
Potrzebowałam książki, która będzie przeciwwagą dla monumentalnej powieści Fabera i padło na „Diabeł ubiera się u Prady”. Kupiłam ją tuż po premierze na polskim rynku i do tej pory przeczytały ją wszystkie moje czytające koleżanki, a ja jakoś omijałam ją szerokim kołem. Filmu też nie obejrzałam. Jednak wreszcie potrzebując rozrywki i krzty humoru otworzyłam ten bestseller mając nadzieję, że czytanie będzie przyjemne i szybkie.
Czyta się rzeczywiście błyskawicznie. Bo tak naprawdę niewiele się w książce dzieje. Andrea, absolwentka uniwersytetu z ambicjami pisarskimi, otrzymuje pracę asystentki redaktor naczelnej jednego z topowych amerykańskich magazynów o modzie. Miranda Priestly to szefowa z piekła rodem, swoje asystentki wykorzystuje jak służące – dziewczyny od wszystkiego. Praca dla niej jest wyczerpująca i czasochłonna i nie ma nic wspólnego z pracą redakcyjną. Andrea z biegiem czasu zaniedbuje wszystkie swoje przyjaźnie oraz swojego chłopaka. Nie robi tego celowo, po prostu pracuje niemal 24 godziny na dobę spełniając zachcianki Mirandy i nie ma ani siły ani czasu na własne życie.
Ksiażka to zapis rozmaitych czynności i zadań jakie wykonują asystentki by wypełnić często absurdalne polecenia swojej szefowej. Lauren Weisberger ma lekkie pióro, zatem książkę czyta się nieźle, zapewnia rozrywkę na przyzwoitym poziomie, chociaż tak naprawdę to nie ma za bardzo z czego się śmiać. Bo jakże śmiać się ze zniewolenia pracowników i mobbingu. W zasadzie szkoda mi było Anderi, bo nie umiała odejść z pracy we właściwym momencie. Bo czy starczyłoby mi ambicji aby wytrwać rok w piekle?