Wydawnictwo Jaguar, 2010
Liczba stron: 544
Powrót do społeczeństwa dzieciaków otoczonych nieprzekraczalną barierą i pozostawionych bez opieki dorosłych okazał się być doświadczeniem nie tylko satysfakcjonującym literacko, ale także rozwijającym światopoglądowo. Po stoczeniu wielkiej bitwy z Cainem, Sam przejmuje dowodzenie nad dzieciakami z Perdido Beach. Jednak rządzenie gromadą niezdyscyplinowanych małolatów rodzi wiele problemów. Sam nie jest zachwycony swoim stanowiskiem, ale poczucie obowiązku jest silniejsze od zniechęcenia i zmęczenia- chłopak zadaje sobie sprawę, że jeśli on zrzeknie się przywdództwa, jego miejsce może przypaść komuś mniej wyważonemu.
Trzy miesiące po nastaniu ETAPu wiele spraw przybiera zły obrót – kończy się jedzenie, na polach są co prawda jakieś warzywa do zebrania, ale nie ma chętnych by zająć się zbiorem. Sam, Edillo i kilku wiernych przyjaciół nie jest w stanie zaopatrzyć w żywność trzech setek wygłodniałych dzieciaków. Ponadto Caine dochodzi do siebie po spotkaniu ze stworem zamieszkującym kopalnię. Jednakże okazuje się, że tajemna moc zamieszkująca nieczynną sztolnię zawładnęła umysłem chłopca. Stwór z ciemności domaga się jedzenia – jego głód może być zaspokojony tylko w jeden sposób. By nakarmić ciemność Caine, Drake i Diana muszą przejąć kontrolę nad elektrownią atomową.
Na domiar złego w obozie Sama dochodzi do zamieszek pomiędzy dzieciakami nieobdarzonymi mocami, a tymi, którzy wykształcili w sobie nadprzyrodzone umiejętności. Sam wytwarza laserowe światło, Bryza biega szybciej od kuli pistoletu, Dekka potrafi przemieszczać się w przestrzeni, Duck niedawno odkrył, że może kontrolować gęstość swojego ciała. Żadne z nich nie prosiło, ani nie chciało mieć takich mutacji, nie czują się w żaden sposób lepsi, choć nie raz ratują z opresji nieświadome zagrożenia dzieciaki. Jednak takie racjonalne argumenty nie trafiają do wygłodniałych umysłów zdesperowanych wyrostków.
Książka stawia kilka pytań. Przede wszystkim o sens demokracji w społeczeństwie dzieciaków. Sam pragnie równości dla wszystkich, ale brak nakazów ze strony rodziców, brak obowiązków i dyscypliny zaczyna demoralizować młodociane społeczeństwo Perdido Beach. Najczęstszym powtarzanym argumentem, by wymigać się od obowiązków i pracy dla dobra wszystkich są słowa: Jestem tylko dzieckiem. Nadużywanie wolności i powszechny dostęp do używek pogarszają sprawę. Sam nie jest w stanie nakłonić mieszkańców do pracy na polu, do pomocy w przedszkolu, do porządkowania ulic i domów. W swojej dobroci i wierze w idealne społeczeństwo oraz braku doświadczenia nie potrafi wyegzekwować popularnego we współczesnej pedagogice hasła „Kochaj i wymagaj”. Pewnie wcale go nie zna, choć czuje, że dotychczasowa polityka nie przynosi spodziewanych efektów.
Drugą kwestią poruszoną w powieści jest wartość materialna towarów – dopóki nie brakuje żywności, baterii czy papieru toaletowego dzieciaki marnują ogromne ich ilości, ponieważ są za darmo, są ogólnie dostępne, nie należą do nikogo konkretnie. Jak sprawić by zaczęły szanować to, co mają? Czy powinny jakoś zasłużyć czy zarobić na swój przydział żywności? Czy należałoby wprowadzić jakąś walutę, by uświadomić wszystkim wartość pożądanych towarów? Autor tylko sygnalizuje te problemy i mam nadzieję, że szerzej napisze o nich w kolejnych częściach planowanej na sześć powieści serii.
Wow that was unusual. I just wrote an very long
comment but after I clicked submit my comment
didn’t show up. Grrrr… well I’m not writing all that over again.
Anyways, just wanted to say wonderful blog!