Naturalista, Andrew Mayne

WAB, 2018

Liczba stron: 480

Tłumaczenie: Jacek Żuławnik

Zwykle trochę nie dowierzam entuzjastycznym opisom i wielkiej machinie promocyjnej. Wychodzę też z założenia, że skoro wszyscy czytają, to ja już nie muszę. W przypadku „Naturalisty” szał minął wkrótce po świetnej akcji poszukiwania książek ukrytych w lesie, a ja postanowiłam wtedy zapoznać się z treścią powieści.

Theo Cray jest profesorem bioinformatyki (skrzyżowania informatyki z biologią), człowiekiem mającym własne zdanie na wiele kwestii, który nie obawia się myśleć inaczej niż większość ludzi i formować wniosków, które wydają się zbyt śmiałe. Kiedy w lesie ginie jego była studentka, policja przyjmuje za pewnik, że do jej śmierci przyczynił się niedźwiedź. Theo nie jest tego tak pewny, raczej skłania się ju przyjęciu teorii, że zabił człowiek, który upozorował atak zwierzęcia. Trudno mu to jednak udowodnić, ponieważ wszystko, co mówi, świadczy na jego niekorzyść. Policjanci są niemal przekonani, że profesor jest jakoś zamieszany w śmierć dziewczyny. Nie mogą go jednak aresztować, bo nie mają twardych dowodów. Theo postanawia natomiast oczyścić się z zarzutów, co oznacza, że zaczyna na własną rękę szukać śladów człowieka-niedźwiedzia oraz… jego wcześniejszych ofiar. Dzięki swojej wiedzy przyrodniczej i doskonałym programom komputerowym, które dotychczas wykorzystywał w pracy zawodowej, dowiaduje się o sprawcy znacznie więcej niż policjanci.

Bardzo mnie wciągnęła ta książka, świetnie mi się ją czytało, nawet nie chce mi się jakoś szczególnie przyczepiać do szczegółów, bo w przypadku tej powieści nastawiałam się na czystą rozrywkę i grzecznie podążałam za Theo, czasem przymykając oko na to, że nie do końca rozumiem, dlaczego tak się uparł, by rozwiązać tę zagadkę. Jeśli szukacie rozrywki na dobrym poziomie, polecam „Naturalistę”.