Cud, Ignacy Karpowicz

Wydawnictwo Literackie, 2013

Liczba stron: 315

Autora, Ignacego Karpowicza, dotychczas znałam z jednego tylko „dzieła” – „Balladyn i romansów”, które wywarły na mnie wielkie wrażenie. Zachwycałam się zgrabnymi bon motami, lekkością języka, wyobraźnią twórcy i lekko surrealistycznym klimatem powieści. Nic więc dziwnego, że bez wahania sięgnęłam po najnowszą (wznowioną) książkę Karpowicza. Kierowała mną ciekawość, co też takiego znowu wymyślił i w jaki przewrotny sposób zaskoczy czytelników.

Fabuła opiera się na dwóch motywach archetypicznych – miłości i śmierci. Precyzyjnie mówiąc motywy powinnam podać w odwrotnej kolejności, bo śmierć przyszła najpierw. Mikołaj jest ofiarą wypadku drogowego. Ginie na miejscu. Jakiś impuls każe Annie – młodej lekarce – zająć się ciałem nieznajomego i odtransportować je do instytutu neurologii, w którym pracuje. Zanim jednak do tego dojedzie, Anna zakocha się w martwym Mikołaju. Wkrótce wprowadza się do jego mieszkania i podaje za narzeczoną mężczyzny. Z nim natomiast sprawa jest dość skomplikowana – chociaż jest martwy, jego ciało ma temperaturę żywego człowieka i nie ulega rozkładowi. Naukowcy głowią się nad tym fenomenem. Niepełna śmierć Mikołaja jest katalizatorem serii nieprawdopodobnych wydarzeń i spotkań dotychczas obcych sobie ludzi.

Autor bawi się konwencją i stylami narracji. W tej pozornie lekkiej opowieści ukryte są pytania o kondycję współczesnego człowieka oraz jakość związków i relacji międzyludzkich. Te, które opisuje, są płytkie, oparte na pociągu fizycznym, czy wspólnym zamiłowaniu do pociągania z butelki. W życiu bohaterów „Cudu” brak głębi, brak refleksji i chwili zadumy. Czy związek Anny z martwym Mikołajem bardzo różni się od przelotnych znajomości i nieudanych romansów? Tak – jest lepszy. Przynajmniej w mniemaniu Anny – jest czysty, nieskalany, bezinteresowny.

Karpowicz doskonale portretuje postacie żeńskie. Jest bacznym obserwatorem, ale nie krytykantem. W opisach zachowań i ich analizie nie brakuje humoru, ale widać, że autor odnosi się do płci żeńskiej z sympatią, choć nie przepuszcza jej sztuczności, materializmu, emocjonalnego rozchwiania. I choć „Cud” nie porwał mnie aż tak jak wspomniane „Balladyny i romanse”, to wciąż dobra polska proza, wyróżniająca się na tle powielających schematy przeciętniaków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.