Wstrząsy wtórne & Oko nieba, Arne Dahl

Seria Arne Dahla o Drużynie A jest (chyba) jedyną tak obszerną serią kryminalną, którą czytałam chronologicznie i sumiennie, tzn. zwykle zaraz po pojawieniu się kolejnej części. A potem coś się musiało wydarzyć, bo w 2014 roku nie przeczytałam dwóch ostatnich odsłon cyklu. Może ukazywały się zbyt szybko i miałam przesyt Dahlem? Teraz to już nieważne, bo właśnie udało mi się zakończyć ten cykl lekturą „Wstrząsów wtórnych” i „Oka nieba”. Wiem, że autor pisze dalej i wciąż eksploatuje tych samych bohaterów, ale ta nowa seria ma już inną nazwę, więc uważam, że Drużyna A została przeczytana. A teraz o samych książkach:

wstrzasy wtorne arne dahl

Czarna Owca, 2014

Liczba stron: 464

„Wstrząsy wtórne” to powieść, która zaczęła się fascynująco i przez większość czasu była taka, jak lubię najbardziej – krok po kroku pokazywała jak policjanci rozwiązują bardzo skomplikowaną i bardzo poważną zagadkę kryminalną. W sztokholmskim metrze wybuchła bomba, zginęło kilkanaście osób, niektórych nie udało się zidentyfikować. W śledztwie biorą udział wszystkie służby, również tajna policja i Drużyna A. Szefem zespołu jest założyciel Drużyny A Jan Olov Hultin, którego ściągnięto z emerytury. Policja przede wszystkim musi odpowiedzieć na pytania: kim byli ludzie w wagonie, który z nich mógł być zamachowcem, dlaczego się w nim znaleźli, dokąd jechali i czy się znali? Pod koniec powieści, gdy do akcji wkracza Paul Hjelm robi się bardziej światowo, a sprawa lokalna urasta do sprawy o zasięgu międzynarodowym – pojawia się biznesmen pokątnie handlujący bronią i najbardziej zaawansowanym sprzętem służącym do zabijania, namierzania, śledzenia. I to już mniej mi się podobało, ale to bardziej kwestia moich upodobań niż spadku formy pisarza.

oko nieba arne dahl

Czarna Owca, 2014

Liczba stron: 464

„Oko nieba” to powieść zamykająca cykl – Kerstin Holm dowiaduje się, że Drużyna A wkrótce zostanie rozwiązana, ale nie od razu dzieli się tą wiadomością ze swoim zespołem. Tym bardziej, że zupełnym przypadkiem zespół wpadł na trop seryjnego mordercy. I tutaj też bardzo podobało mi się powolne dochodzenie do prawdy, badanie tropów i przesłuchania. Drugim, równolegle prowadzonym wątkiem jest prywatne śledztwo prowadzone przez niebędącego już członkiem Drużyny A Paula Hjelma. Próbuje on znaleźć jednego z najlepszych szwedzkich szpiegów, który planował wycofać się na emeryturę, lecz zaginął w podejrzanych okolicznościach. I ten wątek jest taki trochę naiwny – szyfry, ukryte wskazówki, a na końcu akcja szpiegowska gdzieś w krajach arabskich. Jakbym oglądała film szpiegowski klasy C. Ta część cyklu przesycona jest melancholią, odchodzeniem, smutkiem, ale czyta się naprawdę dobrze.

Myślę, że na tych 10 tomach nie zakończę znajomości z Dahlem – oprócz tomu otwierającego ten cykl, wszystkie książki były w porządku, miały dobre tempo, charakterystycznych bohaterów, intrygujące zagadki kryminalne. Czas przekonać się co autor przyszykował dla swoich bohaterów w kolejnej serii, która ukazała się już u nas w trzech tomach.

Linki do poprzednich części cyklu oraz inne skandynawskie serie kryminalne znajdziesz TUTAJ

Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem, Johanna Bodor

nie szkodzi kiedys zrozumiem.inddŚwiat Książki, 2016

Liczba stron: 296

Johanna Bodor nie jest pisarką i to czuć podczas lektury tej książki. Johanna jest baletnicą, tancerką, Rumunką, której ojciec był Węgrem, a cała rodzina jak miliony innych, padła ofiarą rządów Ceausescu. Ta książka powstała za namową znajomych autorki, którzy chcieli, żeby spisała swoje wspomnienia z czasów, gdy mieszkała w Rumunii i z drogi, jaką musiała przebyć, żeby wydostać się spod władzy reżimu.

