Zgubna trucizna, Katarzyna Kwiatkowska

zgubna-truciznaWydawnictwo Znak, 2017

Liczba stron: 464

Akcja „Zgubnej trucizny” rozgrywa się w Poznaniu na początku XX wieku. Tyle wystarczyło, żeby zachęcić mnie do tej książki. Nie, nie zachęcić, ja jej zapragnęłam! Spodziewałam się świetnego kryminału rozgrywającego się na dobrze mi znanym terenie. I chyba miałam za duże oczekiwania.

Jan Morawski przybywa do Poznania w interesach. Na zlecenie niemieckiego banku ma odnaleźć fałszerza (bądź fałszerzy) nowych banknotów. Na miejscu jest już inny współpracownik banku, lecz Morawski podejrzewa go o podwójną grę. Ich spotkanie w hotelu kończy się wybuchowo – okazuje się, że tuż po wyjściu Morawskiego w pokoju eksperta eksplodowała bomba. Podejrzenia padają na tego, kto odwiedził go ostatni. Morawski musi odnaleźć zabójcę, żeby oczyścić się z podejrzeń.

Jest końcówka karnawału, cała śmietanka towarzyska bawi się na niezliczonych balach. Te najznamienitsze odbywają się w Bazarze, w którym zatrzymał się bohater. Niemiecki szef policji za wszelką cenę próbuje aresztować Morawskiego, ten jednak wymyka się z jego sideł, podobnie jak z sideł zdesperowanej starej panny, która widzi w nim kandydata do swojej ręki. Z biegiem czasu, kolejnych spotkań towarzyskich, skandali i akcji szpiegowskich, Morawskiemu zaczyna klarować się jakiś schemat. Niestety, pojawiają się kolejne ofiary.

Skąd mój zawód? Przez pierwszą połowę książki zmagałam się z zapamiętaniem kto jest kim, z kim skoligacony itp. Wynudziłam się na opisach balów karnawałowych i przyjęć oraz pogaduszek prowadzonych przez gości, bo ileż można! W drugiej części natomiast nieraz traciłam wątek – nie zawsze nadążałam za Morawskim, nie wiedziałam, dlaczego coś robi i skąd czerpie wiedzę. Warstwa kryminalna książki jest za bardzo zagmatwana przez nadmiar bohaterów, nadmiar historii i zbyt często przeplatana wątkami obyczajowymi – nie wiadomo czy wiedza o tym, kto z kim się chce żenić, kto właśnie zbankrutował itp. przyda się dalej.

Urzekła mnie natomiast otoczka historyczna – autorka drobiazgowo odtworzyła schyłek karnawału w Poznaniu w 1901 roku. Opisała wydarzenia towarzyskie, stroje, savoir-vivre obowiązujący podczas przyjęć, a także wygląd ówczesnego Poznania. Podobało mi się jak pokazała życie pod zaborem niemieckim, ingerencję władz w każdą dziedzinę, wymyślne zakazy i nakazy oraz uniki Polaków. Miałam wrażenie, że ta część pracy sprawiała jej większą frajdę niż wymyślanie intrygi kryminalnej.

Bez zachwytu z mojej strony. Jestem jednak przekonana, że jeśli lubicie połączenie powieści obyczajowej i historycznej z kryminałem, będziecie bardziej usatysfakcjonowani niż ja.

Sieć podejrzeń, George Harrar

siiec-podejrzenWielka Litera, 2017

Liczba stron: 320

Tłumaczenie: Jakub Małecki

To nie jest kryminał, choć opis akcji mógłby sugerować ten gatunek. Zaczęłam od tego zdania, żeby rozwiać wątpliwości i ewentualne oczekiwania, które mogłyby sprawić, że poczujecie się zawiedzeni tym, czym książka naprawdę jest. „Sieć podejrzeń” to powieść psychologiczna z elementami thrillera, napisana w taki sposób, żeby nie dawać prostych odpowiedzi.

Wykładowca uniwersytecki Evan Birch, podpora wydziału filozoficznego, zostaje oskarżony o uprowadzenie nastolatki z pobliskiego liceum. Z początku oskarżenia wydają się niedorzeczne, Birch twierdzi, że nigdy jej nawet nie widział i ma nadzieję, że po wyjaśnieniach zostanie oczyszczony i będzie mógł wrócić do swojego dotychczasowego życia u boku żony i dziesięcioletnich bliźniaków. Okazuje się, że detektyw prowadzący sprawę znajduje coraz więcej dowodów na to, że profesor i dziewczyna musieli mieć ze sobą jakiś kontakt.

Sieć podejrzeń dosłownie zaciska się wokół Bircha. Czy rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje? Czy naprawdę wszystko to, co świadczy przeciw niemu, można łatwo wytłumaczyć? Czy czytelnik może wierzyć w jego niewinność, skoro jego żona zaczęła w nią powątpiewać? Powieść pokazuje rozpad życia bohatera, który następuje po oskarżeniu go o udział w zbrodni. Jak żyć, gdy wszyscy zdają się wiedzieć lepiej, gdy dziennikarze, policjanci, współpracownicy a nawet rodzina są przekonani o jego uwikłaniu w sprawę zaginięcia nastolatki?

Autor skupia się na psychologicznym aspekcie sprawy, ukazuje mechanizmy, które mają na celu złamanie podejrzanego i skłonienie go do przyznania się do winy. Opisuje kryzys w rodzinie, który dotyka każdego jej członka oraz powolne lecz silnie rozchodzące się fale społecznego odrzucenia w środowisku naukowców.

To nie jest książka dla żądnych sensacji, pościgów, opisów zbrodni. To książka dla tych, których bardziej ciekawi aspekt psychologiczny spraw kryminalnych, nie zrażają się „filozofowaniem” (w końcu bohater jest profesorem filozofii) i nie oczekują odpowiedzi na każde pytanie. Polecam!

Czarna trasa, Antonio Manzini

czarna-trasaMuza SA, 2017

Liczba stron: 288

Tłumaczenie: Paweł Bravo

Dzięki twórczości Andrei Camilleri włoski kryminał znany jest na całym świecie. Manzini stworzył wicekwestora Rocco Schiavone, który za karę został zesłany z Rzymu do alpejskiej Doliny Aosty. Czy autor i jego bohater mają szansę zdobyć podobną popularność jak Montalbano i jego Camilleri?

Pewnego wieczoru Schiavone zostaje poinformowany, że wysoko na stoku góry ratrak przejechał po człowieku. Mieszczuch nie jest przygotowany na wędrówki po górach w śniegu, nic więc dziwnego, że daleko mu od entuzjazmu. Jego humor psuje się jeszcze bardziej, gdy już po pobieżnych oględzinach wiadomo, że nie jest to zwykły wypadek. Wicekwestor najbardziej ceni sobie święty spokój, a tu szykuje się robota. Jako nowy w tej okolicy i nie do końca ma rozeznanie pośród współpracowników, nieomylnie jednak wskazuje tych, którzy są najmniej rozgarnięci i wysyła ich do najnudniejszej pracy z dala od siebie. Podobnie sprawa ma się z lokalnymi powiązaniami – Rocco nie jest wprowadzony w plotki i nie zna ludzi, ale ostatecznie najłatwiej jest założyć, że wszyscy mieszkańcy alpejskiej wsi są jakoś ze sobą spokrewnieni.

„Czarna trasa” to kryminał z niespieszną akcją, pozbawioną wątków sensacyjnych. Najbardziej charakterystyczna i zapadająca w pamięć jest postać głównego bohatera – cynicznego, chamskiego, nieliczącego się ze słowami gbura z miasta, który, jak się w pewnym momencie okazuje, ma również ludzkie odruchy. Zaintrygowało mnie jego życie prywatne – mam nadzieję, że kolejne tomy (liczę na kontynuację wydawania serii!) ujawnią, o co w nim chodzi. Sam wątek kryminalny może nie jest wybitny, ale na tyle intrygujący, żeby chcieć poznać jego rozwiązanie. Bardzo odpowiada mi połączenie czarnego humoru z małomiasteczkową społecznością. Dobrze się bawiłam i to mi wystarczy, żeby rekomendować wam tę książkę.

Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe. Wojciech Waglewski w rozmowie z Wojciechem Bonowiczem

wagielWydawnictwo Znak, 2017

Liczba stron: 277

Niedługo po wydaniu biografii Voo Voo, na rynku wydawniczym pojawiła się książka o Wojciechu Waglewskim. Ukazał się też nowy album grupy, więc intensywność różnego rodzaju wydawnictw dość spora. Miałam obawy co do książki „Jeszcze wszystko będzie możliwe”. Bałam się, że treść może być podobna do tego, co przeczytałam w biografii zespołu. Cytując artystę, o którym mowa, „to był mylny błąd”, a  moje obawy okazały się bezpodstawne.

Książka od pierwszych stron wciąga czytelnika. Waglewski to bystry obserwator rzeczywistości, świetny gitarzysta piszący ciekawe teksty do swoich pieśni. Dla niego istotne jest słowo, a nie techniczne sztuczki czy gitarowe solówki, które często są znakiem rozpoznawczym innych tuzów tego instrumentu. Jednak, jak sam mówi w swoich tekstach, nie poucza nikogo, nie mówi słuchaczom jak żyć. A jednak jest wzorem dla innych! Tu pozwolę sobie na małą dygresję, pewnego upalnego dnia na poznańskim Placu Wolności ubrany w marynarkę młody chłopak cierpliwie znoszący docinki znajomych czy nie za ciepło mu w tym przyodziewku powiedział: „Wojtek Waglewski uważa, że facet w pewnym wieku powinien nosić marynarkę!” Utkwiło mi to w pamięci, bo sama lubię Waglewskiego i czytałam wywiad,  o którym wspominał ten młodzieniec.

Książka pokazuje nam muzyczną ewolucję Wagla od dobrze zapowiadającego się gitarzysty studyjnego, poprzez poszukiwania swojego muzycznego „ja” w zespole Osjan,  aż po lidera własnej grupy, którą „zarządza” od trzydziestu lat. Waglewski od dawna jest artystą przez duże A, szanowanym przez innych muzyków, mającym swoich wiernych fanów: wielbicieli i wielbicielki. A nawet psychofanki. Z książki dowiemy się jak branża muzyczna wyglądała kiedyś, ile trudu kosztowało muzyków wydanie płyty czy wyjazd za granicę, ale także jak łatwo można było odpowiednim ludziom uprzykrzyć życie członkom zespołu.

Wagiel to także ojciec dwóch muzyków: Fisza i Emade, którzy także sporo zwojowali w branży i mają wpływ na twórczość ojca. Waglewski senior przyznaje się, że ich słucha i wiele im zawdzięcza. Voo Voo w swoim płytowym dorobku ma album pod tytułem „Wszyscy muzycy to wojownicy”, po przeczytaniu książki wydaje się to takie oczywiste. Polecam!

Wróżba. Wspomnienia dziewczynki, Agneta Pleijel

wrozbaKarakter, 2016

Liczba stron: 256

tłumaczenie: Justyna Czechowska

Obie części tytułu odgrywają ważną rolę w książce. Wspomnienia dziewczynki? Tak, jest to autobiograficzna opowieść o dzieciństwie i dojrzewaniu, która zdaje się być na wskroś skandynawska – chłodna, wnikliwa, złożona z obrazów, scen, dialogów. Agneta Pleijel rozkłada przed nami swoje wspomnienia jakby pokazywała karty, które jej przypadły podczas rozdania, w którym stawką jest jej życie. A wróżba? To nadzieja na to, że życie zaskoczy, że wydarzy się w nim coś, co przyćmi dotychczasowe przeżycia.

Narratorka, którą możemy chyba utożsamiać z autorką, jest najstarszą z trzech córek niedobranego, nieszczęśliwego, toksycznego małżeństwa matematyka i niespełnionej pianistki. Rodzina często się przeprowadza, gdy ojciec obejmuje stanowisko na jakimś uniwersytecie, przez pewien czas mieszkają za granicą. Nie wiadomo kiedy między rodzicami zaczyna się coś psuć, w każdym razie dziecko nie umie wskazać tego momentu, widzi jednak chłód matki i brak zaangażowania ojca. Atmosfera domowa odciska się na dziecku – Neta poszukuje wzorów, skłania się ku kościołowi, ale jej nawrócenie jest zbyt płytkie, co staje się dla niej powodem do wstydu. Dużo w niej kompleksów, dużo strachu, dużo rezerwy. Nic dziwnego, jej najbliżsi mają w sobie tak mało ciepła. Im robi się starsza, tym bardziej potrzebuje akceptacji, jednak to ona musi wtedy być tą siłą, która spaja, która dźwiga i rozumie.

Poruszająca książka. Nie przez opisy przemocy fizycznej czy agresji, bo tego autorka nie zaznała. Jednak obojętność i zostawienie dziecka samemu sobie boli równie mocno. Dorastanie w domu, gdzie nie ma odrobiny ciepła, matka obciąża dzieci swoimi frustracjami, nieustannie oskarżając ojca o każdą niegodziwość, jest równie trudne. Według mnie najtragiczniejszą postacią tego dramatu był ojciec – człowiek słaby, niedecyzyjny, uwikłany w dwa światy, których nie dało się pogodzić, pragnący zadowolić wszystkich, lecz świadomy więzienia, jakie sobie zgotował, wiążąc się z niewłaściwą kobietą.

Ludzkie dramaty. Dramaty niewidoczne gołym okiem. Dramaty rozgrywające się w czterech ścianach i sercu. Tak, są tematem wielu książek, bo mają potencjał. Można z nich sklecić powieść obyczajową, można przekształcić je w thriller lub kryminał. Trudno jednak napisać o nich wiarygodnie. Pleijel napisała o sobie, ale przez większość książki dystansuje się od siebie, pisze w trzeciej osobie, jakby przez mikroskop oglądając tę dziewczynkę, którą była. Nawet nie próbuje jej analizować, po prostu zapisuje zapamiętane sceny i uczucia. Ten brak analizy, ten chłód i pozorne odcięcie się od opisywanej osoby sprawiają, że książka zyskuje ciężar, jakiego nigdy nie znajdziecie w prozie fabularyzowanej. Tu każde zdanie ma swoje miejsce, każdy fragment ma rolę do odegrania. Przeczytajcie, jeśli w literaturze szukacie czegoś więcej niż łatwej rozrywki.