Godzina wychowawcza. Rozmowy o polskiej szkole, Aleksandra Szyłło

godzina-wychowawczaWydawnictwo Czarne, 2017

Liczba stron: 160

Jako nauczycielka z długim stażem, świadoma niedociągnięć i niedoskonałości systemu edukacji w Polsce wiązałam spore nadzieje z tą książką, gdy ujrzałam ją w zapowiedziach wydawniczych. Liczyłam na rzetelne podejście autorki do tematu polskiej szkoły. Jednak już po przeczytaniu wstępu musiałam ochłonąć. Okazało się bowiem, że tytuł ma się tak do treści jak sensacyjne nagłówki w Wyborczej obwieszczające, że nauczyciele w Polsce zarabiają 5 tysięcy na rękę i pracują zaledwie 18 godzin w tygodniu.

We wstępie autorka stwierdza, że dzieci są dla zwykłej, państwowej szkoły kulą u nogi, są traktowane są przedmiotowo i najlepszym, co może im się przytrafić to skierowanie do ośrodka poprawczego lub szkoły dla uzależnionych od narkotyków. Tak właśnie. To że sama nie skończyła zwykłej (czytaj: opresyjnej) szkoły jest jej powodem do dumy i prawdopodobnie dlatego wyszła na ludzi. Czy rozumiecie już dlaczego się gotowałam podczas lektury? Czy z takim nastawieniem można napisać cokolwiek konstruktywnego o szkolnictwie? Oczywiście że nie. Potwierdza to również dobór rozmówców – jest wśród nich dyrektorka szkoły prywatnej, dyrektorzy domu poprawczego, ośrodków szkoleniowych dla osób uzależnionych, itp. Nie ma wśród nich ani jednego nauczyciela ani dyrektora państwowej szkoły podstawowej, gimnazjalnej lub ponadgimnazjalnej. Tak jakby rozmowa z nimi była poniżej godności pani redaktor, jakby ludzie kształcący i wychowujący większość dzieci w wieku szkolnym byli bezwolną, bezmyślną, stłamszoną masą, wiernopoddańczo wykonująca minimum, za jakie płacą im te grube tysiące. I tak jakby dzieci i młodzież kończący takie szkoły były gorsze od tych, które uczęszczają do szkół prywatnych lub szkół dla osób z problemami.

Podczas lektury musiałam polemizować z autorką, pod ręką trzymałam kartki, na których zapisywałam swoje uwagi. Jedyne, co sprawiło, że doczytałam do końca tę książkę, to fakt, iż rozmówcy są ludźmi bardzo ciekawymi, zasłużonymi w edukacji osób ze specjalnymi potrzebami. Zanim po lekturze wstępu wróciłam do lektury, musiałam mentalnie odgrodzić się od tytułu książki, ponieważ nie ma on nic wspólnego ze szkołą, jaką zna większość z nas. Nie dowiemy się z niej absolutnie niczego o edukacji szkolnej, o problemach, z jakimi borykają się szkoły, o tym, co warto by zmienić, co doskwiera nauczycielom, rodzicom i przede wszystkim uczniom. Wręcz przeciwnie – gdzieś pomiędzy wierszami znajdziemy tylko krytykę, zarzuty i nieprawdę. Taki a nie inny dobór rozmówców sprawił, że treść zupełnie odjechała od tytułu i zamierzeń.

Bardzo przykra książka, strasznie nierzetelna. Zapamiętuję sobie tylko to, żeby nigdy PRZENIGDY nie traktować poważnie artykułów napisanych przez tę autorkę publikującą w Wyborczej. Najlepiej w ogóle ich nie czytać, żeby się nie denerwować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.