Liczba stron: 431
Kto mnie czyta, wie, że dość dużą niechęcią darzę powieści obyczajowe i romanse. Drażnią mnie schematy fabularne, przewidywalność i nadmiar słodyczy. Po książkę „Kiedy będziemy deszczem” sięgnęłam, ponieważ jest reklamowana jako thriller. I rzeczywiście już na samym początku dowiadujemy się, że holenderska policja prowadzi poszukiwania kobiety polskiego pochodzenia, matki dwojga małych dzieci, niepracującej żony, która wieczorem wyszła na spacer z psem i nie wróciła do domu. W komputerze potencjalnej ofiary znajdują mejle do koleżanki, pisane po polsku, więc sprowadzają tłumaczkę, która ma przełożyć ich treść. Policjanci spodziewają się, że znajdą w nich coś, co pomoże kobietę odnaleźć lub zakwalifikować jej zaginięcie jako ucieczkę.
Po kilkudziesięciu stronach ten wątek się urywa i następuje retrospekcja zdarzeń prowadzących do tego fatalnego wieczoru, kiedy zaginęła Inga. I tu zaczyna się coś, co jest dla mnie watą słowną. Opis jej życia z dwójką dzieci i wiecznie nieobecnym (ciałem lub duchem) mężem, który prowadzi… no wiadomo do czego, choć akurat tutaj sprawa się mocno komplikuje, bo wybranek jest dużo młodszy. I lecimy ze schematami – wychodzi na spacer z dziećmi i… kogo spotyka, gdy brakuje jej rąk do ogarnięcia dwójki rozbieganych dzieciaków? Spada jej łańcuch w rowerze i… kto jej pomaga? Przyczepia się do niej bezdomny pies i… kto jest specjalistą od tresury? Wątek z psem jest całkiem sympatyczny, choć chwilami miałam wrażenie, że autorka mocno bazowała na programach lub książkach Cesara Milana. Dopiero pod koniec znowu następuje zwrot akcji i z romansu przechodzimy w czas rzeczywisty zaginięcia i tutaj pojawia się mały dreszczyk emocji.
W związku z tym nie jestem zachwycona tą powieścią, tym bardziej, że tekst naszpikowany jest zdaniami w stylu wieszcza Coelho, kwieciste frazy i barokowe porównania kłują mnie w oczy. Nie przekonuje mnie zupełnie postać męża Ingi – żaden facet nie jest tak zajęty robotą, żeby nie zauważyć rywala pod nosem. To również typowe dla literatury obyczajowo-romansowej przerysowanie postaci. Uczciwie jednak przyznaję, że doczytałam książkę do samego końca i czytałam ją z zaciekawieniem, choć omiatałam kartki wypełnione watą słowną jedynie przelotnym spojrzeniem, żeby tylko zorientować się co i jak. Chciałam się dowiedzieć, jak to było z jej zniknięciem.
Wnioski?
Jeśli chcecie thrillera – omijać!
Jeśli lubicie powieści o miłości – czytać!
Jeśli lubicie powieści obyczajowe z wątkiem sensacyjnym – czytać!
Zapewniam Cie, ze isnieja mezowie, ktorzy nie widza rywala pod swoim nosem.
Jeśli chodzi o uczuciowo-zniuansowaną warstwę życia, to mężczyźni bywają ślepi. Nie chcę pokazywać palcami, ale sam jestem na to doskonałym przykładem.