Kapitan Majtas – części 1 – 4, Dav Pilkey

Wydawnictwo Jaguar, 2017

Tłumaczenie: Piotr Jankowski

Miewam takie dni i tygodnie, gdy nic mi nie idzie, nie potrafię skupić się na czytaniu, ale że czytanie mam we krwi, na takie okazje trzymam w domu zapas książek dla dzieci. Im są bardziej zwariowane, tym lepiej. „Kapitan Majtas” należy do pierwszej ligi wariackości, więc lekturą czterech pierwszych tomów byłam co najmniej usatysfakcjonowana.

George i Harold chodzą do szkoły podstawowej. Nauka ich nudzi. Nauczyciele i dyrektor wymagają niestworzonych rzeczy,  na przykład grzecznego siedzenia na lekcjach. Aby dać upust swojej frustracji i energii, chłopcy robią różne psikusy – przestawiają litery na tablicy w stołówce, psują eksperymenty innych dzieci i rysują komiks, w którym przedstawiają dyrektora szkoły jako superbohatera Kapitana Majtasa – nieustraszonego grubasa biegającego w majtkach i pelerynie i ratującego świat. Gdy pewnego dnia chłopcy poddają dyrektora hipnozie i każą mu zachowywać się jak Kapitan Majtas, nie spodziewają się jeszcze, że ich żart będzie miał o wiele poważniejsze konsekwencje. Okazuje się bowiem, że od tej pory dyrektor zmienia się w Majtasa za każdym razem, gdy ktoś pstryknie palcami.

Każda książka opowiada inną historię i wprowadza w akcję, więc nie ma konieczności czytania po kolei (choć oczywiście chronologia nie zaszkodzi). We wszystkich tomach mamy fragment w formie komiksu, fragment animowany (w tzw. technice dennej animacji) oraz szaleńczą jazdę bez trzymanki w towarzystwie szalonych naukowców o dziwnych nazwiskach, przybyszów z kosmosu, robotów i innych stworów zagrażających okolicy, a może i całemu światu. Tajne moce Majtasa i cały wachlarz sztuczek wykonywanych za pomocą gumki od majtek i papieru toaletowego pomogą światu. I rozbawią czytelnika.

Te książki na pewno spodobają się dzieciom w wieku wczesnoszkolnym – to czas, gdy śmieszą je rubaszne, kibelkowe żarty, które dorosłym mogą wydawać się mało zabawne lub wręcz niesmaczne. Książki są bogato ilustrowane czarno-białymi obrazkami, mają sporą czcionkę i niezbyt dużo tekstu – w sam raz dla młodego człowieka, który niedawno rozpoczął swoją przygodę z czytaniem.

Córki Wawelu, Anna Brzezińska

Wydawnictwo Literackie, 2017

Liczba stron: 840

Jeszcze parę lat temu pogardliwie wzruszyłabym ramionami. Nie miałam dobrych doświadczeń z literaturą historyczną – zwykle były to nudne wywody, upstrzone przypisami, uginające się pod ciężarem dat i nieskończonych nawiązań, w których całkowicie gubił się sens. Moje nastawienie do historii zaczęło się zmieniać po kilku dobrych powieściach historycznych, w których literatura szła na równi z historią. W przypadku książki Anny Brzezińskiej proporcje są inne – faktów jest więcej niż fabuły, ale wszystko jest doskonale skomponowane i opowiedziane przystępnym językiem. Na pewno nie zniechęci tych, którzy nie mają doświadczenia czy ochoty na czytanie książek stricte historycznych.

Fabuła osnuta jest wokół postaci karlicy Dosi, która dorastała z trzema młodszymi córkami Bony i Zygmunta Starego – Katarzyną, Anną i Zofią. Służąca Dosia miała niesprecyzowany status na dworze, oczywiście była poddaną, ale od dziecka sypiała w pokoju królewien, towarzyszyła im każdego dnia, zasiadała z nimi do posiłków, zabawiała królową, wykonywała drobne prace – najczęściej była posyłana z wiadomościami do różnych zakątków wzgórza wawelskiego. W związku z tym, że karłom się więcej wybacza, jak mówi bohaterka, i często ich nie zauważa, Dosia miała dostęp do wiadomości i ludzi, widziała dobro i zło, uśmiech i łzy. „Córki Wawelu” to historia, która zaczyna się w miesiącach poprzedzających narodziny Dosi (a także najmłodszej księżniczki Katarzyny), a kończy w ostatnich latach życia Anny Jagiellonki, która przeżyła swoje siostry, brata i na tronie Polski osadziła siostrzeńca. Wydarzenia dworskie, fakty znane z historii to tylko część opowieści. Autorka znacznie więcej miejsca poświęca opisowi renesansowego świata, mentalności ludzi, warstwom społecznym, życiu w mieście, życiu na dworze, intrygom, przesądom.

Spędziłam z tą książką prawie miesiąc, więc nie napiszę polecanki typu: „szybko się czyta”. Bo szybko się czyta to, co ma mało treści, a dużo sztucznych spulchniaczy. „Córki Wawelu” wręcz odwrotnie – wypełnione są treścią, lecz podaną w sposób bardzo przystępny, nieprzygniatający, nieoczekujący od czytelnika znajomości specjalistycznej wiedzy i słownictwa. To książka, która pokazuje los kobiet, etos księżniczki, mentalność ludzi w XVI wieku. Dzięki umiejętnościom pisarskim Anny Brzezińskiej, którą wielu z nas zna z opowiadań i powieści fantastycznych, a także jej wielkiej wiedzy o okresie panowania Jagiellonów książka łączy przyjemność czytania z satysfakcją płynącą z nauką i poznaniem.  Serdecznie polecam lekturę przede wszystkim tym, którzy sądzą, że historia to nauka nudna, skostniała, oparta na datach i faktach. Brzezińska udowadnia, że nie byłoby faktów bez emocji i uczuć.

Podpalacz, Wojciech Chmielarz

Wydawnictwo Czarne, 2012

Liczba stron: 360

Zacznijmy od anegdoty. „Podpalacz” jest pierwszą książką Wojciecha Chmielarza, którą przeczytałam, jednak z tak wielu stron i od tak wielu sprawdzonych osób słyszałam, że warto, że świetny, że czytają tylko jego kryminały, że kupowałam wersje elektroniczne jego książek, gdy tylko pojawiały się na rynku. Co więcej, polecałam je innym w ciemno! Kilka razy nawet dziękowano mi za polecenie Chmielarza, co przyjmowałam z dumą i rozbawieniem. Wreszcie, po spotkaniu i krótkiej rozmowie z autorem na Grandzie, podjęłam decyzję, że odkładam na bok egzemplarze recenzenckie i inne nowości i czytam to, co od dawna już chwalę. Początkowo zamierzałam zacząć od najnowszej książki, specjalnie zakupionej w papierze, by mieć dedykację autora, ale jakoś łatwiej było mi otworzyć czytnik, stąd dziś opowiem o debiucie Wojciecha Chmielarza, czyli „Podpalaczu”.

W willi zamożnego biznesmena wybucha pożar. Mężczyzna traci życie, jego żona walczy w szpitalu. Komisarz Jakub Mortka, któremu przypadło śledztwo, ma nadzieję na szybkie rozwiązanie sprawy: marzy mu się przypadkowe zaprószenie ognia lub jakieś gangsterskie porachunki. Niestety, okazuje się, że jest to podpalenie, a na dodatek wcale nie pierwsze w tej okolicy. Kim może być podpalacz grasujący po Warszawie z koktajlem Mołotowa? Śledztwo spadło mu na głowę w złym dla niego czasie. Po pierwsze, ma problemy z byłą żoną, która oskarża go o złą wolę i nieodpowiedzialność, kiedy kilka dni spóźnia się z alimentami. Po drugie,  Mortka nie ma gdzie mieszkać. Wynajmuje mieszkanie razem ze studentami, bo nie stać go na nic innego, ale czuje się z tym podle, tym bardziej, że współlokatorzy przysparzają mu kolejnych trosk. Na domiar złego podejrzewa swojego najlepszego kumpla z pracy o coś, czym sam się brzydzi.

Wątek kryminalny i obyczajowe świetnie się uzupełniają. Co więcej, wątki poboczne są poprowadzone tak dobrze, że ani przez chwilę nie potraktowałam ich jak przeszkadzajek i sposobu na rozdmuchanie objętości książki. Wszystkie problemy poruszone w powieści są istotne i zajmujące. Bo czy nie współczujemy policjantowi, który dosłownie klepie biedę i nie ma gdzie się podziać? Czy nie stukamy się wymownie w głowę na samą myśl, do czego może posunąć się celebryta, by na nowo zaistnieć w mediach? A przemoc domowa? W domu nowobogackich aż tak nam nie przeszkadza, ale gryzie nas, gdy dochodzi do niej w rodzinie osoby, która ma stać na straży prawa i porządku. A potem przyłapujemy się na swojej podwójnej moralności i jest nam głupio i wstyd. I to właśnie jest bardzo mocną stroną tego kryminału – pobudza do myślenia, stawia pytania, drażni się z czytelnikiem. Ponadto książka ma doskonałe zakończenie! Teraz mogę już polecać kryminały Chmielarza z pełnym przekonaniem, co właśnie czynię.

Umarły las i NIEumarły las, Adam Wajrak & Tomasz Samojlik

Agora, 2016 i 2017

Liczba stron: 128 i 128

Jeśli oceniać popularność autora po długości kolejki osób chcących dostać autograf na targach książki lub po spotkaniach autorskich, Adam Wajrak znajduje się w ścisłej czołówce. I ja się temu nie dziwię, bo sama z przyjemnością czytam jego książki o zwierzętach i mam świadomość, że każdy, niezależnie od wieku znajdzie w nich coś dla siebie. Nie mogłam się oprzeć komiksom duetu Wajrak & Samojlik i choć te są skierowane przede wszystkim dla młodszych czytelników, bawiłam się przy nich wyśmienicie, czerpiąc niemałą przyjemność z tropienia aluzji do bieżących wydarzeń politycznych.

W „Umarłym lesie”, którego akcja rozgrywa się gdzieś w Puszczy Białowieskiej mieszka zgraja ptaków. Umarły las, w którym leżą powalone drzewa, w pniach są niezliczone dziuple, a pod korą kryją się smakowite owady jest ich normalnym i preferowanym miejscem zamieszkania obfitującym w kryjówki i przysmaki. Pewnego dnia do umarłego lasu dociera nowy szeryf, nie spotyka się jednak z ciepłym przyjęciem. Co więcej, wiele zwierząt traktuje go niegrzecznie i nie chce uznać jego władzy. Niestety, wkrótce ptaki padają ofiarą innego przybysza, który namawia ich do opuszczenia lasu. W „NIEumarłym lesie” natomiast ptaki zastanawiają się, w jaki sposób wrócić do swoich domów. Nieakceptowany szeryf wpada na pomysł, który, jeśli wszystko dobrze pójdzie, pomoże wygnać oszustów z umarłego lasu. Nie wszystko jednak potoczy się zgodnie z jego zamierzeniami, choć uda mu się w cudowny sposób zachęcić wszystkich do wspólnego działania. A to  już coś!

Pomiędzy kolejnymi rozdziałami komiksowych opowieści, Adam Wajrak opowiada o puszczy – jej ekosystemie, wyjątkowości, niezwykłych roślinach i zwierzętach, dla których jest domem, gatunkach ptaków, kryjówkach, dziwnych stworzeniach, niesamowitych umiejętnościach. Dzięki temu książka edukuje w sposób nienachalny, ciekawy, pobudzający do szukania informacji na własną rękę. Kształci przyszłych ekologów i ludzi świadomych wyjątkowości Białowieskiego Parku Narodowego, nie panikujących na samo słowo „kornik”, lecz umiejących z podziwem obserwować przyrodę, w której wszystko działa idealnie dopóki nie pojawia się człowiek pragnący zysku i podporządkowania sobie każdej piędzi lasu. Zajmującą fabuła, świetne wykonanie i walory edukacyjne nie do przecenienia!

