Czytelnik lepszy i gorszy?

Październikowy numer Nowych Książek zaczęłam jak zwykle od pobieżnego przejrzenia tego,  co tym razem zrecenzowano. Mój wzrok zatrzymał się na dłużej na recenzji napisanej przez panią Irenę Janowską pt: Wszystkożercy i smakosze. Tekst dotyczy dwóch, raczej niszowych pozycji: „Kulturowi wszystkożercy sięgają po książkę” Lucyny Stetkiewicz oraz „Czytanie ma sens” pod red. Michała Staniszewskiego. Szczególnie ciekawa wydała mi się ta pierwsza pozycja. Autorka zbadała nie ile, lecz co czytają Polacy. I doszła do wniosku, że zauważyć można „brak wyraźnego zróżnicowania wyborów lekturowych z zależności od zmiennych demograficznych, np. wykształcenia, wieku, miejsca zamieszkania i płci.” Ponadto „jej celem było zbadanie, co Polacy czytają, a nie jak wartościowe jest to, co czytają.”

Cel szczytny, w samej treści również, jak podkreśla autorka recenzji, pani Stetkiewicz odnosi się do czytelnika z szacunkiem. Mnie jednak ukłuło coś innego – samo tytułowe określenie 'wszystkożercy” wydaje mi się mocno pejoratywne, co więcej, użyte w treści określenie „czytelnik ludyczny’ wcale nie poprawia wizerunku przeciętnego czytelnika. Określenie „smakosze” za to nobilituje tę wąską grupę, która sięga po książki wybierane według innego klucza.

Na gorąco spisałam swoje przemyślenia i mam nadzieję, że uda mi się włączyć Was w dyskusję o słuszności podziału czytelników na grupy lepsze i gorsze.

1. W kraju, w którym od lat narzeka się na upadek kultury czytelniczej, nie wypada krytykować wyborów czytelniczych. Raczej powinno się wspierać czytelnictwo każdego rodzaju. Kiedyś dziwiły mnie wielkie regały biblioteczne wypełnione romansami, ale od dawna nie mam nic przeciw nim, ponieważ zawsze jest szansa, że skoro człowiek wyrabia w sobie nawyk czytania (co wymaga koncentracji, wyciszenia i wyobraźni, niepotrzebnej do oglądania serialowej papki) to kiedyś sięgnie po coś innego. A jeśli nie, to i tak ma ogromną przewagę nad tymi, którzy czytać ze zrozumieniem nie umieją.

2. Zaskakuje ton wywyższający w wielu 'branżowych’ pismach. Tym razem podpadły mi Nowe książki, ale w wielu miejscach znalazłam odniesienia do podziałów. Nie podoba mi się, że czytelnicy o  gustach odmiennych od gustów krytyków literackich nazywani są wszystkożercami i czytelnikami ludycznymi. Szkoda, że pada tylko jedna nazwa czytających wartościowe dzieła. Aż chciałoby się zapytać czy naprawdę uważają się za takich elitarnych, wybranych i namaszczonych?

3. Według mnie można czytać co najmniej na dwa sposoby –  Czytać niewiele, ale same trudne, wartościowe pozycje, długo nad nimi rozmyślać i sycić się każdym akapitem.  Czemu nie? Jest to całkiem fajne, jeśli mamy czas, nastrój, potrzebujemy wiadomości zawartych w książce do naszej pracy lub ewentualnie otrzymamy zapłatę za spisanie spostrzeżeń po lekturze.

4. Można też czytać dla przyjemności obcowania ze słowem pisanym, poznawania coraz to nowych historii. Wiąże się to często ze „skakaniem” od literatury lekkiej, rozrywkowej poprzez książki wybitne, wyróżniające się stylem, historią, innowacyjnością aż do reportaży, biografii, książek specjalistycznych. W takim przypadku książka towarzyszy nam zawsze, bo odpowiedni wybór pozycji pozwoli nam na dopasowanie się z lekturą do aktualnego nastroju. Zawsze to lepsze niż wgapianie się bezmyślnie w TV i bezrefleksyjne śledzenie losów Hanek czy innych Ryśków.

5. Nie spotkałam się nigdy z krytyką pod adresem kinomanów, że chadzają na filmy różnych gatunków, za to czytelników, którzy sięgają po książki różnych gatunków tu i ówdzie próbuje się obrażać niefortunną klasyfikacją i nie zważając na to, że mogą mieć różne gusta, możliwości intelektualne, czy wiedzę ogólną o literaturze. Są jeszcze bardziej przyziemne warunki – takie jak dostępność książek, brak czasu na wymagającą lekturę, czy nieobycie w branży. Nie mam na myśli blogerów książkowych czy osób zainteresowanych literaturą i śledzących wydarzenia literackie. Myślę o przeciętnym Polaku, który po książkę sięga z przypadku, raz w miesiącu, nie wiadomo czym się kierując.

5.  Budowanie murów pomiędzy czytelnikami wydaje mi się strasznie małostkowe, deprecjonujące wielką rzeszę czytelników utrzymujących przy życiu księgarnie, nadających sens istnienia bibliotekom i zawodowym recenzentom. Zewsząd wychodzi polskie krytykanctwo i narzekanie – skoro już nie na ilość czytanych książek, to chociaż na ich jakość.

A propos:

„Czytam, bo lubię” zostało wyróżnione przez Press jako jeden z 15 blogów, które nie nudzą o książkach. Początkowa radość z wyróżnienia, szybko została zgaszona uzasadnieniem, że „czytam jak leci”. Myślę, że w punkcie 4 wyjaśniłam według jakiego klucza dobieram książki. Przez chwilę miałam ochotę zripostować, że następnym razem, gdy najdzie mnie ochota na czystą rozrywkę, włączę sobie „M jak miłość”, zamiast sięgać po jakieś czytadło i opisywać je na blogu ku pamięci. W końcu trzeba trzymać blog na poziomie 🙂 Ale, bez przesady, czytam dla siebie, a nie dla rankingów, a seriali nie cierpię. Mimo wszystko, wolę zamulać się czytadłem.

3 odpowiedzi na “Czytelnik lepszy i gorszy?”

  1. Elita wyrasta samoczynnie, każdemu można rozdać książki a i tak niewielu je przeczyta. Tak samo jest z kulturą w ogólnym sensie. Cóż że rozdamy bilety do teatru wszystkim niewielu skorzysta, z tej grupy niewielu się spodoba aż w końcu docieramy do tych co to do teatru wrócą . Zatem po co wymyślać podziały wszak nie to dobre co dobre tylko to co komu się podoba . Czytam bo lubię.:-)

  2. Pani blog jest naprawdę wart śledzenia, każdy znajdzie coś dla siebie, a także odkryje nowe, ciekawe pozycje. Nie ma co przejmować się opinią, że czyta Pani „jak leci”. Wydaje mi się, że o to też chodzi w czytelnictwie, żeby zasmakować różnych rzeczy – i właśnie to jest fajne! 🙂

    1. Dziękuję 🙂 Wychodzę z założenia, że zamykanie się na pewne gatunki nie jest dobre, podobnie jak czytanie w kółko tego samego – najlepsze reportaże czy najwspanialsze biografie wyszłyby mi uszami, gdybym w międzyczasie nie zaglądała do innych książek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.