Huragan, Laurent Gaude

WAB, 2012

Liczba stron: 182

Do Nowego Orleanu zbliża się huragan. W mediach ostrzegają o ogromnej sile wiatru, radzą wszystkim opuścić miasto i zabezpieczyć domy i mieszkania. W książce Gaude mamy możliwość obserwowania kilku kolorowych członków społeczności.

„Jest coś wzniosłego w świadomości, że się jest niczym, jest coś szlachetnego w wiedzy, że podmuch wiatru może zniszczyć nasze życie i wszystko zmieść z powierzchni ziemi, nie zostawiając nawet okrucha naszego mikroskopijnego istnienia.”

Najsilniejsza duchem, a najsłabsza ciałem jest stara, stuletnia Murzynka, która w imię zasady, że starych drzew się nie przesadza, odmawia udziału w ewakuacji i pozostaje w mieście, odgrywając ważną rolę w nadchodzących wydarzeniach. Trzydziestoletnia Rose jest matką pięcioletniego chłopczyka. Dziecko jest owocem jej nieudanego związku, w który wplątała się niejako na pocieszenie po wyjeździe jej prawdziwej miłości – Keanu. Zrezygnowana Rose, traktuje chłopca trochę jak piąte koło u wozu, ale przyczyny jej chłodnego stosunku do dziecka długo nie znamy. Keanu, który wyjechał do pracy na platformę wiertniczą i przeżył tam największą traumę swojego życia, postanawia wrócić do porzuconej Rose, nie wiedząc, co go czeka i jak potoczyło się życie kobiety.

Porzuceni na pastwę losu więźniowie osadzeni w miejskim więzieniu wydostają się na wolność i wykorzystują ją w najmniej rozsądny sposób. Wyludnione miasto staje się dla nich miejscem łowów. Nie wierzący we własne siły ksiądz z jednego z kościołów organizuje pomoc dla najuboższych, co dodaje mu pewności siebie. Szok i stres związany z przejściem huraganu odciskają się na psychice księdza, który nie jest już całkiem sobą.

Losy tych ludzi splatają się podczas kilkunastu godzin po przejściu huraganu. Kataklizm to dramat w skali makro, ale na jego tle rozgrywają się również tragedie w skali mikro. Do głosu dochodzą namiętności, żądze, tłumione dotychczas frustracje oraz duma czarnoskórych. Noc wypełniona jest strachem, podszyta niepewnością, ale także na nowo rozbudzonymi nadziejami. Z wody wypełzają krokodyle przyniesione z deszczem z pobliskich bagien stanowiąc dodatkowe zagrożenie dla bezpieczeństwa. Stają się również symbolem czyhającego zła lub odwiecznej sprawiedliwości.

Jedyne, co uderzyło mnie w sposób negatywny, to wielokrotne podkreślanie tego, że czarnoskórzy zostali poszkodowani przez białych, opuszczeni w obliczu szalejącego huraganu, zostawieni na pastwę losu. Owszem, jest w tym dużo prawdy. Ale mam wrażenie, że w powieści do głosu dochodzą odwieczne animozje między obiema grupami obywateli amerykańskich. Moim zdaniem, o ten wątek w książce za dużo. Wystarczyłyby osobiste dramaty bohaterów. To one najbardziej poruszają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.