Liczba stron: 292
„Dysforia” jest moim drugim literackim spotkaniem z autorem, Marcinem Kołodziejczykiem. Pierwsza przeczytana przeze mnie książka „B. Opowieści z planety prowincja” dotyczyła polskiej prowincji i zaskoczyła mnie swoją świeżością. Najnowszy zbiór opowiadań skupia się na mieszkańcach dużych miast.
Każda z opowiedzianych historii mogłaby zdarzyć się naprawdę i być może już się zdarzyła. Wielokrotnie podczas czytania zastanawiałam się, co autor wymyślił od początku do końca, a co oparł na zasłyszanych dialogach i obserwacjach poczynionych w terenie – stąd też mam problem z zaklasyfikowaniem „Dysforii”, która stoi na pograniczu opowiadania i reportażu.
Bohaterami książki są ludzie przeciętni, klasa średnia, robotnicy, emeryci i studenci. Każdy z nich próbuje wyrwać dla siebie kawałek miasta, każdy na swój sposób korzysta z wolności i anonimowości, jaką daje tak duże skupisko ludzkie. Studenci urządzają dzikie imprezy, młode małżeństwo na dorobku powiela styl życia swoich rodziców, osiłek z żoną i kumplem korzysta ze słońca na brzegu zalewu, jego dzieci robią co im się żywnie podoba i o mało nie dochodzi do tragedii. Kołodziejczyk zagląda do mieszkań i podpatruje mieszczan, na przykład podczas rodzinnych uroczystości, gdy po alkoholowej rozgrzewce wychodzą na wierzch wady, upierdliwości, skrywane grzeszki i wielkie życiowe błędy. Zatrzymuje się również przy grupce przyjaciółek fałszywie pocieszających tę, która ma problemy małżeńskie.
Autor jest doskonałym obserwatorem, a przy tym potrafi szybko i sprawnie dotrzeć do sedna opisywanego problemu. Zawarte w książce historie są skondensowaną rzeczywistością, lustrzanymi okruchami świata, w których możemy się przejrzeć,. To nie jest rzeczywistość wyobrażona, lecz świat który nas otacza, choć często go nie zauważamy. Na pewno większość z nas nie dostrzega go w takiej intensywności, ani nie zatrzymuje się, by spuentować okoliczności. Zastanawiacie się czy przeczytać? Nie zastanawiajcie się, po prostu czytajcie!
Jesteś kolejną osobą, która zachwala tę książkę. Muszę chyba przesunąć ją wyżej na liście tych do przeczytania.
Czytałam sporo pozytywnych opinii o książce – zarówno na blogach, jak i w radio. Chyba czas ją dopisać do listy życzeń…