Burza z krańców ziemi, Asa Larsson

Wydawnictwo Otwarte, 2008

Liczba stron: 333

„Burza z krańców ziemi” to pierwsza część kryminalnych perypetii Rebeki Martinsson, znanej tym, którzy sięgnęli po serię wydawaną przez Wydawnictwo Literackie. Już jakiś czas temu, zanim jeszcze wydano „Krew, którą nasiąkła” kupiłam tę książkę poszukując nowych nazwisk i ciekawych fabuł kryminalnych. Książka się już nieco zestarzała, a na mojej półce pojawiły się kolejne części serii. Wakacje okazały się dobrym czasem na tę powieść, której akcja rozgrywa się w mroźnej, zasypanej śniegiem Kirunie położonej na północy Szwecji.

Pracująca w kancelarii prawniczej Rebeka Martinsson, nie ma prywatnego życia. Jej dzień zaczyna i kończy się na pracy. Ten, jak się zdaje, wygodny dla niej schemat burzy telefon od przyjaciółki sprzed lat. Sanna jest przerażona – znalazła zwłoki swojego brata. Ten, znany był wielu ludziom jako duchowy przywódca lokalnego kościoła protestanckiego. Morderstwo ma cechy rytualne, a Sanna boi się rozmowy z policją. Rebeka rzuca wszystko i leci do Kiruny żeby być z przyjaciółką podczas tej trudnej rozmowy. W mieście budzą się jej wspomnienia zdominowane długim epizodem związanym z przynależnością do jednego z odłamów kościoła. Okazuje się także, że przyjaźń Sanny i Rebeki nie jest taka oczywista, a Rebeka zazwyczaj wyciąga koleżankę z kłopotów, które tamta przyciąga.

To powieść o tym ile zła kryje się w z pozoru normalnych domach i społecznościach. Obnaża drugie dno związków wyznaniowych i ukazuje jak nadużywana bywa władza i charyzma. Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzone jest dwutorowo – z jednej strony zajmuje się nim policja z policjantką w ostatnim miesiącu ciąży na czele; z drugiej strony Rebeka prowadzi swoje prywatne dochodzenie mając przewagę nad policją dzięki temu, że jako były członek kościoła mniej więcej orientuje się w układach i kłamstwach.

Fabule książki daleko do mistrzostwa – mam wrażenie, że większość postaci, włącznie z samą Rebeką została zarysowana bardzo schematycznie i płasko. Niektóre wątki, szczególnie te związane z kościołem, zostały rozciągnięte bez większego uzasadnienia. Z kolei zakończenie zostało skrócone i uproszczone do bólu – rach, ciach i po krzyku. Sprawiedliwość została wymierzona. Po zakończeniu  książki uświadomiłam sobie, że wiele rzeczy pozostało niedopowiedzianych, luźne wątki nie zostały zakończone. Być może to zabieg celowy, a może niechlujstwo autorki. Niektóre rzeczy nie do końca mnie przekonały.

Z drugiej strony miała to być książka przysparzająca mi rozrywki, więc nie oceniam jej nisko, ponieważ, po przetrawieniu teologicznych dywagacji, dostałam dość zgrabnie napisany kryminał. Moja wina, że spodziewałam się kryminału zgrabniejszego, a wręcz wciskającego mnie w fotel. Jeśli czytaliście kolejne części podzielcie się wrażeniami i zdradźcie mi czy autorka rozwinęła swój warsztat pisarski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.