Marginesy, 2014
Liczba stron: 282
„True Detective” nic mi nie mówi, podobnie jak nazwisko autora tej książki. A jednak chciałam ją przeczytać. Teraz już nawet nie wiem, co sprawiło, że zapragnęłam ją mieć. Może mroczna okładka, może zachęty na blurbie nazywające „Galveston” doskonałą powieścią w stylu noir crime. Nie pamiętam, ale na świeżo spisuję wrażenia po przeczytaniu tej książki, bo nie chcę, by zatarły się w mojej pamięci.
Roy Cady nie jest grzecznym facetem. Wysoki, mocno zbudowany, z bujnym zarostem jest postrachem dłużników swojego zleceniodawcy. Nie zawaha się przed niczym. Wszystko układa się dobrze do czasu, gdy dowiaduje się o rozwijającej się w jego organizmie śmiertelnej chorobie. W tym samym czasie wpada w pułapkę – z jakiegoś powodu szef chce się go pozbyć. Pozbyć skutecznie i bez śladów. Cady uchodzi z życiem, ratuje przy tym nastoletnią prostytutkę, Rocky, przypadkowo obecną w miejscu zasadzki. Jedyną szansą na przeżycie jest ucieczka i zacieranie śladów. Wiadomo, że nie ujdzie mu to płazem.
Sensacyjny początek trochę mnie zbił z tropu, gdyby cała książka była taka, nie chciałoby mi się jej czytać. Na szczęście taka nie jest. Najważniejsze w powieści oraz życiu bohatera są dni następujące po dramatycznych wydarzeniach związanych z ostatnią akcją. Podróż przez amerykańskie południe, pobyt w obskurnym motelu i irracjonalna dla takiego twardziela więź, jaka zaczęła się tworzyć między nim a uratowaną prostytutką, przenoszą powieść w zupełnie inne literackie rejony. Zmiana, jaka zachodzi w głównym bohaterze, nie mogłaby zostać nazwana metamorfozą. To raczej powolne dopuszczanie do siebie stłumionej i ukrytej przez lata łagodności i opiekuńczości. Czas ucieczki to okres kiedy Roy i Rocky są wreszcie wolni – on od mafijnych zobowiązań, ona ma wreszcie kogoś, komu na niej bezinteresownie zależy, kto się o nią troszczy i otacza opieką.
Autorowi świetnie udało się oddać atmosferę przesyconą wolnością i skażoną grożącym bohaterom niebezpieczeństwem. Doskonale pokazał, że nie każdy rodzi się zły i zepsuty, że to raczej okoliczności zmuszają ludzi do złych wyborów, na starcie nie dając szansy na uczciwe życie. Historia Roya to uniwersalna opowieść o walce dobra ze złem. Dzięki temu, że napisał ją scenarzysta filmowy, jest bardzo dynamiczna, łatwa do zekranizowania, przez co idealna dla tych, którzy sądzą, że książki są nudne. Bardzo dobra powieść!
Ja przeczytałam po zachwyceniu się pierwszym sezonem „TD” i taak, dobre to jest 🙂 Szczególnie urzekły mnie pierwsze strony – zderzenie dość surowej narracji z nieoczekiwanie poetyckimi metaforami i porównaniami.
Kolejna pozycja którą trzeba przezytać 🙂 Dzięki za ciekawą recenzję.
Nie znam tego autora, ale okładka faktycznie przykuwa wzrok.