Prószyński i S-ka, 2011
Liczba stron: 496
Książka napisana przez duet pisarski dotyczy naszych rodaków mieszkających za oceanem. Beata prawie nie pamięta Polski, wyjechała do Stanów z matką, jako mała dziewczynka. Ojca nie zna, jej amerykański ojczym nie żyje, a matka jest prawdziwym potworem i niesamowicie toksyczną osobą. Aktualnie jest leczona w klinice psychiatrycznej. Beata miotając się między poczuciem winy a pragnieniem odzyskania względnej wolności, podejmuje kilka znaczących decyzji. Rozstaje się ze swoim narzeczonym i wyjeżdża jak najdalej od Chicago, zatrudniając się w Seattle jako psycholog w firmie zajmującej sie zabezpieczeniami sieci komputerowych.
Tam spotyka niedostępnych, ekscentrycznych, zamkniętych w sobie hakerów, którzy pracują nad skomplikowanymi projektami. Wśród nich jest Robert, poturbowany przez życie, w szczególności przez byłą żonę, informatyk, z pochodzenia Polak. Problemy z jakim musi się mierzyć w życiu prywatnym i zawodowym sprawiają, że Robert obwarowuje się murem trudnym do przebicia. Nieprzyjemny incydent na imprezie integracyjnej z klientami firmy jednak zbliża Beatę i Roberta.
Nie jest to typowy romans, bo górę w książce biorą inne uczucia, dalekie od miłości. Bohaterowie zmagają się z poczuciem winy, odrzuceniem, samotnością, zagubieniem. Ponadto oprócz perypetii związanych z prywatnymi problemami bohaterów, dochodzą jeszcze sprawy firmowe. Za sprawą hakerów dezorganizujących życie mieszkańców niektórych stanów, w kraju rozgorzała dyskusja nad etyką zawodową firm podobnych do tej, w której pracują Beata i Robert. Czy specjaliści od komputerów zatrudniani w takich instytucjach pozyskują klientów w nieuczciwy sposób, balansując na granicy prawa, a nawet je łamiąc?
Takie połączenie powieści sensacyjnej z obyczajową wyszło książce na dobre. Akcja posuwa się szybko, czytelnik wciąż jest czymś zaskakiwany. Jak dla mnie tych zaskoczeń było nawet za dużo. Irytacja dopadłą mnie koniec powieści, gdy zaczęło się wszystko składać w całość i okazało się, że prawie wszyscy bohaterowie już kiedyś się znali. Denerwowało mnie też nadużywanie zabiegu literackiego, polegającego na tym, że bohaterowie nagle i niespodziewanie natykali się na osoby, których nie chcieliby spotkać. Tak jakby Seattle było małym miasteczkiem, bo takich spotkań w różnych miejscach było w powieści kilka. I choć książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, to wymienione wyżej uwagi pod adresem fabuły, sprawiły, że książkę potraktowałam jako bajkę, odbierając jej wszelką powagę, nastrojowość i sensowność.