Uciekaj szybko i wróć późno, Fred Vargas

fred vargas uciekaj szybko i wróc późnoSonia Draga, 2016

Liczba stron: 328

Wiele lat temu ukazało się kilka książek Fred Vargas w Polsce. Potem nastąpiła długa przerwa, nikt się nie interesował tą autorką, podczas gdy ona zaczęła pisać bardzo ciekawą serię z komisarzem Adamsbergiem. Jedną z części czytałam po angielsku i czekałam na chwilę, gdy zostanie ponownie odkryta przez polskich wydawców. I bingo! Pojawiła się jedna z części cyklu, jesienią ma być kolejna.

„Uciekaj szybko i wróć późno” to kryminał oparty na dość ryzykownym pomyśle, w którym mieszkańcy współczesnego Paryża zostają narażeni na niebezpieczeństwo rodem ze średniowiecza. W ogóle, w książce jest sporo nawiązań do przeszłości. Profesja człowieka, od którego wszystko się zaczyna, miała rację bytu w czasach sprzed telefonu i mediów, lecz, ku zaskoczeniu wielu, i teraz przynosi satysfakcję i skromne dochody. Joss Le Guern jest obwoływczem. Kilka razy dziennie staje w stałym miejscu i odczytuje ogłoszenia, które ludzie wrzucają do jego skrzynki. Większość to oferty kupna i sprzedaży oraz wyznania miłosne. Ma stałe grono słuchaczy, na placu pojawiają się też przypadkowi ludzie zaintrygowani zamieszaniem.  Joss jest zaniepokojony niektórymi wiadomościami, szczególnie tymi, które dostaje ostatnio – na pierwszy rzut oka wydają się być stekiem bzdur, lecz komuś bardzo zależy na tym, żeby zostały odczytane.

Mniej więcej w tym samym czasie Adamsberg zostaje szefem nowego komisariatu. Nie ma zbyt wiele do roboty, w budynku wciąż jeszcze trwa remont. Jedną z pierwszych interesantek jest kobieta zaniepokojona tym, że ktoś w jej bloku namalował dziwne znaki na drzwiach mieszkań. Czyn wydaje się głupim dowcipem, lecz Adamsberg nie może o nim zapomnieć i (trochę z nudów) próbuje dowiedzieć się czy ten bazgroł ma jakieś znaczenie. Okazuje się, że znak nawiązuje do epidemii dżumy. Wkrótce w Paryżu zaczynają umierać ludzie – wiele wskazuje na to, że przyczyną śmierci może być ta zapomniana choroba dziesiątkująca populację w średniowieczu i nieco później. Policja boi się wybuchu paniki. Adamsberg działa jednak dość niekonwencjonalnie – dzięki temu łączy wiadomości odczytywane przez obwoływacza ze sprawą morderstw.

Przede wszystkim do książki trzeba mieć cierpliwość – zaczyna się dość powoli i od spraw, które mogą wydawać się nieistotne. Zanim dojdzie do jakichś kryminalnych zdarzeń, poznajemy Jossa, Adamsberga, jego współpracownika oraz mieszkańców placu, przy którym działa obwoływacz. Po kilkudziesięciu stronach książka nabiera tempa, a czytelnik jest już całkowicie zaangażowany w przebieg akcji. A ta jest pełna niespodzianek, już sam pomysł na wskrzeszenie zapomnianej choroby i związanych z nią średniowiecznych rytuałów budzi niepokój. Sam Adamsberg jest postacią dość charakterystyczną – rzadko pracuje przy biurku, najlepiej mu się myśli, gdy jest w ruchu, ubiera się nietypowo i raczej swobodnie podchodzi do związków. Zakończenie jest trochę pojechane i nie po myśli czytelnika, lecz w zasadzie można je przyjąć bez większych zastrzeżeń.

Podobało mi się i czekam na kolejne tomy – nieczęsto mam do czynienia z francuskim kryminałem. Wam również polecam!

Titanic. Pamiętna noc, Walter Lord

titanic pamiętna noc walter lordAgora, 2016

Liczba stron: 208

O Titanicu napisano tysiące stron tekstu, nakręcono tysiące kilometrów taśmy filmowej. Nic dziwnego, statek reklamowany jako jeden z najbardziej luksusowych i niezatapialnych, zatonął podczas swojej pierwszej podróży przez ocean. Najbardziej fascynujące jest to, że jego sława nie przeminęła i nadal, wiek po katastrofie, ukazują się nowe publikacje i wznowienia książek o Titanicu.

