Frost i zastraszone miasto, R. D. Wingfield

Druga część przygód inspektora Frosta nie zawiodła w niczym moich oczekiwań. Wręcz przeciwnie, zapewniła mnóstwo rozrywki oraz ciekawe zagadki kryminalne do rozwiązania.

Frost w niczym nie przypomina policjanta – niechlujnie ubrany, niezorganizowany, chaotyczny, nałogowy palacz, a i wódką nie pogardzi. Przy tym jest cyniczny, grubiański, ironiczny. Jego szefowie oraz inni inspektorzy (nadęte bubki) mają Frosta w pogardzie i zazwyczaj zlecają mu najgorsze sprawy. Jego podwładni oraz kumple z posterunku szanują Frosta jako człowieka – jak nikt inny potrafi zjednać do siebie ludzi, jest przyjazny i skuteczny jako policjant. Odnosi znacznie więcej sukcesów w pracy śledczej niż jego koledzy, ale nie potrzebuje rozgłosu.

W tej części na Denton spada pandemonium nieszczęść. Większość ma miejsce w nocy, kiedy prawie wszyscy policjanci bawią się na imprezie pożegnalnej. Dyżur pełni Frost i jego nowy pomocnik – zdegradowany do funkcji posterunkowego inspektor Webster. Patrol znajduje w szalecie miejskim zwłoki włóczęgi narkomana, ktoś zgłasza zaginięcie nastolatki, na domiar złego seryjny gwałciciel zaatakował ponownie, a na osiedlu staruszków ktoś śmiertelnie potrącił mężczyznę i uciekł z miejsca wypadku. Najmniejszym problemem wydaje się kradzież pieniędzy z nocnego klubu należącego do bossa z półświatka. Kolejne dni nie przynoszą satysfakcjonującego rozwiązania żadnej ze spraw, pojawiają się kolejne kłopoty – ginie policjant na służbie, ktoś dokonuje rabunku w lombardzie i dzieje się jeszcze sporo innych rzeczy.

Zastanawiałam się w jaki sposób autor wybrnie z tego chaosu zdarzeń. A wybrnął z klasą, część wątków zakończył wcześniej, kilka spraw zostawił na koniec. Dodatkowo napięcie wzrosło w ostatnich rozdziałach dzięki komiczno-tragicznej akcji odbijania zakładników, czy zasadzce na gwałciciela, w której Frost wszedł na szczyty niekompetencji.

Książki o Froście można albo uwielbiać i czytać jedna po drugiej, tak jak ja to robię (czekam na ostatnią część serii do kolekcji). Można też ich nie trawić – jeśli czytelnik nie polubi samego Frosta i chaosu, który go otacza, nie polubi także książek o nim. Kto nie czytał, powinien jednak spróbować i przekonać się osobiście. Radziłabym też nie zrażać się szatą graficzną polskiego wydania, która sugeruje szmatławą powieść, a skrywa świetnie napisaną książkę, przy której można się i pośmiać, i emocjonować akcją kryminalną.

P. S. W księgarniach zdarzało mi się widywać tomy o Froście ułożone alfabetycznie według autorów, pod literą F, nie W 🙂 Trzeba zatem wiedzieć gdzie szukać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *