Dziennik z podróży do Rosji. Ze zdjęciami Roberta Capy, John Steinbeck

dziennik-z-podrozy-do-rosjiPrószyński i S-ka, 2016

Liczba stron: 248

Tłumaczenie: Magdalena Rychlik

Rok 1947. Stany Zjednoczone i Związek Radziecki dzieli nie tylko ocean. Stosunki między krajami są bardzo napięte. Prasa amerykańska demonizuje Rosjan. Podobnie działa prasa radziecka. Wszyscy są przekonani, że wrogi kraj dąży do wojny. W tej trudnej sytuacji znany pisarz John Steinbeck i równie popularny fotograf, Robert Capa, starają się o wjazd do Rosji. Mają zamiar opisać i sfotografować życie zwykłych ludzi. Nie interesuje ich polityka, jedyne, czego chcą, to pozwolenie na poruszanie się po kraju i zgodę na rozmowy z mieszkańcami małych i większych miast oddalonych od Moskwy. Staje się mały cud, po dość długich perturbacjach mogą jechać.

Książka jest chronologicznym zapisem podróży do Rosji i po Rosji. Opowiada, tak jak zakładał autor, o zwykłych ludziach z małych wsi, z miejsc tak odległych od Moskwy jak Gruzja czy Ukraina. Steinbeck nie przewidział natomiast tego, że słynna radziecka biurokracja tak będzie utrudniała im życie, że powstaną na jej temat długie i zabawne akapity w książce. W końcu problemy, z jakim się spotkali, są również przejawem życia za żelazną kurtyną.

Steinbeck nie daje spokoju swojemu towarzyszowi podróży. Pisząc o Robercie Capie, wznosi się na wyżyny złośliwości i dowcipu – nie przepuści mu niczego: długich kąpieli, obsesji na punkcie swoich włosów i aparatów fotograficznych, słabości do nieswoich książek i długiego rozruchu po przebudzeniu. Capa nie pozostaje dłużny – jeden rozdział został napisany przez niego i przedstawia wydarzenia z jego perspektywy, czyli tym razem dostaje się Steinbeckowi. Kto się lubi, ten się czubi.

Autorzy przede wszystkim skupiają się jednak na temacie, który przywiódł ich do kraju, gdzie wszystko postawione jest na głowie. Opisują zniszczenia wojenne widoczne w wielu miejscach, a także radość chłopów z obfitych żniw, dziwią się niezłomnym zasadom panoszącym się w każdej dziedzinie życia (na przykład zakazowi otwierania okien w przegrzanych pociągach), zachwycają się pogodą ducha ludzi i ich gościnnością. Dużo miejsca poświęcają opisom uczt – każdy chce ich bowiem ugościć tym, co ma najlepsze, przez co większość czasu upływa im na jedzeniu lub wymawianiu się od jedzenia.

Obraz Związku Radzieckiego na pewno jest niepełny, lecz wydaje się, że Steinbeck i Capa osiągnęli swój cel. Pokazali Amerykanom, że Rosjanie to tacy sami ludzie, nie mają rogów, nie zioną ogniem i nie czyhają na życie przybyszów ze skonfliktowanego kraju. Przede wszystkim jednak, tak samo jak mieszkańcy USA, obawiają się wybuchu wojny i w żadnym wypadku do niej nie dążą. Chociaż większość z nich zupełnie nie pojmuje na czym polega demokracja, nie rozumie mechanizmów wolnego kraju i żyje pod dyktando przywódcy, to Rosjanie podobnie jak Amerykanie, chcą przede wszystkim spokoju, by odbudować domy i wrócić do życia sprzed wojny.

„Dziennik z podróży do Rosji” to obraz kraju, który niewiele się zmienił w sensie mentalności ludzkiej – Rosjanie nadal nie żyją w kraju demokratycznym, nadal mają wszechwładnego przywódcę, tyle że jego portret nie wisi w każdym urzędzie. Wciąż trudno cokolwiek tam załatwić, a biurokracja pożera własny ogon. Mimo tej gorzkiej konkluzji, pragnę was zapewnić, że książka napisana jest w sposób bardzo przystępny, ilustrowana licznymi zdjęciami Capy i miejscami bardzo zabawna. Czytajcie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *