Bellona, 2013
Liczba stron: 324
Myślałam, że przeczytam tę książkę latem, gdy człowiek potrzebuje ochłody. Niestety, jakoś mi to umknęło, więc skorelowałam ją z porą roku i sama będąc nieco zmarznięta, w grudniu zabrałam się za relacje z kilku wypraw Marcina Gienieczki do Kanady i po Syberii.
Po kilkudziesięciu stronach myślałam, że wymięknę – książkę rozpoczyna bowiem opis nieudanej wyprawy w Kanadzie. Nieudana była z kilku względów – zaginął ważny bagaż, nie dopisała pogoda, a przede wszystkim zawiedli ludzie, którzy najpierw służyli pomocą, a potem wypięli się na Gienieczkę. Co więcej, zajęli się także czarnym PR dla podróżnika. Bałam się, że książka „Kierunek północ” może okazać się formą osobistych porachunków z panami, którzy zagrali niefair. Na szczęście dalsze rozdziały skupiły się na bardziej pozytywnych aspektach podróżowania i wyznaczania sobie ambitnych tras.
Opisy trudności, na jakie napotyka podróżnik przemierzający odcięte od cywilizacji ostępy, mrożą krew w żyłach. Mróz i wiatr sprawiają, że kruszą się elementy wyposażenia; pot zamarza na skórze; rwące górskie rzeki, choć nie są głębokie, potrafią porwać sprzęt i ludzi; zwierzęta, szczególnie niedźwiedzie, mogą pojawić się niespodziewanie na ścieżce i błędnie zinterpretować zamiary podróżnika. A zmęczenie? A ciężar, który trzeba dźwigać? A zmienne warunki pogodowe? A strefy niedostępne w Rosji, gdzie można zostać aresztowanym i podejrzanym o szpiegostwo? Problemów jest mnóstwo. I tylko nieliczni zdecydują się na ich pokonywanie. Dobrze jednak, że są ludzie tacy jak Marcin Gienieczko. Jego pasja stała się jego zawodem i sposobem na życie. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, choć na szacunek zasługuje to, że potrafi się wycofać wtedy, gdy zagrożenie jest zbyt duże. Wycofuje się, ale nie na zawsze. Wraca i kończy to, co zaczął.
Z przyjemnością poczytałam o podróżach, także tych wgłąb siebie. Wydanie bogate jest w fotografie barwne, które przybliżają miejsca wędrówek oraz panujące w nich warunki. Dla tych, którzy chcieliby pójść w jego ślady, autor zamieszcza praktyczne rady – pisze, co i ile czego zabrać, żeby przetrwać. Bardzo podoba mi się projekt okładki. Niesamowicie przemawia do mojej wyobraźni. Jako osoba ciepłolubna nigdy nie chciałabym tak wyglądać. Z zaciekawieniem obejrzałam załączony film z wyprawy do Kanady na szlak Canoil.
W książce zabrakło mi trochę bardziej rozbudowanych opisów miejsc, w których Gienieczko wędrował. Narracja aż za bardzo skupia się na osobie autora. Zaskoczyło mnie również to, że dało się wyczuć pewną nieporadność stylistyczną i powtórzenia. Autor jest dziennikarzem, więc myślałam, że ma dobry warsztat pisarski, a jednak sporo rzeczy raziło.