Ojciec Johanny był literatem, człowiekiem, który nie bał się wyrażać swoich opinii, przez co mieszkanie rodziny Bodorów prawdopodobnie znajdowało się na podsłuchu. Dzięki temu, że z pochodzenia był Węgrem, raz na kilka lat mógł wyjechać w swoje rodzinne strony. Pewnego razu postanowił, że już nie wróci. Johanna była wówczas w klasie maturalnej szkoły baletowej i w krótkim czasie została w Rumunii całkiem sama, bo i jej mama uciekła z kraju. Główna część tej książki opisuje kilkanaście miesięcy spędzone bez rodziców, w kraju, gdzie nie było co jeść, przez większość czasu nie było ogrzewania i prądu, a każdy człowiek, który stawał na twojej drodze mógł być (i prawie zawsze był) donosicielem lub agentem.

Johanna pisze o skomplikowanej procedurze, dzięki której po wielu miesiącach udało jej się dołączyć do rodziny, swoim życiu uczuciowym skażonym wizją wyjazdu. Nawet jej znajomi mogli ponieść konsekwencje tego, że planowała opuścić Rumunię, a ona mogła na wiele lat trafić do więzienia. Zamiast tego wpadła w sidła bezwzględnych ludzi i zapłaciła wysoką cenę za swoją wolność.

Chociaż książka napisana jest dość drętwo, zapada w pamięć, bo opowiedziana w niej historia ma wszelkie predyspozycje do tego, by zostać sfilmowana. Ponadto jest to obraz kraju, w którym żyło się jeszcze gorzej niż w PRL-u, panowała podejrzliwość, nędza i strach, a mimo tego młodzi ludzie starali się korzystać z namiastki wolności, cieszyć się życiem i udawać, że wszystko jest normalne.

To przerażająca historia pokazująca, że w reżimie totalitarnym człowiek jest tylko niewiele znaczącym trybikiem i jeśli nie zostanie zgnieciony machiną biurokracji, to może uda mu się przechytrzyć system i wydostać się poza jego zasięg. Z tym, że wszystko, szczególnie wolność, ma swoją cenę. Johanna Bodor poznała ją jako nastolatka.

Brennerova, Wolf Haas

brennerova wolf haasBurda Publishing Polska, 2016

Liczba stron: 293

„Brennerova” jest ósmą częścią cyklu o komisarzu Brennerze. Nie czytałam poprzednich, a na tę połakomiłam się, bo zaintrygowała mnie okładka. Tak, okładka, nie opis. Okazało się jednak, że wybór nie był zły, bo dostałam napisany z przymrużeniem oka kryminał.

Brenner jest już na emeryturze. Trochę się nudzi, trochę cieszy, że nie pracuje już w policji. Związał się z byłą nauczycielką, która zasmakowała w wyjazdach zagranicznych i często znika na dłużej. Ponadto Brenner z ciekawości zagląda na portale randkowe, szczególnie takie, na których ogłaszają się dziewczyny z Rosji. Pewnego dnia w przypływie odwagi i brawury wybiera się do Rosji na spotkanie z przepiękną kobietą. Na miejscu okazuje się, że jego wybranka szuka znajomości z Austriakiem, do tego policjantem, ponieważ jej siostra wyjechała do Austrii i zaginęła. Brenner jest poruszony i postanawia trochę powęszyć na miejscu, podejrzewa bowiem, że dziewczyna mogła trafić do domu publicznego. Okazuje się, że natyka się na większy przekręt, w którym dużą rolę odgrywają tatuaże, tatuażyści, odcięte dłonie i zamordowane prostytutki.

Historia jest podszyta czarnym humorem  i strasznie dziwnie opowiedziana. Zamiast narracji, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni, mamy tu wszystkowiedzącego narratora, który bezpośrednio zwraca się do czytelnika, a na dodatek używa takich zwrotów jak np: „A teraz uważaj”. Naprawdę osobliwie się to czyta, ale ostatecznie da się przeżyć. Podobał mi się humor oraz intryga, w którą wplatał się bohater, natomiast ta część książki poświęcona jego partnerce już nie do końca przypadła mi do gustu. Bawiłam się przy lekturze na tyle dobrze, że będę się rozglądała za innymi powieściami tego autora, bo czasem przydają się takie niezobowiązujące lektury, których głównym celem jest zapewnienie rozrywki.

201

Barbara Rosiek. Inna perspektywa, Joanna Polis

barbara rosiek inna perspektywaMD, 2016

Liczba stron: 192

Barbara Rosiek jest autorką kilkunastu książek. Najbardziej znany, wciąż wznawiany i czytany przez rzesze nastolatek i nie tylko, jest debiut autorki „Pamiętnik narkomanki” oparty w dużej mierze na własnych doświadczeniach pisarki. Pozostałe książki mają podobną tematykę – uzależnienia, choroba psychiczna, zagubienie młodych w świecie, w którym brakuje miłości. Joanna Polis przeprowadziła z Barbarą Rosiek szczerą rozmowę pozornie oscylującą wokół powieści, a jednak zahaczającą o sfery prywatne.

