Liczba stron: 200
Poprzednie książki Horsta kończyłam, kiedy świtało – naprawdę nie mogłam się od nich oderwać. Tym razem, gdy zamykałam książkę, było jeszcze ciemno. Nie, to nie nagły spadek formy pisarza, lecz niewielka objętość tej powieści – co to jest 200 stron? Porcja literatury na jeden niedługi wieczór.
W tej odsłonie cyklu o Williamie Wistingu cofamy się w czasie o ponad 30 lat. Wisting jest początkującym policjantem, ojcem półrocznych bliźniaków, po uszy zakochanym w swojej wyrozumiałej i cierpliwej żonie. Pracuje jako mundurowy i żeby jakoś związać koniec z końcem często bierze dodatkowe nocne dyżury. Pewnej nocy postanawia zaczaić się w okolicach fabrycznego parkingu, z którego giną samochody. Wkrótce okazuje się, że jeden z nich został wykorzystany do zuchwałego przestępstwa, ale niedoświadczony policjant nie jest uprawniony do zajmowania się tą sprawą. W międzyczasie Wisting pomaga przyjacielowi, kolekcjonerowi starych aut w odnalezieniu właścicieli zabytkowego auta przechowywanego w nieużywanej stodole. Okazuje się, że samochód ma burzliwą przeszłość. W ten sposób młody posterunkowy trafia na ślad historii, która pomoże mu w awansie na stanowisko śledczego.
Autor bardzo zgrabnie połączył trzy plany czasowe – współczesny, gdy Wisting zajmuje najwyższe stanowisko w pionie śledczym, okres jego początków w policji, gdy wpadł na trop sprawy sprzed kilku dekad, oraz ten z początku wieku, gdy wszystko, co wiąże się ze sprawą, miało swój początek. Jak zwykle jest zajmująco i niegłupio. To mój sprawdzony autor, którego polecam bez wahania. Nie obawiajcie się szalonej kolejności, w jakiej wydawane są jego powieści w Polsce – według mnie tło obyczajowe jest naprawdę tylko tłem, więc to, że czasem dzieci Wistinga są małe, a czasem dorosłe zupełnie nie przeszkadza w odbiorze tego, co najważniejsze, czyli zgrabnie napisanych kryminałów.
Podoba mi się pomysł trzech warstw czasowych. Może i nieco to komplikuje czytanie, ale i chyba satysfakcję zwiększa.