Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna, Monika Sznajderman

falszerze-pieprzuWydawnictwo Czarne, 2016

Liczba stron: 288

Gdy ojciec Moniki Sznajderman otrzymuje przesyłkę z zagranicy, w której znajdują się stare, przedwojenne zdjęcia, otwiera się przed nią rodzinna historia, o której nie miała pojęcia. Pragnie dowiedzieć się o przodkach od strony taty jak najwięcej, on sam natomiast niechętnie wspomina swoje dzieciństwo i wczesną młodość. Jedyne, co jej pozostaje, to archiwa odszukanie miejsc i ludzi, łagodne namówienie ojca do rozmowy. Cały proces przypomina układanie puzzle. Obrazek, który się wyłonił nie jest kompletny, tu i ówdzie brakuje kawałka lub dwóch, w niektórych miejscach luki są jeszcze większe. Ale w końcu coś widać, w końcu autorka poznaje tych, od których się wywodzi.

Żydowska rodzina ze strony ojca była dość zamożna, wykształcona, niemal w pełni zasymilowana z Polakami. Dziadkowie autorki mieszkali w pięknym domu pod Warszawą, prowadzili bujne życie towarzyskie, a zdjęcia, które wysyłali do krewnych, którzy wyjechali do Australii i Ameryki, miały potwierdzać to, jak dobrze im się żyło. Teraz, po tym, co stało się z rodziną w czasie wojny, są jedynym dowodem na to, że istnieli. Monika Sznajderman sięga dalej, do swoich pradziadków. Okazuje się, że więzy rodzinne łączą ją z kilkoma miastami na mapie Polski. Miastami, które mają nieczyste sumienie w związku ze stosunkiem do zamieszkującej tam przed wojną społeczności żydowskiej.

Druga część książki opowiada o rodzinie ze strony matki – ziemianach, którzy przeszli przez okres wojenny nie ponosząc większych strat. Przeżyli ją bawiąc się, żyjąc w miarę normalnie, świętując, urządzając przyjęcia i sympatyzując z ruchami nacjonalistycznymi. Nie padają słowa oskarżeń, lecz zdziwienie, że tak różne losy spotkały mieszkańców jednego kraju i zdumienie, że można było zachować obojętność wobec tego, co Niemcy zgotowali Żydom, sąsiadom.

Chociaż książka opowiada losy dwóch rodzin, polskiej i żydowskiej, to tak naprawdę odsłania znacznie więcej.  Mówi o życiu w przedwojennej Polsce, gdzie gminy żydowskie sąsiadowały z dzielnicami zajmowanymi przez Polaków. Mówi o rodzinach zasymilowanych i ortodoksyjnych. Mówi o świecie, który został zmieciony z powierzchni ziemi przez czołgi i samoloty III Rzeszy i Armii Czerwonej. Przede wszystkim mówi jednak o pamięci – pamięci o tych, którzy odeszli i pamięci jako narzędziu, które na skutek traumatycznych przeżyć, odmawia współpracy. Warto. Bardzo warto.

Dzisiaj rozmawiamy o Pani, Agnieszka Nabrdalik

dzisiaj-rozmawiamy-o-paniWydawnictwo Literackie, 2017

Liczba stron: 252

Agnieszka Nabrdalik zaprosiła do swojego projektu siedem kobiet, które bardziej niż ze swoich osiągnięć znane są z tego, że są lub były żonami swoich sławnych mężów. Postanowiła przeprowadzić rozmowy o nich, nie o mężach. Okazało się to sprawą niełatwą, bo większość pań nieustannie wracała do mówienia o mężu jakby ich życiowym powołaniem było… bycie żoną.

Te najbardziej zapatrzone w swoich partnerów i w kółko opowiadające o nich, ich pracy, talencie, osiągnięciach to żony muzyków: Monika Gawlińska i Jolanta Pawlik. Chociaż panowie zajmują się zupełnie innym typem muzyki, ich żony zachowują się podobnie. Po pierwsze; ogarniają całą resztę, zajmują się promocją, produkcją, wspieraniem i nieprzeszkadzaniem. Po drugie: obie  po wielu latach w związku niedawno stworzyły coś swojego.

Te plasujące się w połowie to: Alicja Kapuścińska i Wacława Myśliwska, żony ważnych literatów oraz Anna Religa. I chociaż dwie pierwsze łączy to, że ich mężowie zajmowali się jedną dziedziną sztuki, to znacznie więcej je dzieli. Pani Kapuścińska przez pół życia była sama, bo mąż wciąż podróżował zawodowo, a gdy był w domu, to pisał w pokoju na poddaszu. Sama zajmowała się medycyną i również często wyjeżdżała na staże, konferencje, projekty. Pani Myśliwska nieustannie towarzyszy mężowi, który nie lubi ruszać się z miejsca. Jest jego pierwszą czytelniczką i krytyczką. Z zawodu jest redaktorem, więc mąż bardzo liczy się z jej zdaniem. Pani Religa sporo mówi o sobie, o rozczarowaniu pracą zawodową, o swoim życiu bez męża, gdy ten pracował na drugim końcu Polski, a także o filmie „Bogowie”, który nie poruszył jej tak jak innych widzów. Wszystkie trzy panie są bardzo oddane swoim mężom, także po śmierci, dbając o ich spuściznę, lecz doskonale wiedzą, gdzie zaczynają się one same. Ta granica jest dość mocno zarysowana.

W ostatniej grupie znalazły się te dwie żony, które z pasją rozmawiają o swoim zawodzie i zainteresowaniach: Karolina Niedenthal i Wiesława Starska. Żona fotoreportera i żona scenografa. Tłumaczka i kostiumolożka. Kobiety pełne pasji, energiczne, realizujące się w wybranych przez siebie dziedzinach sztuki. Owszem, opowiadają o mężach, ale nie stawiają ich na piedestale, nie podporządkowują się ich życiu, a raczej stawiają warunki, by nie tracić się z oczu na zbyt długo, gdy praca męża wymaga długiej rozłąki.

Starałam się w 2-3 zdaniach napisać o każdej z pań, która zgodziła się opowiedzieć o sobie, bo każdy z wywiadów był bardzo ciekawy. I każdy zawierał o wiele więcej informacji niż w moim streszczeniu. Życie u boku człowieka odnoszącego sukcesy w swojej dziedzinie, obsypywanego nagrodami, ikony, nie bywa łatwe. Sukces zawsze okupiony jest ciężką pracą, rozłąką, czasem topieniem stresu w alkoholu. Prawie każda z żon sporo musiała dźwigać na swoich barkach, lecz wszystkie znosiły i znoszą to dalej, nie dlatego, że lubią mieć mnóstwo obowiązków, lecz dlatego, że kochają. Kochają naprawdę.

Polecam.

Plaża za szafą. Polska kryminalna, Marcin Kącki

plaza-za-szafaAgora, 2017

Liczba stron: 328

Marcin Kącki we wstępie do tego zbioru reportaży kryminalnych deklaruje, że nie czyta i nie lubi kryminałów, sądzi bowiem, że nic nie jest w stanie prześcignąć prawdziwego życia. Ma sporo racji, bo pracując nad tą książką, na pewno dostał taką dawkę wrażeń, nieprzyjemnych doznań i wstrząsów, że dla rozrywki mógł tylko sięgać po coś, co tematycznie było odległe od jego pracy zawodowej. Na samym początku autor częstuje nas pytaniem: a Ty jak daleko byś się posunął? Człowieczeństwo to jednak nie jest jednoznaczna sprawa.

Wiele opisanych historii mogliśmy fragmentarycznie poznać z doniesień prasowych czy telewizyjnych. Tutaj mamy całość historii. Na przykład tytułowy reportaż opowiada o sprawie kradzieży cennego obrazu z Muzeum Narodowego w Poznaniu. Jednak to nie obraz jest w centrum zainteresowania autora, lecz osoba, która wymyśliła sposób, przeprowadziła operację i przez lata przetrzymywała skradzione arcydzieło. Podobnie w innych reportażach, czyn jest na drugim miejscu, na pierwszym zawsze sprawca. Czy nastoletni chłopcy, którzy dopuścili się świętokradztwa zżerając hostię to diabły wcielone, czy po prostu pogubili się w życiu? Czy oskarżony o utrzymywanie stosunków homoseksualnych hierarcha kościoła wyciągnął jakieś wnioski z konsekwencji swojego postępowania?

To teksty, które czyta się odczuwając całe spektrum emocji – złość, żal, oburzenie. To ostatnie chyba najczęściej. Teksty dotyczące małych dzieci są merytoryczne, lecz jednocześnie wzruszające. Jednak podczas ich lektury również trudno ukryć oburzenie, gdy czyta się o bezdusznym, okrutnym systemie opieki zdrowotnej. Nie wszyscy bohaterowie tych reportaży to czarne charaktery – są wśród nich ludzie o wielkich sercach, którzy w tym zalewie zła przywracają wiarę w człowieczeństwo. Mimo ciężaru poruszanych tematów, Kącki napisał książkę, którą można przeczytać jednym tchem, lub, w zależności od wrażliwości, dawkować sobie przez jakiś czas jak np. reportaże zamieszczane w magazynach. Wyraźnie widać warsztat dziennikarski i to, że wiele z reportaży (może wszystkie) powstało na potrzeby gazety. Ogromną zaletą jest przytaczanie zdania obu zainteresowanych stron i brak nachalnego umoralniania. To teksty bez puenty. Puentę każdy musi sam sobie wypracować.

