Ewangelia ognia, Michel Faber

Wydawnictwo WAB

Liczba stron: 174

Znalazłam w bibliotekach dwie poszukiwane od jakiegoś czasu książki Fabera – dłuższą „Bliźnięta Fahrenheit” złożoną z kilkunastu opowiadań, których lekturę lada dzień skończę i krótszą „Ewangelię ognia”, którą przeczytałam w dwa wieczory. Mimo dużego nasycenia Faberem ostatnie wieczory z lekturą uważam za udane.

„Ewangelia ognia” jest słodko-gorzką i komiczno-tragiczną opowieścią o upragnionej sławie i finansowym dostatku. Takie dobrodziejstwo spada na Theo, pracownika naukowego, po odkryciu w Iraku zwojów zawierających piątą ewangelię autorstwa Malchusa. Krótki, zaledwie trzydziestostronicowy tekst przetłumaczony przez Theo, opatrzony krótką historią dokonania znaleziska i wydany przez niszowego wydawcę odnosi ogromny sukces. Nie jest to jednak taki sukces, o jakim marzył Theo po dokonaniu przełomowego odkrycia. Obrazoburcze i wycelowane w chrześcijański świat opisy ostatnich dni Jezusa rozpalają wiele emocji, a Theo znajduje się w samym środku lawiny zdarzeń.

Faber dokonuje pastiszu powieści o tytułach „Kod…” i „Tajemnica …” (kropki uzupełnić znanym tytułem). Theo to nie superbohater wznoszący się na wyżyny heroizmu, by walczyć o wzniosłe idee. To raczej żałosny loser, któremu los spłatał figla i dał okazję błyśnięcia przed milionami. Wizja sukcesu, spływających tantiemów, popularności, stają się dla niego celem samym w sobie. Autor nadaje wydarzeniom niezłe tempo od samego początku książki. W środkowej jej części, gdy Theo promuje swoje wydawnictwo, akcja staje się trochę monotonna, aby potem znów przyspieszyć i doprowadzić do naprawdę niespodziewanego finału.

Faber znany mi z operowania językiem w sposób wyzwalający u czytelnika wiele emocji również i w tej powieści pokazuje klasę. Niedługa powieść porusza wiele strun, choć treść podana jest z przymrużeniem oka. To wciągająca historia idealna na długie listopadowe popołudnia. Polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *