Powrót do przeszłości. Bo ja też byłam nastolatką w szpetnych latach osiemdziesiątych. Słuchałam tych samych piosenek, jeździłam na rowerze, mieszkałam ni to na wsi, ni to w mieście i też miałam dwie przyjaciółki. Czasem trzy. Żyłam podobnie jak opisane w książce dziewczyny: Beata, Karolina, Gośka. I czasem Aneta.
Każda z książkowych przyjaciółek jest inna, każda ma swoje sekrety, ale łączy je przyjaźń, wspólne terytorium i wspólne tajemnice. Prym wiedzie Beata – najładniejsza, najbogatsza, najodważniejsza i najbardziej wyuzdana i bezwzględna. Karolina próbuje dorównać Beacie i stawia ją sobie za wzór, zazdrości powodzenia u chłopaków. W szczególności zaś zazdrości jej Krystiana. Gośka jest rozjemcą, swoim charakterem scala i spaja, wyrównuje, godzi, zabliźnia. Aneta odstaje od nich – wyglądem, pobożnością, zainteresowaniami.
Po latach dziewczyny ponownie się spotykają. Tym razem bez Anety. Powodem zacieśnienia rozluźnionych już więzów przyjaźni jest ich sekret sprzed dwudziestu lat. Sekret ten ktoś chce ujawnić, aby dziewczynom zaszkodzić. Karolina, dziennikarka, postanawia wrócić do czasów dzieciństwa i przedstawić zawstydzającą historię taką, jaka była naprawdę. Grzebanie w przeszłości jest bolesne. Szczególnie dla osoby wrażliwej tak, jak Karolina, która jako dorosła osoba nazywa po imieniu uczucia, które targały Karoliną nastolatką.
Brawo za realizm. Pięknie odmalowane czasy różowego lakieru do paznokci, marmurkowych dżinsów i plakatów Limahla i Shakin’ Stevensa. Czasów prywatek, pierwszych eksperymentów z papierosami, alkoholem i seksem. Czasów zamierzchłych, choć tak niedawnych. Brawo za umiejętność nazywania rzeczy po imieniu i obnażania nastolatkowej niedojrzałości, wulgarności, niepewności skrywanej za kłamstwami. To wszystko mnie, dziewczynę dojrzewającą u schyłku komunizmu, skłoniło do refleksji i do zachwytu nad umiejętnościami pisarskimi Antoniny Kozłowskiej.
Rozczarował mnie nieco wątek związany z tajemnicą, którą dziewczyny skrzętnie skrywały – po kilkudziesięciu stronach wiedziałam już co mogło się stać, choć jeszcze nie wszystkie karty były wyłożone. Z drugiej strony, ciekawe było obserwowanie jak z prawdą radzą sobie bohaterki książki i jaką drogą do prawdy dochodzą.
Kolejna refleksja dosięgła mnie już po przeczytaniu tej książki. Ja idealnie wpasowałam się w doświadczenia tamtych czasów, ale czy powieść mogłaby swoją treścią zainteresować mężczyznę? Szczególnie takiego w moim wieku, który wówczas jeździł na motorynce, nosił kolorowe sznurowadła i wycierane dżinsy z bazaru. Jakby odnalazł się na stronach tej powieści? Ciekawa jestem, ciekawa…