Po lekturze nie jestem w stanie scharakteryzować bohaterki tego wywiadu. Jest osobą o wielu twarzach. Czasem wydawała mi się bardzo rozsądna, doświadczona tzw. mądrością życiową, czasem naiwna i wciąż wkraczająca w to samo zło, które już wiele razy próbowało ją zniszczyć. Dużo w tej książce żalu do matki, która odrzucając córkę już w życiu płodowym, wdrukowała w nią poczucie winy, bycie balastem i chęć autodestrukcji. A jednak, Rosiek do tej pory pielęgnuje stosunki z matką i cały czas z nią mieszka.

Wiele miejsca poświęca się temu, co w książkach autorki pochodzi z autentycznych doświadczeń, a co zostało zmyślone. I powiem szczerze nie do końca wiem jak jest, bo raz Rosiek mówi, że wszytko zmyśliła, innym razem, że sama przez to przechodziła, a w finale książki pisze wprost, że jakby znowu jej ktoś przypisywał rzeczy, o których nie chce mówić, to znowu się ich wyprze.

Polis pyta o sprawy intymne, widać, że miedzy rozmówczyniami jest nić sympatii i znajomość dłuższa niż na potrzeby napisania książki. Obcy nie odważyłby się pytać wprost o chorobę psychiczną, nie drążyłby tematu niespełnionej miłości. Tu obie panie darzą się zaufaniem i szacunkiem, które pomagają w mówieniu o sprawach osobistych i bolesnych.

Barbara Rosiek udostępniła na potrzeby książki swoje archiwum fotograficzne, w związku z czym książkę ilustrują liczne zdjęcia, które ku mojej radości zostały opisane (nie lubię, gdy zdjęcia po prostu są i nie wiadomo co, kogo i w jakich okolicznościach przedstawiają). Ponadto, pomiędzy kolejnymi rozmowami znajdują się wcześniej niepublikowane fragmenty dzienników Barbary Rosiek. I przykro mi mówić, ale nie jest to dobra literatura. Mam świadomość tego, że Rosiek nie czyta się dla wrażeń literackich, tylko po to, by przekonać się jak jest po drugiej stronie, jak wygląda życie osoby uzależnionej lub cierpiącej na schizofrenię. Dlatego tę rozmowę docenią przede wszystkim ci, którzy znają powieści Barbary Rosiek i chcą dowiedzieć się czegoś więcej o autorce.

Ginekolodzy, Jurgen Thorwald

ginekolodzyMarginesy, 2016

Liczba stron: 392

Ta książka tak naprawdę nie powstała. Jurgen Thorwald nigdy jej nie wydał. Pozostawił jednak wiele notatek i opublikowanych artykułów dotyczących rozwoju ginekologii, które zostały tutaj zebrane i zredagowane w taki sposób, że stanowią spójną i przemyślaną całość. Jedyne, co zdradza, że jest to zlepek artykułów, to kilka powtórzeń, które nie przeszkadzają w czytaniu.

Thorwald prześledził rozwój ginekologii od czasów, gdy nawet badanie wykonywane było przez ubranie i bez udziału oczu, aż po czasy, gdy rutynowo wykonywano operacje usunięcia macicy, a antykoncepcja przestała być tematem tabu. Przez wieki rozwoju ginekologii wędrujemy podpatrując pionierów tego fachu, często ludzi, którzy zostali zmuszeni przez życie do podjęcia się ryzykownych i nigdy wcześniej nie przeprowadzanych operacji. Dopiero później, w miarę nowych wyzwań, pojawiali się również karierowicze, którzy liczyli na sławę i bogactwo.

To książka krwawa i przerażająca, a jednocześnie bardzo ważna, bo uświadamia jakie mamy szczęście żyjąc w XXI wieku. Z czym zmagały się kobiety opisywane przez Thorwalda? Z cystami ważącymi po kilkanaście kilogramów, z przetokami, z powikłaniami poporodowymi, z różnymi odmianami raka, wycieńczeniem organizmu związanym z ciągłymi porodami i ciążami. W historii zapisały się bohaterki, które bez znieczulenia, zmuszone bólem i desperacją poddawały się pionierskim operacjom. I wiele z nich je przeżyło.

Chciałabym czytać tę książkę mając pewność, że zostawiliśmy za sobą ten barbarzyński czas, gdy za próbę złagodzenia bólów porodowych kobieta była grzebana żywcem przy współudziale księży.  Chciałabym mieć pewność, że żadna kobieta nie zostanie już zmuszona do cierpienia fizycznego i psychicznego w imię idei, z którymi sama się nie identyfikuje. Chciałabym mieć pewność, że zgwałcona dziewczynka nie będzie zmuszona do donoszenia ciąży, a lekarz udzielający jej pomocy nie zostanie postawiony przed sądem. Ale nie mam tej pewności. Czytałam tę książkę kilka tygodni temu i z każdym kolejnym rozdziałem czułam coraz większe rozgoryczenie, że choć w medycynie poczyniliśmy postępy, to w humanitaryzmie znowu się cofamy.

Koniecznie przeczytajcie.