Anakonda, 2012
Liczba stron: 213
Mogłabym się wychowywać na Depeche Mode. Mogłabym, bo wiek mam odpowiedni, jednak fascynacje muzyczne potoczyły się w moim życiu trochę inaczej. W latach osiemdziesiątych, kiedy DM pięli się na szczyty kariery, niewiele zachodniej muzyki docierało do Polski. Pamiętam jednak ich zdjęcia i plakaty w niemieckim Bravo, które za duże pieniądze kupowałam, żeby zdobyć upragnione plakaty The Cure. Kiedy muzyka zachodu zaczęła być dostępna w Polsce, ja wciąż nie sięgałam z własnej woli po DM (ale muszę przyznać, że nie wyłączałam ostentacyjnie radia słysząc ich piosenki), ponieważ wtedy byłam „kjurem.” Tak naprawdę dotarło do mnie, że DM to dobra grupa po singlu „Enjoy the Silence”, ale potrzebowałam jeszcze wielu lat, żeby szczerze pokochać niektóre piosenki i zacząć kupować płyty Depeche Mode.
W związku z tym, że nie dorastałam z ich muzyką, a polubiłam zespół jako dorosła osoba, moja wiedza o Depeche Mode była niezbyt rozległa – w końcu pociąga mnie muzyka i nie jest to dla mnie jednoznaczne ze studiowaniem biografii zespołu czy szukaniem plotek na ich temat. Jednakże po łódzkim koncercie zespół znalazł się w czołówce moich ulubieńców, więc z przyjemnością zapoznałam się z biografią lidera Depeche Mode.
Przez co najmniej połowę tej książki biografia Gahana w dużej mierze pokrywa się z biografią zespołu. W końcu grupa prawie każdego roku wypuszczała płytę, którą promowała trasą koncertową – doprawdy muzycy nie mieli zbyt wiele czasu na prywatność. W drugiej połowie książki jest już bardziej intymnie – obserwujemy totalny upadek gwiazdy oraz długą drogę z powrotem.
Moją uwagę zwróciły pewne sprawy, nad którymi wcześniej niewiele myślałam. Jak to jest być członkiem zespołu przez całe swoje dorosłe życie? Czy zespół jest bardziej rodziną, czy firmą, w której się pracuje? Jaki wpływ na muzykę mają różne osobowości członków grupy? Jak muzycy wzajemnie wpływają na siebie i czy ingerują w prywatne życie kupli z zespołu? Jestem pewna, że nie ma uniwersalnej odpowiedzi na te pytania, natomiast to, co przeczytałam o Depeche Mode mocno mnie zdziwiło.
Domyślałam się, że trasy koncertowe są potwornie trudne dla zespołów – ciągną się miesiącami (nawet latami!), związane są z ciągłym przemieszczaniem się z miejsca na miejsce, bezustanną (męczącą na dłuższą metę) adoracją fanów oraz ogromnym wysiłkiem fizycznym na scenie. A Gahan daje z siebie na scenie wszystko i jeszcze trochę. Książka utwierdziła mnie w przekonaniu, że bycie muzykiem popularnego zespołu to ciężki kawałek chleba, a najcięższe ze wszystkiego jest przestawienie się z trybu tourné na tryb domowy. Człowiek słaby, jakim przez wiele lat był Gahan, nie umiał sobie z tym radzić. I w tym miejscu pojawia się kolejna kwestia – partnerki życiowej. Dość powiedzieć, że w przypadku bohatera tej biografii sprawdziła się dopiero trzecia. Choć na jej temat dowiadujemy się z biografii tylko nielicznych informacji, to jawi się ona jako ostoja i strażnik ogniska domowego, kobieta z autorytetem i zasadami, która dla muzyka jest niezawodnym oparciem, a nie towarzyszką narkotycznych odlotów.
Niestety, autor biografii nie dotarł do muzyków Depeche Mode, rozmawiał natomiast z ich współpracownikami, opierał się też na licznych wywiadach, których w czasie całej swojej dotychczasowej kariery udzielili członkowie zespołu. Przez cały czas miałam wrażenie, że tylko lekko sygnalizuje pewne sprawy – być może autor przyjął taką formułę skrótowości (na 200 stronach mamy streszczenie jakichś 40 lat intensywnego życia), a być może wynikało to z tego, że nie chciał przyjąć tonu autorytatywnego opierając się na źródłach niebezpośrednich. Mimo wszystko dla laika takiego jak ja, książka okazała się bardzo ciekawa i wyważona, dała mi szerszy ogląd zjawiska jakim jest DM na scenie międzynarodowej i pokazała jakim człowiekiem jest charyzmatyczny wokalista.