Furia, Michał Larek

_Michał Larek_TOM 1 Furia.inddCzwarta Strona, 2017

Liczba stron: 424

Jestem zachwycona wszystkimi poprzednimi książkami Michała Larka (pisanymi w duecie z Waldemarem Ciszakiem). Byłam bardzo ciekawa powieści, którą napisał sam, książki otwierającej cykl kryminalny o nazwie „Dekada”. Podoba mi się pomysł stojący za tą serią, by fabułę częściowo oprzeć na zapomnianych sprawach kryminalnych, które autor wygrzebał w dostępnych aktach i archiwach sądowych. W „Furii”, pierwszej części cyklu, główny bohater, zabójca i gwałciciel ma swój pierwowzór w postaci kryminalisty działającego w Wielkopolsce pod koniec lat 70. Fabularyzacja polega również na przeniesieniu wydarzeń w inne czasy, tak więc w tej książce akcja rozgrywa się na początku lat 90., czyli w momencie przełomowym dla milicji, która jednym pociągnięciem zmieniła się w policję, próbując pospiesznie dostosować standardy działania do nowej sytuacji i oczekiwań społecznych.

Autor sumiennie przyłożył się do stworzenia tła wydarzeń – bohaterowie słuchają modnych wówczas piosenek, jeżdżą samochodami z epoki i korzystają ze sprzętu, który nam wydaje się całkowicie retro. Podczas lektury dwa razy zostałam zaskoczona. Po raz pierwszy tym, że tak szybko udało się zidentyfikować zabójcę i gwałciciela. „Przede mną jeszcze pół książki. Czym autor ją wypełnił?”, myślałam. Drugie zaskoczenie, oceniam bardzo pozytywnie. Śledczy, który według okładkowego opisu powinien grać główną rolę w dochodzeniu, pojawia się tylko przez chwilę, a potem znika. To naprawdę bardzo intrygujące zagranie.

Niestety, kilka rzeczy podobało mi się mniej. Najmniej to, że wszyscy byli podobni do siebie – każdy facet, czy ten stojący po stronie prawa, czy ten popełniający przestępstwa, myślał tylko o seksie. Te sceny są nudne, nic nie wnoszą i zniżają książkę do poziomu tanich czytadeł. I druga rzecz, która nie do końca zagrała, to psychologizacja postaci – bohaterowie zostali obdarzeni zbyt małą ilością cech, żeby móc coś o nich powiedzieć, by zżyć się z nimi, zapamiętać je na dłużej (przynajmniej do momentu premiery kolejnego tomu). I ostatnie, na co zwróciłam uwagę, to fakt, iż w pierwszej części powieści, w której policja próbuje zidentyfikować przestępcę, tak naprawdę nic się nie dzieje. Nie ma praktycznie żadnej pracy śledczej, gliniarze tylko snują się po komendzie i gadają o „dupie Maryni”, a sama identyfikacja sprawcy dokonuje się zupełnym przypadkiem i nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem. Ale może tak miało być i jest to zabieg celowy, mający za zadanie pokazanie braku zaangażowania.

Podsumowując, jest dobrze, ale nie tak dobrze jak w przypadku książek, które miały formę bardziej zbliżoną do reportażu. Nie zmienia to mojej wiary w tego pisarza, który ma u mnie ogromny kredyt zaufania na kolejne książki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *