Liczba stron: 288
To ostatnia z przeczytanych w 2015 roku książek i rzutem na taśmę dostała się do grupy najlepszych. „Jolanta” jest zwykła, a jednocześnie zupełnie niezwykła jako książka i jako bohaterka tej książki.
Warszawski Żoliborz, osiedle stojące w cieniu Fabryki Samochodów Osobowych, na którym mieszkają głównie robotnicy zatrudnieni w największym w dzielnicy zakładzie. Sylwia Chutnik bierze pod lupę jedno z mieszkań i niczym biolog studiujący życie w kropli wody, opisuje to, co się w nim dzieje. Zajmuje je przeciętna rodzina z dwójką dzieci. Ojciec pracuje, matka głównie zajmuje się domem, ale lubi popijać, choć nie robi tego ostentacyjnie. Czasami spędzają czas wspólnie z dziećmi, wyjeżdżają na weekend. Potem ojciec znika, odchodzi do innej, a matka pogrąża się w rozpaczy. Nikt już nie zajmuje się dziećmi. Jolanta wychowuje się sama pielęgnując w sobie urazę względem ojca, którego obwinia o wszystko. Ogarnia ją marazm, niechęć do zmian, obraża się na świat. Jest niezaradna, nieporadna, flejowata. Potem czasy się zmieniają, otwierają granice, Jolanta wychodzi za mąż za pierwszego chłopaka, który zwrócił na nią uwagę. Jednak jest coraz bardziej zamknięta w sobie, odizolowana, niedostępna.
Jolanta ma pecha. Urodziła się w rodzinie, która nie wiedziała czym jest depresja, nie mówiono o tej chorobie w telewizji, nie umiano rozpoznać symptomów. Dziewczyna z roku na rok coraz bardziej pogrążała się w odmętach swojego umysłu, być może dolegało jej jeszcze coś innego. W każdym razie autorka opisuje dziwne stany, w jakie popadała Jolanta w fantastyczny, nieco hipnotyczny sposób. Doskonale obrazuje rodzinę jakich było wiele w latach 80., mentalność prostych ludzi i zachłyśnięcie się nowymi możliwościami po przełomie w roku 1989. Mimo tego, że Chutnik skupia się na jednostce, przemyca ogólne prawdy o człowieku, który, żeby się rozwijać, potrzebuje uwagi, miłości, czułości. Warto!
Zgadzam się. Warto, warto i po trzykroć warto. Chutnik potrafi poruszać bardzo czułe struny i bardzo sprawnie korzysta z języka polskiego.
To prawda, ta książka jest tak zwyczajnie niezwykła i właśnie dlatego tak trudno o niej zapomnieć. Aż nabrałam ochoty na dalsze poznawanie twórczości Sylwii Chutnik.
Zastanawiałam się czy po trochę słabszych opowiadaniach „W krainie czarów” Chutnik wróci do formy. Twoja recenzja nastraja mnie bardzo optymistycznie.