Reportaż Waltera Lorda wyróżnia się tym, że skupia się prawie wyłącznie na przebiegu feralnej nocy. Chociaż to literatura faktu, niektóre fragmenty czyta się jak książkę przygodową. Śledzimy losy Titanica od momentu zauważenia góry lodowej przez członków załogi aż po dzień, gdy rozbitkowie zostali sprowadzeni do Nowego Jorku. W końcowych rozdziałach autor poświęca trochę miejsca skutkom katastrofy, doniesieniom medialnym na jej temat oraz zmianom obyczajowym, do których pośrednio przyczyniło się zatonięcie statku.

Książka po raz pierwszy ukazała się w 1955 roku. Autor  zbierał materiały do niej nie tylko ze źródeł pisanych. Przystąpił do gromadzenia relacji w czasach, gdy żyło jeszcze wielu ocalonych pasażerów. Przeprowadził z nimi rozmowy, zweryfikował ich słowa (zaznacza te fragmenty, których nie był w stanie potwierdzić). „Pamiętna noc” opisuje minuta po minucie, co działo się na pokładzie klasy pierwszej i drugiej, wśród oficerów i radiooperatorów, w maszynowni i na mostku. Najmniej wiadomo, co działo się na pokładzie trzeciej klasy, co jest oczywiste, jeśli spojrzymy na listę ocalałych pasażerów podróżujących w tej części statku. Śledzimy też losy szalup ratunkowych, możemy poznać nastroje na nich panujące oraz jeszcze raz podłamać się niefortunnymi zbiegami okoliczności i nierozgarniętymi radiooperatorami i marynarzami, których opieszałość doprowadziła do tego, iż płynące obok statki nie pospieszyły na ratunek rozbitkom z tonącego Titanica.

Chwilami relacja bywa nieco nużąca. Wydaje mi się, że głównie dlatego, iż głos oddano zbyt wielu osobom. Każdy widział i zapamiętał coś innego, stąd urywana narracja. Bardziej współczesna książka skupiłaby się raczej na kilku bohaterach (prawdopodobnie pochodzących z różnych sfer towarzyskich) i pokazała wydarzenia pamiętnej nocy z ich punktu widzenia (być może kumulując relacje wielu uczestników). Forma, którą wybrał autor, jest najbliższa prawdzie, choć cierpi na tym komfort czytelnika. Nie znaczy to, że ostatnie godziny statku zostały opisane w sposób niestrawny. Titanic, jego pasażerowie i załoga zostali upamiętnieni przez autora w sposób realistyczny, bez epatowania heroizmem ani tchórzostwem – bo przecież przypadki obu postaw miały miejsce wśród ludzi w tej krytycznej sytuacji. Autor nie piętnuje nikogo i stara się zachować najdalej posunięty obiektywizm. Przeczytałam z zainteresowaniem.

Wołanie grobu, Simon Beckett

wolanie-grobu simon beckettAmber, 2011

Liczba stron: 362

Trzy pierwsze części cyklu o doktorze Hunterze  czytałam już dość dawno. W pamięci pozostały takie hasła jak: antropologia, kości, obrzydliwe opisy, emocjonująca akcja, Nic dziwnego, że wreszcie sięgnęłam po ostatnią (jak na razie) część tej serii.

„Wołanie grobu” na dzień dobry przenosi nas w czasy sprzed oszołamiającej kariery Davida Huntera, antropologa współpracującego z policją przy sprawach wymagających badania kości ofiar zbrodni. Osiem lat wcześniej Hunter był konsultantem podczas dość paskudnej sprawy, w której policja miała winnego, lecz nie mogła znaleźć ciał zamordowanych przez niego młodych kobiet. Po dużej ulewie jedna z zabitych dziewczyn została przypadkiem znaleziona na wrzosowisku w pobliżu Dartmoor. Pozostała jeszcze kwestia wskazania miejsc pochowania ciał bliźniaczek, które zaginęły mniej więcej w tym samym czasie. W śledztwo zaangażowany był również antypatyczny archeolog, młoda behawiorystka, która miała pomóc w przesłuchiwaniu winnego, a prowadził je dawny znajomy Huntera, z którym antropolog nie utrzymywał już kontaktów towarzyskich. Po ośmiu latach, gdy wciąż jeszcze nie znaleziono bliźniaczek, oskarżony ucieka z więzienia. Czyżby chciał się zemścić na pomagających podczas wizji lokalnej? Wiele na to wskazuje. Hunter zostaje wmieszany w sprawę, która jest dla niego równie zagadkowa i nieprzyjemna jak śledztwo sprzed lat.

Mam kilka spostrzeżeń po lekturze. Po pierwsze, Hunter praktycznie nie prowadzi żadnego śledztwa, nie ogląda kości, nie stawia hipotez. Nie ma tu robali, larw i procesów gnilnych. Po drugie, zupełnie nie rozumiem jego zaangażowania w opiekę nad behawiorystką, która jako pierwsza ucierpiała po ucieczce przestępcy z więzienia. Babka była antypatyczna, od początku wiadomo było, że z prawdą jej nie po drodze, a Hunter rycersko przy niej trwał w jakimś położonym na odludziu domu. Po trzecie, książka rzeczywiście wciąga i czyta się ją bardzo szybko. Sporo się dzieje, to, co wydawało się faktem, zmienia się w kłamstwo. Jak do tego dorzucimy dużo plenerów nocnych, odludnych, spowitych mgłą, robi się mrocznie i strasznie. A potem, jeszcze bardziej hardcorowo, akcja przenosi się pod ziemię.

Jeśli wyczuliście ironię, to właściwie. Za dużo tu sensacji, za dużo niezbyt umiejętnie ukrytych zagadek, bo w związku z tą nieumiejętnością niewiele może czytelnika zaskoczyć. Pościgi, strzelanki, kłamstwa, kłamstwa i naiwność. Przeczytałam, bo mnie wciągnęło – nie twierdzę, że Beckett nie potrafi zainteresować, twierdzę, że nieco rozczarowałam się tą częścią. Autor za bardzo próbował wyrwać się z gatunku, który sam stworzył. Rzucił tę antropologię w cholerę i zabrał się za zwykły kryminał, co niestety nie wyszło mu najlepiej. Dla tych, którzy dopiero odkrywają kryminały, pewnie będzie w porządku, bo jest tu wszystko to, co powinno być w kryminale. Dla tych, którzy nieco już poczytali, „Wołanie grobu” może okazać się za grubymi nićmi szyte.

Cień eunucha, Jaume Cabre

cień eunucha jaume cabreMarginesy, 2016

Liczba stron: 496

Wszystkie dotychczas przeczytane książki tego autora dostarczyły mi wielu wrażeń estetycznych i literackich oraz zaskakiwały niespodziewanymi zwrotami akcji, splątaniem wątków, które Cabre mistrzowsko rozplątywał w finale. I tym razem liczyłam więc na powieść, którą będę czytać z wypiekami na twarzy.

Po pogrzebie swojego przyjaciela z czasów młodości Miquel Gensana wybiera się na kolację w towarzystwie koleżanki z redakcji. Julia chce napisać artykuł wspominkowy o tragicznie zmarłym polityku,  to ona więc zaprasza Miquela do modnej restauracji w niewielkiej, położonej nieopodal miejscowości. Ku przerażeniu mężczyzny okazuje się, że restauracja mieści się w domu, który od pokoleń należał do jego rodziny i stosunkowo niedawno został utracony na poczet długów. To miejsce skłania go do wspomnień, zamiast więc skupić się na osobie zmarłego, zaczyna opowiadać historię swojego rodu.

A jest to opowieść długa, skomplikowana, najeżona dygresjami. To, co Miguel wie o swojej rodzinie, opiera się w dużej mierze na tym, czego dowiedział się od stryja przebywającego w ostatnich latach życia w zakładzie dla chorych psychicznie. Chociaż początkowo młodszy z rodu Gensana nie traktował opowieści wuja poważnie, z czasem wciągnął się w odkrywanie dziejów rodu, demaskowanie grzeszków nieżyjących już członków rodziny i odkrywanie ich prawdziwych twarzy.

Jednocześnie wplata swoją własną historię oraz relacjonuje dzieje przyjaźni z człowiekiem, w  którego pogrzebie właśnie uczestniczyli. Na jego całym życiu zaważyła decyzja opuszczenia domu, porzucenia studiów i przyłączenia się do socjalistycznej bojówki. Dość dużo miejsca poświęca temu okresowi, ponieważ był to również czas największych sercowych wzlotów i upadków, czas życiowych decyzji i działań obciążających sumienie. Skupia się również na swoich uczuciach i nieudanych zawiązkach z kobietami.

W przedmowie i opisie książki zwraca się uwagę na konstrukcję tekstu, która odpowiada konstrukcji dzieła muzycznego. Muzyka klasyczna w tej powieści odgrywa dużą rolę, sporo w niej nawiązań do różnych utworów, bohaterowie grają na instrumentach, spędzają czas na koncertach, słuchają muzyki w domu. Miguel nie potrafi grać na żadnym instrumencie, w czasie koncertu może być „tylko” słuchaczem oraz krytykiem. Tym też się zajmuje zawodowo. Brak talentu muzycznego (a także literackiego) doprowadza go do frustracji. Twierdzi, że jest niczym więcej niż cieniem eunucha – może co najwyżej stać w blasku tych, którzy zostali obdarzeni talentem.

Z przykrością muszę powiedzieć, że nie zagrało między nami. Choć znam styl autora i wiem, że trzeba cierpliwie czekać na wstrząs i pogmatwanie akcji, to w przypadku „Cienia eunucha” nie doczekałam się niczego, co by mnie poruszyło. Było dość płasko, nudnawo, szczególnie znużyły mnie fragmenty o działalności partyjnej Gensany. Gadulstwo narratora działało na mnie usypiająco. Trochę podciągnęły książkę opowieści starego stryja o czasach, których Miguel nie mógł pamiętać, aczkolwiek to za mało, żeby rozkochać mnie w tej powieści. Wkurzała mnie postawa bohatera w związkach z kobietami, kiedy zachowywał się jak bluszcz z giętkim kręgosłupem. A na dodatek, nie mam wystarczającej wiedzy o muzyce klasycznej, żeby móc docenić kunszt autora, więc i ta kwestia mnie nie porwała. Przebrnęłam przez „Cień eunucha” i z każdą stroną byłam coraz bardziej zaskoczona tym, że nic mnie nie zaskakuje.

Zaliczyłam swoje pierwsze rozczarowanie powieścią Cabre. W związku z tym, że w Polsce jego książki wydawane są od najświeższej do najstarszej (ta jest z 1996 roku), widać w nich jak kształtował się styl autora, w jaki sposób dochodził do wirtuozerii, która ujawniła się w „Wyznaję” czy „Głosach Pamano”.  Można przeczytać, ale tym, którzy jeszcze nie znają innych powieści autora, raczej nie polecałabym zaczynania od tej książki.

Wcześniej czytałam i polecam:

WYZNAJĘ

GŁOSY PAMANO

JAŚNIE PAN

Idealna, Magda Stachula

idealna magda stachulaZnak Literanova, 2016

Liczba stron: 384

„Idealna” to książka, która z jednej strony bardzo mnie intrygowała, z drugiej, wydawało mi się, że tak szeroka akcja promocyjna debiutanckiej powieści musi mieć jakieś drugie dno. Okazało się, że drugiego dna nie ma, a książka naprawdę czyta się sama.

Anita marzy o dziecku. Bezskutecznie leczy się od kilku lat, każdy miesiąc przynosi rozczarowanie. Jej mąż traktuje tę sprawę znacznie bardziej swobodnie, lecz czuje, że nieuchronnie oddala się od Anity, która często wszczyna awantury i całe ich życie podporządkowuje swojemu celowi.  Anita pracuje w domu, izoluje się od ludzi, boi się wychodzić na ulicę. Jej całym światem są internetowe kamerki w różnych miastach na świecie. Szczególnie upodobała sobie jedną w Pradze, która umieszczona jest w wagonie tramwaju konserwującego tory. Trzy razy w tygodniu obserwuje parę, którą zaczyna traktować jak swoich najbliższych znajomych. To jedyny stały punkt odniesienia w jej życiu. Zwłaszcza od chwili, gdy coś dziwnego zaczyna dziać się w jej domu. Pewnego dnia znajduje w torebce nie swoją szminkę. Innym razem, nowe sukienki w szafie. Jest pewna, że sama ich nie kupiła. Jej mąż jednak zaczyna uważać, że Anicie odbija.

Książka rozpisana jest na cztery głosy i cztery punkty widzenia. Anita znajduje się w centrum zdarzeń. Drugi głos należy do jej męża. Trzeci do pewnej Marty. Ostatni do młodego artysty, który dostaje szemrane zamówienie. Losy tej czwórki połączą się w dość dramatycznych okolicznościach. Okazuje się bowiem, że Anita i jej mąż są pionkami w czyjejś grze i tylko rozgrywający wie o jaką stawkę chodzi.

„Idealna” to opowieść o zemście, psychopatycznym zacięciu, sypiącym się małżeństwie i bezdzietności, która może zaważyć na losach dotychczas szczęśliwego małżeństwa.  Dzięki zmyślnej konstrukcji niedługim rozdziałom, wciągającej akcji i narastającym poczuciu niepewności czyta się ją błyskawicznie. Uważam, że autorka miała dobry, nieoklepany pomysł na fabułę i udało jej się go zrealizować dość sprawnie. Mam jednak pewne zastrzeżenia do tempa akcji na pierwszych stu stronach książki. Gdybym nie wiedziała, że jest to thriller, raczej nie brnęłabym dalej. Za dużo mielenia ciągle tego samego wątku obyczajowego i stąpania w miejscu. Wiem, natomiast, że jestem w mniejszości ze swoją niechęcią do powieści obyczajowo-romantycznych, więc to, co mnie się nie podobało, zapewne zjedna sobie czytelniczki literatury kobiecej. Jednak gdy akcja już rusza, to trudno za nią nadążyć. I rzeczywiście nie ma sensu odkładać książki przed finałem. Jestem przekonana, że „Idealna” zyska Waszą przychylność.