Polskie morderczynie, Katarzyna Bonda

Muza SA, 2009

Liczba stron: 303

Nie mam pojęcia dlaczego naszła mnie ochota na tę książkę. Zazwyczaj wzbraniam się przed czytaniem sensacyjnych informacji i denerwuję się na dziennikarzy, którzy z przestępców robią celebrytów. Coś mi jednak szeptało prosto do ucha, że Katarzyna Bonda zdołała uniknąć taniej sensacji. To „coś” miało dużo racji, bo chociaż temat jest ograny i trudny, łatwo otrzeć się o poziom brukowca, „Polskie morderczynie” wyróżniają się podejściem do osadzonych. Autorka dotarła do kilkunastu morderczyń, przeprowadziła z nimi serie wywiadów, przeczytała akta procesowe, porozmawiała z fachowcami. Potem napisała książkę.

Zaskakuje konstrukcja tego wydawnictwa. Każda z osadzonych kobiet to odrębny rozdział, który zaczyna się od fotografii, na której większość pań pozuje nie zakrywając twarzy. Chyba tylko jedna nie chciała upubliczniać swojego wizerunku oraz nazwiska. Następnie głos dostaje bohaterka. Nie ma tu pytań i odpowiedzi, morderczynie snują opowieść w formie monologu. Każda z nich przedstawia się i opowiada o sobie tak, jak chce. Niektóre koncentrują się na dzieciństwie, inne na swoim małżeństwie (szczególnie te, które zabiły mężów), jeszcze inne najchętniej opowiadają o życiu w więzieniu. Prawie żadna nie opowiada o samym morderstwie, jeśli już to tylko ogólnie, nie wnikając w szczegóły i umniejszając swoją winę. Wydaje się, że tylko jedna z kobiet, ta która nie pokazała twarzy, odczuwa prawdziwe wyrzuty sumienia.

W drugiej części przechodzimy do suchych faktów – zaglądamy do akt sprawy, dowiadujemy się na czym polegała wina osadzonych oraz poznajemy opinię psychologów i psychiatrów. I wtedy okazuje się, że to, co mówiły bohaterki książki, jest mocno podkoloryzowane, a one przedstawiły się w zupełnie innym świetle. Owszem, dużo opowiadały o patologii swoich rodzin, alkoholizmie, przemocy i niedostatku, jednak zazwyczaj pomijając swoją rolę w dramacie. Szczególnie wówczas, gdy to one podżegały do zbrodni, nakłaniały innych lub też płaciły za śmierć kogoś bliskiego. Na szczęście, żadna z morderczyń z książki, nie zamordowała dziecka, bo to chyba przebrałoby miarę i musiałabym odłożyć tom na półkę.

Przyznam, że w pewnym momencie czułam przesyt – za dużo patologii jak na jedną książkę. Doceniam jednak wysiłek włożony w jej powstanie. Rozumiem zamysł stojący za powstaniem tej publikacji i cieszę się, że Katarzyna Bonda napisała o morderczyniach obiektywnie, dając im szansę na zaprezentowanie innej twarzy, na zatarcie negatywnego wrażenia, jakie pozostało po głośnych medialnie sprawach o morderstwo. W końcu i morderczynie zasługują na drugą szansę.

Czy polecam? Jak najbardziej, bo to rzetelna literatura faktu, której, na szczęście, daleko do poziomu „Faktu” i „Super Expressu”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *