Wyspa, czyli usprawiedliwienie bezsensownych podróży, Wasilij Gołowanow

Wasilij Gołowanow wyspa czyli usprawiedliwienie bezsensownych podróżyWydawnictwo Literackie, 2016

Liczba stron: 496

Czytałam tę książkę kilka miesięcy. Naprawdę. Nie umiem przestać, jeśli książka ma potencjał, więc brnę, choć nie zawsze podoba mi się to, co czytam. Lekturze „Wyspy” towarzyszył mi miks emocji – od znużenia przez zachwyt, na irytacji kończąc.

Bohater, autor tej książki, wymarzył sobie wyjazd na odległą, położoną daleko na północy Rosji wyspę Kołgujew. Nie pamiętam już co pobudziło tak bardzo jego wyobraźnię, że zapragnął zakosztować egzotyki, samotności, spokoju gdzieś na zupełnym odludziu. A raczej nie gdzieś, lecz w tym konkretnym miejscu na Morzu Barentsa. Kiedy wreszcie dotarł do punktu, o którym od dawna marzył, wyspa go ,odrzuciła. W sensie dosłownym – ludzie nie chcieli otwierać się przed namolnym dziennikarzyną z Moskwy, krajobraz ani trochę nie przypominał tego, co roiło mu się w głowie, mieszkańcy rozczarowywali. Nie byli cichymi, skromnymi romantykami, lecz głównie rozpitą hołotą. Dopiero drugi pobyt na wyspie, gdy przyjechał z nastoletnim synem kolegi, Pietią, okazał się tym, który zapada w pamięć, ma moc zmieniania życia i przewartościowywania swoich dążeń. Tutaj pojawiają się wspaniałe opisy wykańczającej fizycznie, lecz oświecającej wędrówki w głąb wyspy, a przede wszystkim w głąb siebie. Zwyczaje, wierzenia, wspomnienia mieszkańców, rys historyczny zaczerpnięty w prac badaczy, którzy docierali w ten zakątek świata na przestrzeni wieków – wszystko to składa się na obraz Kołgujewa jakim był i jakim jest teraz.

I gdyby autor skończył w tym miejscu, wybaczyłabym mu nawet przynudzanie na początku. Chęć pisania była jednak tak silna, że postanowił ciągnąć tę zabawę ku mojej irytacji. Co gorsza, postanowił wrócić do okropnego zwyczaju odwoływania się bezpośrednio do swoich bliskich. Tak jak na początku cały czas pojawiały się inwokacje do Pietii, tak pod koniec wciąż pisał do swojej ukochanej. Kurde! Czy on nie mógł jej po prostu powiedzieć tego, co chciał przekazać, i musiał w to włączać również czytelnika? Poza tym, im dalej, tym znowu trochę smętniej, takie popłuczyny z poprzednich wypraw.

Chcecie czytać? Czytajcie! Nie chcecie, to chociaż zajrzyjcie do środkowej części, żeby zobaczyć, co tracicie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *