Apokalipsa Z. Początek końca. Tom 1, Manel Laureiro

Muza SA, 2103

Liczba stron: 416

Jakiś czas temu postukałabym się w głowę, gdyby ktoś powiedział mi, że będę czytała książki o zombie. A jednak… Czytam je i dobrze się bawię, bo nieodmiennie są to dobrze napisane powieści przygodowe, które przenoszą mnie do świata jeszcze gorszego niż ten, który nas otacza. „Początek końca” to książka napisana w formie zapisków w dzienniku. Jej narratorem jest trzydziestoletni prawnik mieszkający w Hiszpanii, który obserwuje jak dzień po dniu świat pogrąża się w coraz większym chaosie i dezinformacji.

Na skutek działań zbrojnych w Dagestanie uwolniony zostaje groźny wirus. Początkowo nie wiadomo jakie są objawy zarażenia wirusem, ponieważ wszelkie informacje z Rosji blokowane są przez rosyjskie władze. Pandemonium ogarnia wkrótce cały świat. Cywilizacja upada zanim rządy zdołają wypracować sposób postępowania z zarażonymi zmieniającymi się w żywe trupy, których jedynym celem jest zarażenie innych. Narrator początkowo ukrywa się we własnej willi na przedmieściach, korzystając ze zgromadzonych zapasów jedzenia oraz paneli słonecznych produkujących elektryczność. Kiedy zombie pojawiają się w jego wyludnionej dzielnicy, zabiera swojego jedynego towarzysza – kota i wyrusza w drogę na poszukiwanie niedotkniętych zarazą oaz cywilizacji. Jego celem są Wyspy Kanaryjskie.

Reszta powieści to relacja w wędrówki drogą morską i lądową. Spotkania z nieumarłymi i ludźmi pozbawionymi skrupułów budują napięcie i sprawiają, że ciężko wypuścić książkę z ręki. Chociaż przez pierwsze kilkadziesiąt stron zżymałam się czytając o zapobiegliwości narratora, który zachowywał się jakby przeczuwał nadchodzącą katastrofę, co wydało mi się  dość nieporadnym zabiegiem literackim, to po jakimś czasie dałam się porwać opowieści. Co więcej, szczerze kibicowałam bohaterowi oraz jego kotu i trzymałam kciuki za powodzenie ich wyprawy.

Ta jednak jeszcze długo się nie skończy, ponieważ przede mną dwa kolejne tomy tej historii, na które bardzo się cieszę. Zastanawiam się bowiem jaki koniec wymyślił autor i co stanie się z ziemią zaludnioną głównie przez nieumarłe mutanty. Czy autor sięgnie po ten sam scenariusz co Max Brooks, czy może ma jakiś inny pomysł? Czy zakończenie będzie optymistyczne, czy też ludzkość upadnie?

Podoba mi się pierwszoosobowa narracja oraz potoczny język, którym napisana jest powieść. Po pierwszych, dość drętwych rozdziałach, które sprawiają wrażenie wprawek literackich, akcja zaczyna się szybko rozkręcać, a i styl pisania robi się lepszy. Potem, gdy jesteśmy w samym środku zdarzeń, a wokół nas kłapią szczęki głodnych zombie, nie ma już czasu zwracać uwagi na styl, po prostu trzeba czym prędzej uciekać nie zapominając o kocie. Polecam Wam, wierząc, że będziecie się tak dobrze bawić podczas czytania, jak ja!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *