Diabelska gra, Angela Marsons

diabelska-gra angela marsonsBurda Książki, 2016

Liczba stron:  448

Początkowo planowałam napisanie o obu książkach Angeli Marsons w jednym poście. Łączy je to, że są kolejnymi częściami cyklu, mają tych samych bohaterów oraz skomplikowaną zagadkę kryminalną. A jednak, podczas gdy „Niemy krzyk” wciągnął mnie od samego początku, do tej książki, czyli „Diabelskiej gry”, w zasadzie do samego końca nie umiałam się przekonać. Cały czas bowiem miałam poczucie, że misternie skonstruowana akcja chwieje się jak kolos na glinianych nogach.

Dwudziestolatka dopuszcza się okropnego przestępstwa – zabija człowieka, który wcześniej ją zgwałcił i odsiedział zasądzoną mu karę. Dziewczyna trafia do więzienia i czeka na proces. Okazuje się, że wcześniej leczyła się u psychiatry. Jej lekarka wydaje się zaskoczona postępowaniem pacjentki, lecz nie przyznaje się przed Kim Stone i jej partnerem, że sama podczas sesji terapeutycznej namówiła ją do tego czynu. Od samego początku wiadomo, że pani psychiatra manipuluje swoimi pacjentami, bo autorka nie ukrywa tego przez czytelnikiem. Policja jest jednak w kropce. Teoretycznie jest osoba podejrzana, więc śledztwo można zamknąć. Jednak Kim Stone czuje, że to nie jest koniec i że lekarka zachowuje się co najmniej dziwnie. Ma rację, jej przeciwniczka zwietrzyła kolejną ofiarę i wykorzystując swoje kontakty zawodowe prześwietliła przeszłość policjantki. Tymczasem pojawiają się kolejne dziwne zbrodnie.

Chociaż z zaciekawieniem czytałam o przeszłości Kim Stone oraz poczynaniach okrutnej psycholog, to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jest mocno naciągane. Bo czy dacie wiarę, że można ukończyć trudne studia, wspinać się po ścieżce kariery, cieszyć się poważaniem w branży tylko po to, żeby zrealizować jakiś swój porąbany plan zawiązany z manipulowaniem pacjentami? Dla mnie to niedorzeczne. Socjopatyczna psycholożka? Naprawdę tak dobrze się maskowała, że żaden z jej nauczycieli i współpracowników niczego nigdy nie zauważył?

Jestem rozczarowana, bo liczyłam na dobrą kontynuację przygód Kim Stone, tymczasem dostałam jakąś bajeczkę, w której kupy się nie trzyma to, co powinno spajać powieść. Sceny kolejnych zbrodni oraz dochodzenie prowadzone przez zespół Stone są napisane z polotem i naprawdę ciekawe, natomiast cała otoczka nie ma większego sensu. Angela Marsons ma u mnie jeszcze jedną szansę, jeśli znowu będzie ściemniała, to się pożegnamy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *