Wielka Litera, 2014
Liczba stron: 284
Oprawa graficzna oraz państwo pochodzenia autora działają na wyobraźnię. Nigdy wcześniej nie czytałam książki autora pochodzącego z Gwatemali, lecz już skrótowy opis państwa w Wikipedii oraz notka na okładce roztoczyły przede mną wizję przygody. Książkę czytałam więc z nadzieją na rozrywkę oraz dawkę emocji i suspensu.
Akcję śledzimy z punktu widzenia ochroniarza. Dzięki protekcji „miastowego” wuja młody chłopak ze wsi dostaje pracę jako osobisty ochroniarz córki miliardera, choć tak naprawdę najbardziej pociąga go proste życie na prowincji. Fabuła jednak nie rozwija się w stronę, którą znamy z filmu z Whitney Houston. Przez dłuższy czas jego obowiązki są dość przyziemne, żeby nie powiedzieć, że nudne. Starsza od niego pracodawczyni podoba mu się, lecz chłopak nie czyni żadnego gestu, by zmienić swój status. Tym bardziej, że milionerka ma jakiegoś tajemniczego kochanka. Pewnego dnia kobieta znika bez śladu. Wkrótce pojawiają się żądania okupu.
Poszukiwania porwanej kobiety prowadzą w głąb kraju, w miejsca, gdzie prawo sądowe miesza się z prawem Majów. Im dalej w głąb książki, tym dziwniej. Tak jakby jawa mieszała się ze snem. Akcja wytraca tempo na jakiś czas, po czym znowu gwałtownie przyspiesza. Nie wiadomo co tak naprawdę dzieje się z porwaną, czy wszystko odbywa się za jej przyzwoleniem, czy też działają podawane jej substancje. Autor przyjął taką konwencję i konsekwentnie dążył do tego, by czytelnik nie wiedział co jest prawdą, a co tylko się zdaje. Odnoszę wrażenie, że tytuł książki może być pewną wskazówką – czyżbyśmy byli głusi na fakty i wybierali wygodniejszą wersję rzeczywistości?
Książka ta jest opowieścią o honorze. To również historia o poszukiwaniu siebie. Ten, który był niewinny i uczciwy, zostaje skażony światem miejskiej rozpusty, pożądania, przemocy. Wreszcie i on, walcząc w słusznej sprawie, dokonuje czynu, który być może przeważy na jego przyszłości. Powieść jest niepokojąca, ale nie umiem jednoznacznie powiedzieć czy mi się podobała. Raczej odczuwam zawód, że nie do końca po drodze mi z pisarzami mieszkającymi na południu od USA. Wyjątkiem jest chyba tylko Llosa.