Balladyny i romanse, Ignacy Karpowicz

Wydawnictwo Literackie, 2011

Liczba stron: 580

Książkę kupiłam wkrótce po tym, jak jej autor został uhonorowany paszportem Polityki. Niezasłużenie ponad rok przeleżała na półce zanim ją przeczytałam. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że dopiero podczas urlopu mam czas na takie grube książki. Niestety nie znam innych książek Ignacego Karpowicza, nie jestem w stanie odnieść się do jego wcześniejszych powieści, ale mam parę słów do powiedzenia o „Balladynach i romansach”, które urzekają już nawet tytułem.

Świat na ziemi zaczyna ogarniać pewien chaos, zdarzają się rzeczy, na które nie ma logicznego wytłumaczenia. Nastoletni chuligan na skutek pobicia zaczyna postrzegać rzeczywistość w innych barwach – przestaje się upijać, kraść, awanturować. Z jednej strony odczuwa pogardę do siebie, z drugiej podoba mu się życie mięczaka. Odnoszący sukcesy pracownik korporacji, przyszły mąż i ojciec traci pamięć – zdaje mu się, że znowu ma 12 lat. Wykładowca uniwersytecki ni stąd ni zowąd rzuca pracę, odsuwa się od najlepszego przyjaciela. Zakochują się w sobie ludzie, których wszystko dzieli. Na ziemi źle się dzieje.

W niebie nie dzieje się wiele lepiej – Zeus ma dosyć zmanierowanego, znudzonego towarzystwa. Rozkazuje bogom powrót na ziemię. Ci, zanim na nią wyruszą, wprowadzają mnóstwo zamieszania u siebie i na ziemi. Ostatecznie większość z nich ląduje w europejskim kraju w promocji – w Polsce, gdzie przyjmują postać ludzką. Zetknięcie się świata boskiego i ludzkiego prowadzi do wielu anomalii, dla jednych bardziej, dla innych mniej szczęśliwych.

Uwielbiam wyobraźnię, pomysłowość, styl autora. Czytałam i zaśmiewałam się, czytałam na głos co bardziej trafne uwagi, zaznaczałam cytaty, żeby mi nie umknęły puenty. Czytałam i zastanawiałam się jak to się stało, że książka nie została wyklęta (a przy okazji rozreklamowana) przez grupy radiomaryjne, pisowe bojówki i innych oszołomów. Swoboda z jaką pisarz portretuje bogów różnych mitologii, odłamów i wyznań musiała przejść niezauważona tylko dlatego, że ww grupy z literaturą nie mają zbyt wiele wspólnego.

Mnie nieodmiennie imponuje rozmach literacki. A tę powieść można by podsumować słowem ZAMASZYSTA. Jestem zatem pod dużym wrażeniem. Zazdroszczę talentu, wyobraźni od Sasa do lasa, lekkiego pióra, wnikliwości z jaką Ignacy Karpowicz przedstawia swoich bohaterów i ich poczynania oraz umiejętności trzymania czytelnika na krótkiej smyczy. Nie da się z niej zerwać przed końcem powieści, nie da się z niej tak szybko urwać po jej przeczytaniu. I nawet osoba taka jak ja, która raczej czyta książki nie mające wiele wspólnego z fantastyką, światami równoległymi i innymi czarami marami, dała się porwać w wir wydarzeń „Balladyn i romansów.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *