
Obawiałam się, że przez książkę nie przebrnę. Przede wszystkim, w znanych mi recenzjach stresowały mnie wzmianki o zawiłym języku „Balzakian”. Taka trudna do przyjęcia maniera pisarska może skutecznie zniechęcić do czytania.
Rzeczywistość okazała się zgoła inna – owszem, język jest bogaty, zdania długaśne, pełne dygresji, wtrąceń, dopowiedzeń, ale wcale nie trudne w odbiorze. Wręcz przeciwnie powiedziałabym: smakowite i pełne.
Książka to zbiór czterech noweli – minipowieści. Autor z dużą przenikliwością szkicuje poszczególne postacie, nadając im charakterystyczne cechy, sposób mówienia, sposób myślenia. Cechą wspólną dla każdej miniatury literackiej zawartej w zbiorze jest zapis losów opisywanych rodzin, czasem nawet dwa pokolenia wstecz i doprowadzanie historii aż do momentu właściwej akcji.
Wszystkie nowele są smutne mimo tego, że podszyte ironią, ciętym językiem, subtelnym nawiązaniem do współczesnych wyznaczników kiczu (pojawiające się magazyny Viva, Gala, seriale TV, opis nowobogackich rezydencji itp.) Wszyscy bohaterowie to ludzie poszukujący i tragiczni – uwikłani w okoliczności, które mimo blichtru nie zwiastują niczego dobrego. Czasem po prostu bohaterowie urodzeni zostali w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie, dlatego też łakną bliskości, normalności, familijności, takiej, jaka według nich miała miejsce w wieku dziewiętnastym.