Inne książki tych autorów:

To zwierzę mnie bierze

Kuna za kaloryferem

Ryjówka Przeznaczenia

Dżentelmen w Moskwie, Amor Towles

dzentelmen-w-moskwieWydawnictwo Znak, 2017

Liczba stron: 528

Tłumaczenie: Anna Gralak

To będzie opowieść o zachwycie. Pierwszy z nich miał miejsce jeszcze latem, gdy wydawnictwo przysłało mi powieść w wersji dla recenzentów. Już wówczas oszalałam na punkcie czarno-żółtej okładki. Kilkanaście przeczytanych wtedy stron upewniło mnie, że to był dobry wybór. Po jakimś czasie dotarła powieść w wersji ostatecznej i okazało się, że okładka w czerni i złocie jest jeszcze piękniejsza. Tak ładna, że do czytania zdjęłam obwolutę, żeby jej nie zniszczyć i móc cieszyć nią oczy. A treść, spytacie? Równie wspaniała i zaskakująca jak okładka.

Hrabia Rostow zrobił rzecz niesłychaną – zamiast zaszyć się na Zachodzie po wybuchu czerwonej rewolucji, powrócił do Rosji. I od razu sprowadził na siebie kłopoty, publikując zbyt frywolny, zdaniem władz, wiersz o Rosji. Jako wróg ludu został osądzony i skazany przez bolszewików. Na szczęście nie na śmierć, lecz na areszt domowy. W związku z tym, że hrabia mieszkał w Moskwie w apartamencie w luksusowym hotelu Metropol, hotel stał się dla niego domem na niewyobrażalny okres kilkudziesięciu lat. Oczywiście nie mógł zajmować apartamentu, przydzielono mu klitkę na poddaszu. Z dnia na dzień mężczyzna musiał przystosować się do nowej sytuacji i ułożyć sobie życie z dala od przyjaciół, wykwintnych kolacji, teatru, przejażdżek powozem i spacerów po parku.

Powieść jest zapisem kilkudziesięciu lat historii Rosji widzianych z perspektywy mieszkańca i pracownika hotelu, który spotyka i obsługuje gości z kraju i z zagranicy. W luksusowej jadalni spotykają się zagraniczni korespondenci, pracownicy ambasad, bolszewicy, politycy, najwyżsi rangą wojskowi. Aby ich obsłużyć i nie spowodować żadnej wpadki na szczeblu dyplomatycznym, trzeba mieć najlepiej wykwalifikowany personel. Nic dziwnego, że Rostow, jak nikt inny znający savoire-vivre i niuanse towarzyskie, zostaje szefem sali i powiernikiem wielu hotelowych gości. Czy można mieć jakieś prywatne życie, gdy jest się przywiązanym do jednego miejsca? Okazuje się, że tak. Rostow staje się opiekunem dziecka, nauczycielem manier mieszkającej tam dziewczynki, kochankiem i przyjacielem.

Cóż za imponująca postać! Gdybym miała wskazać bohatera, z którym chciałabym zjeść kolację, byłby to hrabia Rostow. Elegancki, opanowany, uprzejmy, dowcipny, okazujący szacunek każdemu od sprzątacza po generała, obyty, pogodny, inteligentny. Można mnożyć przymiotniki, lecz nie da się za ich pomocą opisać tej skomplikowanej postaci. Bez niej nie byłoby tej książki, która jest hołdem złożonym prostemu życiu opartemu na szacunku do innych i niezachwianym poczuciu własnej godności. Ta powieść swoim rozmachem, stylem, językiem, poruszanymi kwestiami etycznymi przywodzi na myśl wielkich klasyków rosyjskich. Od pierwszych stron czaruje językiem – wielkie pokłony dla tłumaczki! Ta taka książka, którą z początku się pożera, by jak najszybciej się nasycić, lecz z czasem nachodzi czytelnika refleksja, że musi zwolnić, żeby dłużej grzać się w cieple bohaterów i móc nacieszyć się zgrabnymi frazami oraz pięknem opowieści. Koniecznie przeczytajcie!