Księga luster, E. O. Chirovici

ksiega-lusterZnak Literanova, 2017

Liczba stron: 336

Czasem wydaje mi się, że pochwały wydawców bywają przesadzone. W przypadku tej książki również zakładałam, że peany na jej cześć są tylko elementem promocji. Okazało się jednak, że po przeczytaniu kilkudziesięciu stron nie mogę się oderwać i koniecznie muszę poznać dalszy ciąg tej intrygującej historii

Zznany agent literacki otrzymuje fragment rękopisu. Człowiek, który go nadesłał, twierdzi, że jest to opowieść, która mówi o wydarzeniach z jego młodości. Po upływie wielu lat postanowił spisać to, czego się ostatnio dowiedział, bo przez większość życia wierzył w inny przebieg wydarzeń. Powieść opowiada o zabójstwie znanego psychologa, wykładowcy na uniwersytecie w Princeton, o które przez pewien czas oskarżany był autor rękopisu. Przez pewien czas pracował bowiem w domu profesora nad uporządkowaniem jego księgozbioru. W historię zamieszana była również studentka-asystentka profesora oraz jego podopieczny. Agent literacki chce podpisać umowę na publikację książki, lecz okazuje się, że w międzyczasie autor umarł i nigdzie nie można znaleźć dalszego ciągu jego powieści. Wobec tego zleca znajomemu misję – ma jak najwięcej dowiedzieć się o ludziach zamieszanych w tę sprawę kryminalną i spróbować dociec prawdy.

E.O. Chirovici napisał powieść, która w udany sposób łączy w sobie intrygę kryminalną z podłożem psychologicznym. Bohaterowie opowiadają o wydarzeniach ze swojej perspektywy, czyniąc założenia, jakie wydają im się prawdziwe. Prawda wciąż pozostaje ukryta. Nie można do niej dotrzeć prostą drogą, wygląda to raczej jak obieranie kolejnych warstw cebuli. Z tym, że do końca nie jesteśmy pewni rezultatu – może się okazać, że nigdy nie uda się wyjaśnić zagadki zbrodni popełnionej przed laty, za którą nikt nie został ukarany.

Nie jest to typowy kryminał, choć rzeczywiście chodzi o wyjaśnienie zbrodni, która wpłynęła na życie wielu ludzi. To raczej powieść o dociekaniu prawdy, analizowaniu motywacji ludzkich, odsiewaniu kłamstw od półprawd, manipulacji od rzeczywistości. Autor pisze lekko, zajmująco, sprawnie posługuje się słowem, stopniuje napięcie i uwiarygadnia zbiegi okoliczności. Zajmująca lektura, polecam!

Śmierć czeskiego psa, Janusz Rudnicki

smierc-czeskiego-psaWAB, 2017

Liczba stron: 208

Czytałam ebooka z wydania sprzed kilku lat, lecz mniemam, że treść nie uległa zmianie w najnowszym wydaniu, którego okładką posłużyłam się w tym wpisie. Janusza Rudnickiego uwielbiam od chwili, gdy przeczytałam „Życiorystę„. Na nieszczęście autor nie wydaje książek zbyt często, więc dawkuję sobie to, co wydał w przeszłości. Zwykle więc sięgam po niego, gdy mam słabszy nastrój, bo nikt tak jak Rudnicki nie potrafi mnie rozweselić. I nikt tak pięknie nie kurwuje.

Ten tom składa się z kilku opowiadań, z których najbardziej zapadły mi w pamięć dwa plus jedno, którego treści aż tak dobrze nie pamiętam, ale Rudnicki wspaniale w nim przeklina opowiadając o współpasażerach w pociągu oraz perypetiach na festiwalu filmowym. Opowiadanie o czeskim psie opiera się na zbiegach okoliczności, które prowadzą do niejednej tragedii, z której cało wychodzi tylko narrator. Natomiast opowiadanie o człowieku, który na całą noc utknął na wyciągu krzesełkowym z gromnicą, którą chciał zapalić na szczycie góry, sprawiło, że dosłownie popłakałam się ze śmiechu. Pozostałe teksty są również świetne.

Druga część książki to teksty napisane w oparciu o przeczytane biografie, podobne do tych, które później znalazły się w „Życioryście” pierwszym (drugi właśnie się ukazał!). Będę się powtarzać, ale uwielbiam jak Rudnicki czyta za mnie książki i potem je opowiada. Jest cudownie analityczny, uszczypliwy i trafnie komentuje postępowanie bohaterów, o których pisze.

Inteligentna, zabawna lektura, która trafnie komentuje rzeczywistość jednocześnie pozostawiając pole wyobraźni. Nie dla tych, których rażą wulgaryzmy w książkach. Ja je uwielbiam w wykonaniu tego pisarza.