Wydawnictwo Literackie, 2008
Liczba stron: 115
Z takich książek nigdy się nie wyrasta. Opowieść o małej hienie Dżolly, która zamieszkała z rodzną dyrektora warszawskiego zoo przenosi w czasie, przestrzeni, odejmuje lat, wywołuje uśmiech.
Autorka, Antonina Żabińska, opisuje pielęgnację, przygody i towarzystwo Dżolly z taką samą czułością jak wtedy, gdy pisze o swoim synku Rysiu. Rysio, wówczas stawiający pierwsze kroki wychował się wśród wesołej gromadki, na którą składała się koza, lewek, ogromny pies i hiena. W tak doborowym towarzystwie nie sposób było się nudzić. Oprócz radości i satysfakcji gromadka ta przysparzała jednak moc obowiązków oraz trosk, gdy coś złego działo się w którymś ze zwierzątek.
Najwięcej entuzjazmu wywołały we mnie fragmenty, w których autorka wspomina szympansicę Lusię, która zajmowała się małym ludzkim dzieckiem jak najczulsza z nianiek. Ilustruje to nawet zdjęcie, na którym Rysio i Lusia przytuleni do siebie suną na sankach, które ciągnie pies. Fotografii w książce jest więcej, gdy na nie patrzę, czuję się jak członek tej ludzko-zwierzęcej rodziny, gdzie każdy otrzymywał dużo ciepła i zaufania.