WAB, 2011
Liczba stron: 379
Czy zdarzyło się wam tak zatracić w czytanej historii, że nagle świat realny przestał istnieć? W przypadku książki Jakuba Małeckiego można tego stanu doświadczyć dwukrotnie. „Dżozef” jest bowiem opowieścią w opowieści. Pierwszy raz – bezpośrednio: można stracić więź ze światem podczas pochłaniania historii snutej przez głównego bohatera – Grzesia Bednara. Po raz drugi – pośrednio- wczuwając się w doznania bohaterów, gdy opowieść ta zawiedzie postaci książki do momentu kulminacyjnego, po którym nic już nie będzie takie, jak dawniej.
Gdy dwudziestokilkuletni Grzegorz trafia do szpitala po niefortunnym spotkaniu z miłośnikami cudzych telefonów, nie spodziewa się, że jego pobyt tam będzie tak długi i tak bardzo emocjonujący. Operacja złożenia zgruchotanego nosa oraz późniejsza rekonwalescencja uziemiają Grzegorza w sali szpitalnej wraz z dwoma towarzyszami niedoli. Dwaj panowie, którzy okupują pozostałe łóżka, są od Grzesia starsi. Biznesmen zwany Kurzem jest bardziej kontaktowy od Czwartego (pana Stasia), który całe dni spędza z nosem w książce. Okazuje się, że pan Stasiu czyta wyłącznie powieści Josepha Conrada, a dziwna i trwała fascynacja tym pisarzem ujawnia się z całą siłą i gwałtownością w momentach, gdy pacjent złożony jest wysoką gorączką. Historia, którą wtedy opowiada i każe notować, zmienia bardzo wiele w postrzeganiu pozostałych mężczyzn.
Grzegorz, który preferuje proste rozrywki, sport uprawia głównie na siłowni, a wieczory spędza pod blokiem, okazuje się być dla pozostałych pacjentów świetnym rozmówcą i towarzyszem niedoli. Co więcej, w chwilach grozy to on zachowuje zimną krew. Dzięki tej postaci można powieść zaliczyć do tzw. nurtu dresiarskiego w literaturze, choć ja mam mieszane uczucia co do tego, bowiem jakoś ta nazwa nieładnie mi się kojarzy. Ja nazwałabym „Dżozefa” książką niosącą silny pozytywny przekaz. Głównym motywem jest przecież zachęta do nieustannej walki o swoje życie, o dostrzeganie pozytywów sytuacji krytycznych, o niepoddawanie się nawet wtedy, gdy cały świat sprzysięga się przeciw. Gdyby jednak uprzeć się przy kategoryzowaniu to można dostrzec w książce elementy horroru i powieści psychologicznej. Kto uważa, że niemożliwe jest takie połączenie powinien zrewidować swoje poglądy czytając „Dżozefa”.
P.S.
Zastanawiałam się czy przyjąć tę książkę do recenzji, bo jakoś odstraszała mnie niebieska okładka z brzydkim kozłem. Sama nie sięgnęłabym po nią w księgarni, nawet po to by zapoznać się z notką na okładce. Jaka byłaby to szkoda…