Czarne, 2010
Liczba stron: 180
To jedna z ważniejszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku. Lubię jak się do mnie pisze w taki sposób. Osobiście, ale nie popadając w egzaltację. Pięknym językiem, ale nie zapatrzonym w swoje piękno w sposób próżny.
We wstępie do „Dna oka” Marek Bieńczyk pisze: „przeczytałem jedno Dno oka, a połknąłem dwanaście, a może i tysiąc sto dwadzieścia jeden innych książek.” I to jedno zdanie celnie ujmuje charakter tej publikacji. Bo chociaż Wojciech Nowicki pisze o fotografiach, to jego erudycja, wiedza o technikach, epoce oraz teorii fotografii jest tak duża, że o mało co mogłaby być przytłaczająca. Ale nie jest. Jest dokładnie tyle ile trzeba, żeby pobudzić czytelnika do samodzielnego myślenia przy oglądaniu starych zdjęć.
„Pokrętna prawda fotografii jest wyłącznie w tym, co jest nam dane do zobaczenia; fotografia nie tłumaczy świata, ale pokazuje wyrwane obrazy, jak kartki z książki, gdzie tekst zaczyna się w pół słowa i kończy równie gwałtownie. Fotografia pozwala zobaczyć, że było właśnie tak, ale nie wyjaśnia dlaczego. Nie tłumaczy cierpliwie. Pozwala podglądać przez dziurkę od klucza, ale skąpi komentarza. Fotografia na śmieszność naraża każdego, kto za jej pomocą chciałby wyjaśniać świat (a autor zdjęcia zawsze przekonany, że przemawia prawdziwie; komentator zaś, krytyk, który już w prawdę zdjęć nie wierzy, wokół obrazów zmyśla prawdę własną.)”
Prawda własna „zmyślana”przez Wojciecha Nowickiego wydaje się mieć dużo wspólnego z prawdą obiektywną. Interpretacje załączonych fotografii mnie przekonują, a same fotografie zadziwiają różnorodnością przekazu świata, którego już nie ma. Zesłani na wschód powstańcy pracujący w kopalni soli, elegantka przebrana za odaliskę, „nowoczesna” łaźnia w ochronce dla dzieci, wybór z „zapisu socjologicznego” Zofii Rydet.
„Skoro zwyczajna scenka uliczna (to nic, że przeniesiona do wnętrza atelier) po kilkudziesięciu latach wydaje się lepka i nieczysta, skora tak pełna jest napięć, to nasza normalność utrwalona na zdjęciach też się pewnie taka kiedyś wyda: trochę spatynowana i przez to nieco bardziej znośna, trochę śmieszna i starociowata; a także barbarzyńska i odpychająca. Wyda się narzuconym prototypem, nieudaną wersją beta jakiejś nowej rzeczywistości, starym śmieciem, wytworem okrutnych ludzi.
Zdradzą nas pamiątkowe zdjęcia.”
Tak, autor jednoznacznie udowadnia, że pamiątkowe zdjęcia po wielu latach mówią oglądającym więcej niż wyrażają zaraz po ich zrobieniu. Okazuje się, że pamiątkowe zdjęcia obnażają wstydliwą prawdę o tym jacy byliśmy. Są dowodem tego, jak bardzo zmienia się świat oraz nasze postrzeganie etyki. Wydobywają na światło dzienne to, co kryje się w ludzkich duszach.
Czytanie tej książki to przeżycie intelektualne. Żeby nie odbierać Wam przyjemności poznawania esejów Wojciecha Nowickiego w tym miejscu elegancko umilknę pozostawiając Was w niedosycie.