Universitas, 2010
Liczba stron: 248
Moja wiedza o fotografii jest niewielka. Szczególnie mało wiem na temat fotografii postrzeganej w kategoriach sztuki. Aby poszerzyć swoje horyzonty i bardziej świadomie oglądać fotografie oraz wystawy, przeczytałam pięknie wydaną książkę pt: „Fotografia jako sztuka współczesna”. Tom zawiera ponad dwieście reprodukcji, w tym znaczna większość to obrazy barwne. Każda z zamieszczonych fotografii jest opisana w tekście w kontekście przynależności do jednego z wielu typów sztuki fotograficznej oraz zinterpretowana w sposób, jaki możliwy jest tylko wówczas, gdy zna się historię powstania ujęcia oraz zamysłu artysty.
W ośmiu rozdziałach autorka opisuje różnego rodzaju fotografie dzieląc je na grupy związane z motywacją artysty, środkami wyrazu, jakimi się posługuje, czy tematyką, jakiej dotyczą zdjęcia. Artyści, których prace znalazły się w tej książce pochodzą z różnych części świata, posługują się techniką cyfrową i analogową, wydają albumy, organizują wystawy i instalacje, publikują w internecie. To, co ich łączy to pomysłowość i kreatywność. Moim niefachowym okiem wiele z prezentowanych fotografii nie przedstawia większej wartości artystycznej – gdybym taką fotografię zobaczyła w przeglądanym albumie zdjęć znajomych, nie zatrzymałabym na niej wzroku. To, co sprawia, iż fotografia jest wyjątkowa, to historia, która kryje się poza kadrem.
Jakie to są historie? Na przykład jedna z artystek fotografowała w wielu krajach okna, na których stał globus. Inna, umawiała się przez internet z nieznajomymi, by o konkretnej godzinie odsunęli zasłony i stanęli w oknie. Wyjęte z kontekstu prace niewiele mówią o całym projekcie, dlatego też niezbędny okazuje się komentarz autorki książki. Wiele fotografii to ujęcia aranżowane, w których artysta sam lub z pomocą asystentów dokonuje zmian przestrzeni. Inne, to intymne ujęcia wykonane przez fotografów w domu rodzinnym lub bliskim im osobom w ich naturalnym środowisku. Najbardziej cieszyły mnie te zdjęcia, które nawiązywały do znanych dzieł malarskich.
I choć wiele razy prychnęłam podczas opisu i interpretacji jakiejś fotografii, lekturę zaliczam do udanych. Wiem już, na przykład, że często samo zdjęcie nie przekazuje idei, jaka przyświecała twórcy. Wiem też, że sztuka fotografii jest bardzo niejednoznaczna i często ociera się o inne dziedziny. I choć nie spamiętałam nazwisk twórców to wciągnęłam na swój użytek wiele wniosków. Teraz czas na sprawdzenie się na jakiejś wystawie fotografii. Być może uda mi się w tej sztuce dostrzec więcej i przeżyć ją intensywniej niż przed lekturą książki Ch. Cotton.