Gołębiarki, Alice Hoffman

Wielka Litera, 2013

Liczba stron: 592

To jedna z najdłużej czytanych przeze mnie książek. Jej lektura zajęła mi sporo ponad miesiąc. W międzyczasie natknęłam się na kilka entuzjastycznych recenzji, w których autorki podkreślały, że nie mogły się oderwać od powieści. Ja mogłam – odrywałam się od niej dość często i na długo. Dopiero przekroczywszy połowę zrozumiałam, że dałam się zwieść opisowi na okładce i powinnam przestać czekać na sceny walki i po prostu dać się ponieść opowieści.

Opis książki jest następujący: „Za kanwę powieści „Gołębiarki” posłużyły wydarzenia, które miały miejsce w roku 70 n.e., gdy 900 Żydów zamkniętych w górskiej twierdzy Masada na Pustyni Judzkiej odpierało przez wiele miesięcy ataki Rzymian. Według starożytnego historyka Józefa Flawiusza ocalały jedynie dwie kobiety i pięcioro dzieci.

Ja te słowa zinterpretowałam w sposób następujący – powieść dotyczyła będzie tego jak mieszkańcy Masady bronią się przed napierającym wrogiem, a kobiety opiekujące się gołębnikiem wykażą się największą przebiegłością lub męstwem i to właśnie im uda się przetrwać atak. Nic bardziej mylnego. Owszem, dojdzie do ataku, ale dopiero na ostatnich kartach książki, która tak naprawdę opowiada o czymś zgoła odmiennym. W centrum opowieści są losy czterech kobiet, które spotkają się pracując w gołębniku w twierdzy Masada.

Trudno mi powiedzieć, czy bohaterki powieści były niezwykłe jak na owe czasy – na pewno były dość śmiałe w łamaniu obowiązujących zasad, parały się magią, nie bały się zajęć typowo męskich, posunęły się nawet do przelewu krwi. Ich splecione ze sobą historie są pełne smutku, życie ich nie oszczędzało, były świadkami najokrutniejszych zbrodni, musiały walczyć o każdy kolejny dzień. Nawet pobyt w niedostępnej górskiej twierdzy Masada nie dał im wytchnienia od tragedii, która za sprawą najazdu Rzymian, dotknęła ich naród. Świadomość, że ich czas jest policzony dodawała im śmiałości w poczynaniach, tak jakby chciały wykorzystać każdą darowaną chwilę życia.

Mężczyźni w powieści odgrywają rolę drugoplanową, lecz niezwykle istotną – to oni rozpalają zmysły kobiet, to z ich strony bohaterki doświadczają odrzucenia i to ich odrzucają przekonawszy się jacy są wtedy, gdy nie zakładają maski. Dużo w tej powieści różnych namiętności – miłości siostrzanej, zakazanej miłości między kobietą a żonatym mężczyzną, trudnej przyjaźni między gołębiarkami, uczucia do niewolnika, fascynacji innością sekty odmiennej od tego, co znane.

Odrzuciwszy oczekiwania zanurzyłam się w pięknej opowieści o ludziach, o których słuch miał zaginąć. Ta niespiesznie snuta historia może oczarować lirycznym językiem, subtelnością opisów, wielowątkowością i precyzją z jaką autorka odtworzyła świat sprzed ponad tysiąca lat. Towarzysząca czytelnikowi świadomość tego, że historia nie skończy się dobrze i że ocaleją zaledwie dwie z czterech głównych bohaterek, daje pole do spekulacji i wartościowania, a przy tym sprawia, że czyta się jeszcze bardziej zachłannie, żeby wreszcie dowiedzieć się, jaki koniec czeka mieszkańców Masady.

To bardzo dobra powieść, choć powiedziałabym, że skierowana głównie do kobiet. Pamiętajcie, zanim zaczniecie ją czytać, odrzućcie wszelkie oczekiwania i przyjmujcie historię taką, jaka jest.

Sen nocy letniej, Arne Dahl

Czarna Owca, 2013

Liczba stron: 400

Z jednej strony uwielbiam cykle kryminalne – mogę się przywiązać do bohaterów, mam pewność, że po kilku dobrych książkach nie natknę się na gniota, przyzwyczajam się do sposobu narracji danego autora. Z drugiej strony, cykle wielotomowe wydają się kulą u nogi, wciąż istnieje obawa, że wydawca przestanie wydawać kolejne tomy albo że przeczytam tomy w złej kolejności. Staram się więc nie zaczynać zbyt wielu serii, a te, które polubiłam czytać do końca. Jedną z nich jest szwedzki cykl o Drużynie A autorstwa Arne Dahla. To zdaje się już szósta książka, którą przeczytałam i uważam, że wszystkie, oprócz pierwszej, zasługują na pochwałę.

Tu zaszła zmiana. Drużyna A, specjalna sekcja policji do spraw przestępczości międzynarodowej i spraw beznadziejnych, żegna swojego przełożonego, który odchodzi na emeryturę. Miejsce po nim zajmuje Kerstin, która wcześniej pracowała z Hjelmem. Ten natomiast dostaje awans i zajmuje kierownicze stanowisko w wydziale bezpieczeństwa wewnętrznego. Zmiany personalne w Drużynie A zbiegają się z wysypem wielu intrygujących spraw. Wszyscy są zajęci, przesłuchują, przeszukują archiwa, sporządzają portrety pamięciowe i podróżują – m.in. do Poznania! Dopiero po pewnym czasie orientują się, że ich śledztwa łączą się ze sobą.

Wydaje mi się, że książki Dahla albo się lubi, albo się je porzuca po kilkudziesięciu stronach. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy, choć nie zaprzeczę, że pewne elementy zawsze mnie irytują lub niecierpliwią. Są to te miejsca, kiedy narrator zagląda w prywatne życie wszystkich członków zespołu śledczego, opisując co każde z nich robi w danym momencie, z kim i gdzie przebywa. Jest to dość osobliwy zabieg, szczególnie na początku przygody z Drużyną A, kiedy jeszcze nie kojarzymy wszystkich postaci i ich sytuacji rodzinnej.

Jakby nie patrzeć część zatytułowana „Sen nocy letniej” (nawiązanie do sztuki Szekspira nie jest przypadkowe) to dobry, wciągający kryminał, w którym dużo się dzieje. Nie koncentruje się on jednak tylko na pościgu za mordercą, lecz ma pewną wartość dodaną – opowiada o tym jacy są Szwedzi, z jakimi problemami się borykają, jak radzą sobie w życiu. Dodatkowo, autor sprawnie konstruuje przekonujące portrety psychologiczne bohaterów. Rozczarowuje jednak zakończenie – brakuje odpowiedzi na bardzo istotne pytanie – skąd morderca wiedział to, co wiedział o swoich ofiarach i osobach, które zostały przez niego uwikłane w dochodzenie. Bo to, że wiedzę miał ogromną, nie podlega dyskusji. Zabrakło mi tej klamry spinającej całą powieść i oczywiście jako złośliwa czytelniczka od razu pomyślałam, że autor sam nie wiedział jak wybrnąć z tak przemyślnie skonstruowanej intrygi, więc przemilczał ten istotny element.

Kobieta ze znamieniem, Hakan Nesser

Czarna Owca, 2013

Liczba stron: 328

Tak się złożyło, że dawno nie czytałam klasycznego, szwedzkiego kryminału z wartką akcją, wyrazistymi postaciami i intrygującym wątkiem kryminalnym. W sobotę w nocy chwyciłam za powieść sprawdzonego i lubianego autora i … wsiąkłam. Trochę się przespałam i skończyłam rano, żeby czym prędzej potwierdzić swoje przypuszczenia co do motywu zbrodni i rozwiać wszelkie inne wątpliwości.

Żeby wyzwolić się z obowiązku czytania cyklu po kolei – wiem, takiego obowiązku nie ma, ale ja mam opory – sięgnęłam od razu po czwartą powieść z serii o Van Veeterenie. I to wcale nie było złe rozwiązanie, ponieważ sam komisarz/inspektor (nigdy nie pamiętam stanowiska bohaterów) jest postacią drugoplanową, podobnie jak jego policyjni współpracownicy. Na początku poznajemy morderczynię – śledzimy jej poczynania oraz ich skutki. Nie wiemy jednak dlaczego sporządziła listę ludzi do „odstrzału” i co łączy jej ofiary. Śledztwo postępuje powoli, jako że śledczym brakuje punktu zaczepienia, co daje morderczyni szansę na realizację planu punkt po punkcie. Dopóki jednak policjanci nie odgadną powiązań między zabitymi, nie mają szans na udaremnienie działań sprawczyni. A ta do samego końca będzie dla czytelnika zagadką nie mniejszą niż dla pozytywnych bohaterów tej powieści.

Jakaż to była niezobowiązująca i wciągająca książka! Czytało mi się świetnie – co tam czytało – ja ją pochłonęłam, tak żądna rozrywki się zrobiłam. Spodobało mi się tak bardzo, że jeszcze tego samego dnia sięgnęłam po kolejnego sprawdzonego autora wydawanego w Czarnej Serii. Ci Szwedzi są fenomenalni w wymyślaniu intryg, pisaniu dialogów i prowadzeniu akcji. Piszą tak, że we wszystko się wierzy. W tej konkretnej powieści podobały mi się krótkie rozdziały, w których miałam możliwość śledzić poczynania i myśli morderczyni, jej ofiar oraz prowadzących dochodzenie. Lubię gdy książka pokazuje różne punkty widzenia oraz motywy postępowania bohaterów – ich reakcję na stres, próby ukrycia pewnych faktów z życia, przygotowania do starcia z przeciwnikiem. Z zainteresowaniem też czytam o kolejnych etapach śledztwa oraz szukaniu wątków do zbadania. W „Kobiecie ze znamieniem” było to wszystko, co mnie najbardziej pociąga w kryminałach i Nesser tym samym wskakuje na podium, gdzie stoi obok Nesbo i Indridasona.

Pan Lodowego Ogrodu, t.1, Jarosław Grzędowicz (audiobook)

Fabryka Słów, 2011

Czas nagrania: 14 godz. 8 min Czyta Jacek Rozenek

Liczba stron: 544

Słabo się znam na fantastyce, nie śledzę serii, nie wiem co czytać, gubię się w bibliotece przy półce z książkami tego typu. To, że się nie znam, nie znaczy, że nie lubię. Fantastykę odkryłam późno, już jako stateczna pani, więc mam duże zaległości w stosunku do tych, którzy czytają ją od dziecka. Na „Pana Lodowego Ogrodu” trafiłam trochę przypadkiem – po pierwsze zaintrygowało mnie zamieszanie wokół czwartego tomu. Okazało się, że mnóstwo osób czekało na tę książkę. Po drugie, gdy na FB pytałam, co czytacie, odpowiadaliście, że przygody Vuko Drakkainena. Ja również zapragnęłam je poznać. Jako że jestem leniwa i nie lubię dźwigać grubych książek, sięgnęłam po audiobooka. Bo, jak wielokrotnie powtarzałam, dla mnie książka to książka, nieważne w jakim formacie.

Nie będę streszczać fabuły, bo Wy już ją od dawna znacie, a jeśli jeszcze nie znacie, nie chcę zabierać Wam przyjemności z jej poznawania. Przyznam jednak, że przez cały czas czekałam na moment, kiedy przetną się drogi dwóch bohaterów: Drakkainena, który przybył z ziemi w poszukiwaniu zaginionych członków misji badawczej oraz tego, który szkolił się na przywódcę swojego ludu.

W książce dużo się dzieje – poznajemy nową planetę, której cywilizacja jest na poziomie średniowiecznym. Poznajemy też krainę rządzoną przez mądrego władcę, dającego swojemu ludowi dużo swobody i dbającego o to, by ster po nim przejął ten z synów, który najlepiej się do tego nadaje – niekoniecznie ten, który jest najsilniejszy fizycznie. Podziwiam pisarzy, którzy potrafią wykreować cały świat dla swoich bohaterów – krajobrazy, ludzi, sprzęty, wierzenia, świat nadprzyrodzony. Grzędowicz poszedł o krok dalej, ponieważ zderza ze sobą odległą przeszłość z odległą przeszłością. Ogromnie fascynowały mnie gadżety, które zabrał ze sobą Drakkainen. W ogóle, to on sam jest fascynujący – dowcipny, męski, odważny, a przy tym ironiczny i trochę zgorzkniały.

O audiobooku:

Stanowczo warto! Przez te kilkanaście godzin słuchania ani jeden raz nie stanął mi przed oczami obraz czytającego Rozenka. Widziałam tylko historię, którą opowiadał. A to oznacza, że czyta świetnie, koncentrując się na tekście, a nie na sobie. Prawidłowo interpretuje dialogi i dobrze modeluje głos. Jeśli kolejną cześć również czyta, rozważę kontynuowanie audiobooka, choć czytanie samodzielne byłoby szybsze i prędzej poznałabym dalszy ciąg opowieści.

Dziewczynko, roznieć ogieniek, Martin Smaus

Czeskie Klimaty, 2013

Liczba stron: 333

Po raz trzeci w tym roku sięgnęłam po książkę wydawnictwa Czeskie Klimaty (no dobra, jedna była ze Słowackich Klimatów) i po raz trzeci okazało się, że wybór był dobry, książka mądra, a jednocześnie przyjemna w odbiorze. Tematyka nie do końca mi pasowała, bo powieść dotyczy środowiska Cyganów, ale szybko dałam się porwać opowieści o życiu Andrejka.

Andrejko, osierocony przez matkę i opuszczony przez ojca, tuła się po świecie szukając swojego miejsca i poznając samego siebie. Jedynym domem jaki zna jest dom dalekich krewnych, w którym się wychowywał, o ile jego dzieciństwo można w ogóle nazwać okresem wychowania. Chłopiec był tresowany na doskonałego żebraka, a później na złodziejaszka, nie miał żadnych dobrych wzorców. Świat, który znał, był bardzo hermetyczny i zwykle ponury. Dorastanie w takich warunkach to koszmar – Andrejko poznaje czym jest brak wolności, od wczesnego dzieciństwa oglądając świat zza krat.

Andrejko czuje, że nie pasuje. Nie pasuje do Cyganów, dla których najważniejsze są pieniądze, bo dzięki nim są gorzałka i zabawa. Cygańska rodzina chłopaka chwilami go przeraża, bo posuwa się do największych niegodziwości, by zagarnąć jak najwięcej koron. Andrejko również nie czuje się białym – nie odczuwa potrzeby gromadzenia dóbr, budowania domu, nie chce nigdzie osiąść na stałe. Marzy mu się wolność, życie w zgodzie z przyrodą, czas na jej podziwianie, jednak ma świadomość, że aby się utrzymać musi szukać zatrudnienia i dbać o pracę. Jest  w nim wielka niezaleczona, ziejąca rana. A przecież to tylko jeden z wielu Cyganów, którzy podzielili taki sam los.

Rządy komunistyczne pragnąc pozbyć się problemów z Cyganami, likwidowały tabory, wysiedlały zdezorientowane rodziny do miast, dawały mieszkanie i pracę i uznawały, że problem z głowy. Rzecz w tym, że Cyganie nie umieli zajmować się mieszkaniami, nie rozumieli konieczności stawiania się w pracy, nie umieli wykonywać żadnych zawodów poza graniem na instrumentach, łataniem garnków i opieką nad końmi. Te umiejętności w miastach okazały się zbędne, więc szybko znaleźli inne sposoby zdobywania środków do życia – przez żebractwo, po zasiłki, renty aż wreszcie rozboje, kradzieże, wymuszenia i prostytucję.

Andrejko jest typowym przedstawicielem pokolenia, które nie pamięta życia z wędrującym taborem, a jedyny obraz Cyganów jaki zna to wyrzuceni na margines społeczeństwa żebracy i pijacy staczający się po równi pochyłej. Jakiś wewnętrzny instynkt mówi mu, że nie musi tak być i gna go na polanę, gdzie zaczęło się jego życie, ale czy miejsce to przyniesie mu szczęście? Czy uda mu zacząć życie na nowo?

Autorowi udało się zawrzeć w tej powieści wiele zagadnień – wpływ przemian politycznych na życie Cyganów, brak tolerancji w stosunku do nich, który okazywany jest na każdym kroku, także w instytucjach państwowych, ich mentalność oraz zmianę jaka zaszła wraz z wysiedleniem ich do miast. I choć wydaje się, że poważnych tematów jest tu sporo i książka może być nimi przeładowana, wszystko czyta się bardzo zgrabnie, jako że od pierwszej do ostatniej strony w centrum zainteresowania jest Andrejko. Czytelnik śledzi jego losy, współczuje mu, zżyma się na jego niefrasobliwość i zgrzyta zębami widząc przejawy dyskryminacji i zwykłego chamstwa.

Cieszę się, że przeczytałam taką „inną” książkę i poznałam kawałek świata, który normalnie nie byłby dla mnie dostępny ani ja nie chciałabym do niego wkroczyć w realu.