Wydawnictwo Mag, 2009
Liczba stron: 396
Druga przeczytana przeze mnie powieść Moore’a zupełnie odbiega treścią od „Brudnej roboty”. Styl pisania, cięty język, nasycenie dowcipem (także tym mało wybrednym) pozostają niezmienne.
W „Błaźnie” Moore bazuje na dramacie Szekspira „Król Lear”, zmienia jednak dramat w komedię i farsę. Bohaterowie szekspirowscy zostają uczłowieczeni, a nawet trochę zezwierzęceni. Powieść koncentruje się na królewskim błaźnie zwanym Kieszonką i dotyczy wydarzeń poprzedzających i następujących po decyzji strzejącego się króla o podziale królestwa pomiędzy trzy córki. Warunkiem otrzymania atrakcyjnych obszarów jest deklaracja miłości i oddania ojcu przez Gonerylę, Reganę i Kordelię. I tak jak u Szekspira złe siostry dostają królestwo, Kordelia zostaje wydana za francuskiego księcia i pozbawiona wszelkich wpływów na wyspie.
Sama historia Kieszonki jest niezwykle zakręcona, a przez to ciekawa. Ten błazen o ciętym języku, nie raz już uniknął stryczka. Jego bezpośredniość oraz zrozumienie polityki kraju i wewnętrznych sporów na dworze króla, stawiają go w pozycji doradcy – nie tylko księżniczek, lecz także hrabiego Kentu i samego króla. Nie raz jednak gniew możnych kumuluje się na błaźnie stawiając go w coraz bardziej niedorzecznych i niebezpiecznych opałach.
Jak to u Moora absurd goni absurd, zniesmaczenie i śmiech regularnie mieszają się ze sobą, duchy i wiedźmy obdarzone są poczuciem humoru i dużym libido, przelewana jest krew, choć dzieje się to bez większego dramatyzmu, trochę jakby z przymrużeniem oka. Mnie się podobało, po kilku poważnych książkach ta zapewniła należytą harmonię między światem realnym a fikcyjnym.