Biała Wiedźma, Adam Zalewski

Dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tylu emocji. „Biała Wiedźma” irytuje, obrzydza, straszy i wciąga w duszną atmosferę niewyjaśnionych zagadek. Jednocześnie nie sposób się oderwać od kart powieści. W rezultacie rzucałam książką w kąt, po czym za chwilę przepraszałam się z tym opasłym tomem i zagłębiałam ponownie w lekturze.

Akcja powieści rozgrywa się współcześnie w Cedar Peak – małym sennym mieście, gdzieś w USA. John Adams mieszka na skraju lasu ze swoją żoną. Nie ma zbyt wielu przyjaciół w mieście, ponieważ sprowadził się tu kilka lat wcześniej, po przeżyciu załamania nerwowego i częściowej utracie pamięci. Przyjaźni się jedynie z barmanem Erniem i Bobem, kierowcą ciężarówki.

Na miasteczko pada strach. W biały dzień psychopata zabija siekierą Erniego oraz dwie klientki baru. Wkrótce potem ktoś porywa chłopca, który wybrał się do lasu. Mniej więcej w tym samym czasie, w lesie nad stawem zwanym Białą Wiedźmą ukazuje się tajemnicza postać kobieca przypominająca ducha. Widzą ją chłopcy z miasteczka oraz John Adams. Dwa wątki przeplatają się w powieści, wypełniając jej kartki atmosferą grozy.

Miejscowy szeryf Jeff Standfield robi wszystko, by odnaleźć mordercę. Za sprawą swojej żony zbliża się towarzysko do Boba i Johna oraz ich żon. Dzięki tej przyjaźni udaje mu się rozwiązać tajemnicę Białej Wiedźmy. Sprawę psychopatycznego mordercy rozwiązuje samodzielnie, dzięki swojej niezłomności i przenikliwości.

Oba wątki poprowadzone są mistrzowsko. Przez około sto pierwszych stron nie umiałam się wciągnąć w akcję i wciąż rwał mi się wątek, później, tak jak już wspomniałam, trudno było mi odłożyć książkę. Najwięcej negatywnych emocji wzbudziły we mnie opisy poczynań psychopaty z siekierą, który przez wiele lat pozostawiał za sobą krwawy ślad cierpienia. Wtedy najczęściej odkładałam książkę, by zobaczyć świat w normalnych, a nie tylko krwawo-czarnych kolorach.

Najwięcej sprzeciwu, natomiast, wywołał we mnie wątek, w którym opisane są muzyczne fascynacje mordercy. Jego zamiłowanie do Nicka Cave’a i jego „Murder Ballads” bardzo mnie zasmuciło – nie chciałabym aby czytelnicy postrzegali Cave’a jako podżegacza do morderstw. Sama Cave’a słucham i żadnych morderczych myśli nie mam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *