historyczną dla młodzieży, może się okrutnie rozczarować. Na pewno jednak nie zawiodą się ci, którzy szukają rozrywki, ciekawych przygód, szybkiej akcji i oryginalnych bohaterów.